Przez ulewę z ledwością widział drogę. Tylko światła reflektorów rozjaśniały panujący wokół mrok. Oparł łokieć o drzwi i pogłaskał się po brodzie.
Myślał o niej.
Widział ją, jak patrzyła na niego przestraszonymi oczami. Czuł jej lęk. Chciał go czuć. Po tym co mu zrobiła, marzył tylko o jednym, o zemście.
Deszcz bębnił o szyby. Wycieraczki nie nadążały z jego ścieraniem. Gdzieś się błysnęło, a potem niebo rozdarło na kilka części. Rozległ się potężny huk. Oleg zmrużył oczy. Nad lasem znowu zrobiło się jasno. Aż pulsowało.
Ściągnął w gniewie brwi. Przypomniało mu się coś, o czym chciał zapomnieć.
Skręcił w drogę dojazdową. Gdy wjechał w kałużę, od kół chlasnęła fontanna wody, brudząc czarne, kute ogrodzenie. Otworzył bramę pilotem i przejechał między dwoma kamiennymi słupkami.
Spojrzał w okna salonu, z którego wylewało się światło lampki. Z daleka widział ślęczącego nad dokumentami ojca.
Przewrócił oczami.
Przyhamował i zerkając przez ramię, ostrożnie wycofywał czarnym mercedesem cls do garażu. Po chwili się zatrzymał i zgasił silnik.
Oparł łokcie o kierownicę, wplótł palce we włosy i zaczesał do tyłu. Wsłuchując się w siąpienie deszczu, zobaczył wzbijające się w niebo gęste kłęby dymu i ognia. Z oddali wyły syreny, a on patrzył na błyskające się niebieskie światła.
Oderwał się od kierownicy i opadł plecami na oparcie. Patrzył tępym wzrokiem na łunę światła, która dobywała się z domu. Myślał o ojcu. O tym, co by się stało, gdyby poznał prawdę.
Westchnął.
Wyjął kluczki ze stacyjki, pchnął drzwi i z trzaskiem wyszedł z samochodu. Ściągnął boki płaszcza, czując na sobie zimno bijące od betonowych ścian.
Zatrzymał się w progu.
Patrzył, jak deszcz odpryskiwał od bruku i uderzał go w twarz. Włosy miał już mokre. Oparł się o futrynę i zaciągał zapachem lasu i wody.
Nagle wokół rozległ się brzęk. Sięgnął do kieszeni po komórkę. Trzymając ją w dłoni, wpatrywał się w migoczący w mroku ekran. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, a zwłaszcza z nim. Telefon zgasł, ale po chwili znowu raził mu w oczy.
– I jak ci poszło? – odezwał się skrzeczącym głosem mężczyzna.
– Dobrze. Już jest moja. – rzekł oschle. – Czego chcesz?
– Nic. – Zrobił przerwę. – Masz te papiery?
– Nie.
– Ona nie może ich znaleźć.
– Wiem.
– Co oficjalnie spowodowało wypadek?
– Wyciek paliwa.
– To pewne?
– Tak. Sorry, ale nie mam czasu na pogaduszki. Znowu odwalam za ciebie czarną robotę.
– Tylko bądź ostrożny.
– Na razie.
Rozłączył się.
Schował telefon do kieszeni i zamknął drzwi do garażu. Jeszcze mżyło. Zakrył ręką pół twarzy i pobiegł do domu. Szarpnął za klamkę i wpadł do korytarza razem z chłodnym powietrzem. W mglistym świetle z salonu zdejmował przemoczony płaszcz, a potem buty. Chciał wejść drewnianymi schodami na górę, ale się cofnął.

CZYTASZ
Zwodzeni
Storie d'amore"Dotąd wszystkie kobiety traktował jak lalki... aż jedną sobie ożywił, by się z nią pobawić...". Po tragicznej śmierci rodziców Ola próbuje ułożyć sobie życie na nowo, nie zauważając czyhającego na nią zagrożenia. Wpuszcza do domu człowieka, który p...