Część 1 - Instruktor

30 0 0
                                    

Prolog

Czy to ma być jakiś żart? – warknąłem, patrząc na swojego dowódcę, który patrzył na mnie znad generalskiego biurka w zamku. – Jestem cholernym rycerzem – nie niańką dla smarków.

- To nie będą smarki, tylko dorosłe osoby pragnące nauczyć się walki mieczem – powiedział ze spokojem Generał Styks, choć wyraz jego twarzy mówił coś całkiem innego. – Jesteś najlepszym Wojownikiem, jakiego mamy – do tego połowa naszych żołnierzy wskazała cię jako najlepiej tłumaczącego każdy aspekt walki, w tym wiedzy teoretycznej...

- Którzy to byli? – zapytałem przez zęby. – Dorwę ich nim mrugną.

- Artemie, nie oszukujmy się – umiesz uczuć.

- Ale jestem żołnierzem! – zauważyłem wściekle. – Nie niańką dla znudzonych bogaczy!

Wtedy Generał zmrużył oczy i wstał – byliśmy podobnej postury i wzrostu, czyli mieliśmy ponad dwa metry i ciała wojowników, lecz – choć to ja miałem w ochach błysk zabijaki – tak to on sprawiał teraz bardziej śmiercionośne wrażenie.

A głownie dlatego, że...

- Uwierz mi... - ściszył groźnie głos. – ...gdybym mógł wybrać kogoś innego, zrobiłbym to.

- Więc dlaczego, do diabła, tego nie zrobisz?

- Ponieważ drugą wskazaną osobą jest Daren! - huknął nagle. – Wyobrażasz sobie, co zrobi Król, jeśli go tam poślę? Nie minie doba, a zostanę ochrzaniony, że wysłałem do tych snobów kogoś wyglądającego jak przerośnięty mięśniak!

- Wiedziałem! – krzyknąłem wtedy. – To przez...

- Tak – przyznał od razu. – Pójdziesz tam grzecznie, bo umiesz uczyć, lecz przede wszystkim jesteś dość ładny, by sprawić, że nawet twoja niewyparzona gębą schodzi na drugi plan. Na pewno... - nagle uśmiechnął się wrednie. - ...panie będą tobą zachwycone.

- Wolę byś mnie zabił – stwierdziłem od razu, widząc, że ten sięga po miecz.

- Nie kuś.

- Do diabła, Styks – jęknąłem, widząc, że nie mam wyjścia.

- To tylko trzy miesiące - oświadczył, odkładając miecz i siadając tak, jakby przed momentem nie chciał odrąbać mi łba. – Pouczysz ich trochę, poflirtujesz, może nawet kogoś zaliczysz, a potem wrócisz sobie do swoich ukochanych, pełnych brudu i syfu uliczek.

Sfrustrowany przeczesałem krótkie czarne włosy i jęknąłem:

- Nie mam zamiaru z nikim flirtować, ani zaliczać – nie ma nic gorszego niż bogate babsko – oświadczyłem, widząc, jak ten pyta z uniesionymi brwiami:

- Czyżbyś mówił z doświadczenia?

- Taa... - przyznałem. – Raz się z jedną przespałem. Gorąca jak diabli, ale okazała się cholernie zaborcza – nawet próbowała mnie przekupić, bym z nią został.

Od razu się skrzywił.

- Cóż, taki los pięknych chłopców.

- Jeszcze słowo... – obniżyłem głos. – ...a zapomnę, który z nas jest Generałem.

- Ale to prawda – zauważył. – Nie ważne czy masz tę czarną szczecinę na twarzy, czy nie – niektórzy rycerze wręcz zazdroszczą ci tej facjaty, którą ty jak obaj wiemy nie znosisz.

- Dziwisz mi się? – zapytałem w końcu. – Same z tego problemy – nie jestem pieprzonym księżólkiem, tylko wojownikiem. Mam w dupie swoją gębę.

- Zdziwisz się, ale pewnego dnia przyjdzie dzień, gdy będziesz za nią dziękował.

- Wolę nie – oświadczyłem. – Jeśli jakaś kobieta będzie znowu mnie chciała tylko przez moją gębę, przyrzekam, że przestanę ją ochraniać w czasie walki.

Zamrugał zaskoczony, po czym spytał:

- Czy... miałeś przez to aż tyle problemów?

- Nawet nie pytaj.

- ...a myślałem, że bycie przystojnym to sama przyjemność...

- Daj spokój – sam powinieneś wiedzieć, że nie wszyscy na to lecą. Spójrz na własną żonę – zauważyłem. – Jakoś cię pokochała, choć nie masz przystojnej gęby.

- Może i nie jestem tak przystojny jak ty...

- Chcę powiedzieć... – przerwałem mu. – ...że bycie przystojnym wcale nie gwarantuje szczęścia. Jesteśmy w tym samym wieku – przypomniałem, widząc, że w końcu rozumie. – A ja wciąż nie mam nikogo, podczas gdy ty pławisz się w miłości do żony i syna.

- ...Artem...

- Daj spokój – nie mówię tego, by się żalić, czy byś czuł się winny. Jesteś moim przyjacielem – chcę byś był szczęśliwy.

Patrzył na mnie przez chwilkę, po czym nagle wyznał:

- Odnajdziesz kobietę dla siebie.

- Tia...

- Mówię poważnie. Dlatego właśnie, że jestem twoim przyjacielem – zauważył. – Wyznam ci coś: Susan powiedziała mi jakiś czas temu, że z początku cholernie się jej podobałeś, ale kiedy zobaczyła, jak się zachowujesz, była tobą wręcz rozczarowana...

- Dzięki – rzekłem z lekkim przekąsem. – Czyli buźka spoko, charakter do bani.

- Bo masz niewyparzony język i gwałtowny sposób bycia – oświadczył od razu. - Jednak nie powiedziałem wszystkiego. Susan cię nie lubiła... dopóki nie zaczęła cię naprawdę poznawać. Myślisz, że zostałbyś ojcem chrzestnym naszego syna bez jej przyzwolenia? Sama cię zasugerowała.

Zdumiałem.

- Naprawdę?

- Tak. Nawet nie wiesz, co czułem, kiedy mi to wyjawiła. Wpierw byłem o ciebie wręcz zazdrosny, ale... kiedy zobaczyłem w niej te same uczucia do ciebie, co sam czuję...

- Zaczyna się robić strasznie - oświadczyłem od razu i obaj się zaśmialiśmy.

- Ech... zrobisz to? – zapytał mnie w końcu i westchnąłem ciężko, pytając tylko:

- Powiedziałeś dorośli... ale jaki przedział wiekowy? Nie chcę żadnych szczyli koło osiemnastki, ani ludzi po siedemdziesiątce - wyzionę ducha w obu przypadkach.

- Cóż... z tego, co mi powiedziano, to osoby między dwudziestką a trzydziestką...

- I tak skaranie - mruknąłem. – No dobra. A coś, co powinienem wiedzieć?

- Nie – rzekł od razu. – Wiem jednak, że będzie tam kilku magów.

- Magów, co? – oparłem pieści o biodra. – A na co magom walka bronią?

Wzruszył ramionami.

- Zdaje się, że istnieją magowie, którzy lubią wiedzieć, jak używać ostrza. Sam taki jesteś – przypomniał, lecz ja zakręciłem oczami.

- Nie używam magii, chyba że to konieczne. Poza tym, wolę swój Claymore niż magię.

- Tia i dlatego tam pójdziesz.

Westchnąłem pokonany.

- Od kiedy?

- Kurs zaczyna się za tydzień, na bocznym placu zamkowym.

Dziedziczka Upadłego RoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz