Rozdział 8

33 2 0
                                    

Zerwałam się z łóżka. Kolejny koszmar. Nawiedzały mnie co jakiś czas. Za oknem było już ciemno. Usłyszałam kroki. To był Gubernator. Zapomniałam o nim. Wyjrzał przez drzwi.

- wszystko w porządku? - zapytał mnie. Przetarłam twarz dłońmi.

- tak - usiadł na skraju mojego łóżka.

- często to się zdarza? - czyli słyszał. Może krzyczałam.

- co jakiś czas, zazwyczaj to wspomnienia kiedy byłam jeszcze w grupie z rodziną i z kilkoma znajomymi rodziców - kiwnął głową.

- co się z nimi stało? - westchnęłam.

- musieliśmy rozbić obóz w lesie, nie spodziewaliśmy się stada, tylko mi udało się uciec, kilka miesięcy błąkałam się sama aż dotarłam tutaj, myślałam że zaznam tu spokoju ale koszmary się nie skończyły - pociągnęłam nosem starając się nie rozpłakać. Moja rodzina była jaka była ale kochałam ich a przez epidemie zbliżyliśmy się do siebie.

- przez to wszystko wielu dobrych ludzi odeszło, trzeba się pozbierać i żyć westchnęłam.

- to nie byli dobzi ludzie - zmarszczył brwi.

- co masz na myśli? - wzruszyłam ramionami.

- nie ważne już, pójdę pod prysznic - wstałam z łóżka i wyciągnęłam z szafy czyste ubrania.

- później zmienię ci opatrunek - kiwnęłam głową i wyszłam do łazienki. Nie poradnie zdjęłam z siebie ubrania i opatrunek i weszłam po letni strumień wody. Rana zapiekła ale dało się wytrzymać. Umyłam jak najszybciej się dało. Założyłam na siebie tylko szorty i stanik, bluzę wzięłam do ręki, założę ją kiedy Gubernator zmieni mi opatrunek. Wyszłam z łazienki przechodząc do salonu. Mężczyzna już tam na mnie czekał. Spojrzał na mnie. W ciszy usiadłam obok niego na kanapie.

- sytuacja szybko się zmieniła - zaśmiałam się chcąc rozluźnić atmosferę. Uśmiechnął się.

- chodź tu - przybliżył się do mnie, w ręce miał bandaże, gazę i butelkę z jakimś płynem. Nalał płyn na chusteczkę i przyłożył mi ją do zszytej rany. Cicho jęknełam - chyba nie jest tak źle - roześmiał się. Przewróciłam oczami. Mężczyzna delikatnie owijał moje ramię. Jego palce były twarde i szorstkie. Kiedy skończył odsunął się odemnie.

- dziękuję - kiwnął głową.

- nie ma za co, jesteś głodna? - zdziwiła mnie jego opiekuńczość w stosunku do mnie.

- trochę tak - zagryzł wargę zastanawiając się.

- zrobię ci coś, mam nadzieję że nie masz mi za złe że przeglądam twoje szafki - zaprzeczyłam ruchem głowy.

- niech się pan czuje jak u siebie - odszedł odemnie i otworzył lodówkę nie było tam wiele. Ale była tam reszta mięsa sięgnął po chleb. W tym czasie założyłam na siebie rozpinaną bluzę ale jej nie zasunęłam.

- tylko to znalazłem - podał na stół talerz z dwoma kanapkami. Miałam problem z korzystaniem z lewej ręki.

- a pan nie je? - pokręcił głową.

- jadłem kiedy spałaś - pokiwałam głową. Niezdarnie podniosłam kanapkę.

- kurwa - zaklnęłam pod nosem.

- mam ci pomóc? - zaśmiał się. O nie, na to nie ma szans.

- poradzę sobie - w końcu udało mi się wziąć kęs kanapki. Mężczyzna odwrócił odemnie wzrok.

- mam zostać z tobą na noc? - zapytał. Pokręciłam głową.

- może pan pójść do siebie, nie chce robić kłopotu - mężczyzna machnął ręką.

- jakby nie patrzeć jesteś w takim stanie z mojej winy, nie robisz mi kłopotu - uśmiechnął się do mnie.

- zastanawiał się Pan co zrobi z Merlem i z grupą z więzienia? - zmieniłam temat. Zaprzeczył ruchem głowy.

- nie wiem, ale chyba będę musiał posunąć się do najkrwawszej metody - mieliśmy wystarczająco duży Arsenał żeby zabić w ich wszystkich nie narażając się na utratę swojego życia. Ale czy to było dobre rozwiązanie. Oparłam głowę na dłoni - widzę że wciąż jesteś zmęczona, pójdę do siebie - wstał - wypocznij, chciałbym żebyś jak najszybciej wróciła do sprawności, potrzebujemy cię - położył rękę na moim zdrowym ramieniu - śpij dobrze - wyszedł z mojego mieszkania. Westchnęłam. Udałam się spowrotem do swojego łóżka. Może uda mi się zasnąć.

Lojalna Tobie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz