II

1.1K 81 25
                                    

Przez ulewę z ledwością widział drogę. Tylko światła reflektorów rozjaśniały panujący wokół mrok. Oparł łokieć o drzwi i pogłaskał się po brodzie.

Myślał o niej.

Widział ją, jak patrzyła na niego przestraszonymi oczami. Czuł jej lęk. Chciał go czuć. Po tym co mu zrobiła, marzył tylko o jednym, o zemście.

Deszcz bębnił o szyby. Wycieraczki nie nadążały z jego ścieraniem. Gdzieś się błysnęło, a potem niebo rozdarło na kilka części. Rozległ się potężny huk. Oleg zmrużył oczy. Nad lasem znowu zrobiło się jasno. Aż pulsowało.

Ściągnął w gniewie brwi. Przypomniało mu się coś, o czym chciał zapomnieć.

Skręcił w drogę dojazdową. Gdy wjechał w kałużę, od kół chlasnęła fontanna wody, brudząc czarne, kute ogrodzenie. Otworzył bramę pilotem i przejechał między dwoma kamiennymi słupkami.

Spojrzał w okna salonu, z którego wylewało się światło lampki. Z daleka widział ślęczącego nad dokumentami ojca.

Przewrócił oczami.

Przyhamował i zerkając przez ramię, ostrożnie wycofywał czarnym mercedesem cls do garażu. Po chwili się zatrzymał i zgasił silnik.

Oparł łokcie o kierownicę, wplótł palce we włosy i zaczesał do tyłu. Wsłuchując się w siąpienie deszczu, zobaczył wzbijające się w niebo gęste kłęby dymu i ognia. Z oddali wyły syreny, a on patrzył na błyskające się niebieskie światła.

Oderwał się od kierownicy i opadł plecami na oparcie. Patrzył tępym wzrokiem na łunę światła, która dobywała się z domu. Myślał o ojcu. O tym, co by się stało, gdyby poznał prawdę.

Westchnął.

Wyjął kluczki ze stacyjki, pchnął drzwi i z trzaskiem wyszedł z samochodu. Ściągnął boki płaszcza, czując na sobie zimno bijące od betonowych ścian.

Zatrzymał się w progu.

Patrzył, jak deszcz odpryskiwał od bruku i uderzał go w twarz. Włosy miał już mokre. Oparł się o futrynę i zaciągał zapachem lasu i wody.

Nagle wokół rozległ się brzęk. Sięgnął do kieszeni po komórkę. Trzymając ją w dłoni, wpatrywał  się w migoczący w mroku ekran. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, a zwłaszcza z nim. Telefon zgasł, ale po chwili znowu raził mu w oczy.

– I jak ci poszło? – odezwał się skrzeczącym głosem mężczyzna.

– Dobrze. Już jest moja. – rzekł oschle. – Czego chcesz?

– Nic. – Zrobił przerwę. – Masz te papiery?

– Nie.

– Ona nie może ich znaleźć.

– Wiem.

– Co oficjalnie spowodowało wypadek?

– Wyciek paliwa.

– To pewne?

– Tak. Sorry, ale nie mam czasu na pogaduszki. Znowu odwalam za ciebie czarną robotę.

– Tylko bądź ostrożny.

– Na razie.

Rozłączył się.

Schował telefon do kieszeni i zamknął drzwi do garażu. Jeszcze mżyło. Zakrył ręką pół twarzy i pobiegł do domu. Szarpnął za klamkę i wpadł do korytarza razem z chłodnym powietrzem. W mglistym świetle z salonu zdejmował przemoczony płaszcz, a potem buty. Chciał wejść drewnianymi schodami na górę, ale się cofnął.

ZwodzeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz