Wyszłam z swojego małego mieszkania z uśmiechem na ustach. Po ulicach naszego miasteczka kręcili się ludzie. Dzisiaj była moja zmiana na pełnienie warty na murze. Nudne zajęcie. Czasami tylko zdarzali się jacyś szwendacze. Poprawiłam pas z bronią i ruszyłam do muru. W ręce miałam karabin szturmowy a w kaburze swój prywatny pistolet i nóż. Obie te rzeczy dostałam w prezencie od naszego przywódcy którego nazywaliśmy Gubernatorem. Tak naprawdę nikt nie znał jego imienia ale nikt nie narzekał. Dbał o nasze bezpieczeństwo i żebyśmy mieli co jeść. W zamian za to wykonywaliśmy jego rozkazy. Nie zawsze zgadzałam się z jego metodami ale uratował mi życie więc miałam co do niego zobowiązanie. Być Lojalnym.
Weszłam po drabinie na mur i wymieniłam się z Nickiem. Był wyraźnie zmęczony całonocną wartą. Usiadłam na jego miejscu i przyglądałam się terenowi za murem. Usłyszałam ciężkie kroki na drabinie. Odwróciłam się w ich kierunku. Uśmiechnęłam się na widok Merla.- cześć, jak na wyprawie? - zapytałam mężczyznę.
- znaleźliśmy rozbity helikopter, a przy nim kręciły się dwie kobiety - odpowiedział mi - wzięliśmy je ze sobą, Gubernator się nimi zajmuje - Myślałam że apokalipsa już trwa na tyle długo że wykształciły się już grupy tych którzy przetrwali.
- były same? - zadałam kolejne pytanie.
- w ich towarzystwie, było dwóch sztywnych, oboje bez szczęki i rąk zapięci łańcuchami - zmarszczyłam brwi. Ale po co - nie atakowali ich, wyglądali jakby byli w jakimś uśpieniu, znają się na rzeczy - mądra taktyka. Inni szwendacze nie atakowali ich.
- to nie był głupi pomysł - wzruszył ramionami.
- a zapomniałbym, Gubernator chce cię widzieć - mnie ale po co?
- mówił po co? - mężczyzna pokręciło głową.
- masz na niego czekać pod mieszkaniem, potrzymam za ciebie warte - podałam mu broń i skierowałam się do domku Gubernatora. Miałam na niego czekać więc stałam na werandzie.
Usłyszałam w środku kroki i domu wyszły dwie kobiety. Jedna z nich to była blondynka z jasną cerą, drugą zaś była czarnoskóra i miała dredy na głowie. Obie spojrzały na mnie jakby chciały mnie zabić. Wyminęłam je i weszłam do środka.- sir? - zapytałam gdy weszłam do środka. Usłyszałam stukot jego ciężkich butów na panelach. Wyłonił się zza futryny.
- witaj Annie - uśmiechnął się do mnie. Był pokaźnym mężczyzną z ciemnymi włosami, zawsze chodził w długim ciemnym płaszczu.
- dzień dobry - nie pewnie odwzajemniłam jego uśmiech. Ruchem ręki zachęcił mnie za podążaniem za nim. Weszliśmy do salonu połączonego z kuchnią.
- usiądź - wskazał na krzesło. Wykonałam jego rozkaz - napijesz się czegoś? - zapytał. Wyciągnął z szafki dwie szklanki i wyshky.
- nie dziękuję, dzisiaj mam warte na murze - pokiwał głową z uznaniem.
- więc nie będę cię długo trzymać, widziałaś te dwie kobiety które przed chwilą wychodziły? - pokiwałam głową - przed chwilą tu przybyły, mam do ciebie prośbę, chciałbym abyś w wolnych chwilach co jakiś czas na nie zerkała, są nowe a jedna z nich nie wyraża zbytnich chęci do współpracy z nami - mężczyzna usiadł obok mnie.
- oczywiście sir - kiwnęłam głową. Wstałam z miejsca - do widzenia - skierowałam się do drzwi zostawiając go samego.
CZYTASZ
Lojalna Tobie
FanfictionAnnie dane jest żyć w czasach gdy po świecie chodzą żywe trupy. Dostała szansę od losu i zamieszkała w miestaczeku Woodbury. Dzięki swoim umiejętnością zostaje żołnierzem Gubernatora. Ta książka powstała z myślą o wszystkich tych ludziach którzy k...