Twoje nogi stawiały powolne kroki, nie wiadomo gdzie, sam nie wiedziałeś gdzie idziesz. Chciałeś tylko uciec, uciec od wszystkiego i wszystkich, w twoim sercu znajdował się ból, ogromny ból który nie chciał zniknąć.
Na twojej twarzy zamiast tego cudownego uśmiechu znajdował się smutek.
Twoje oddechy były coraz ciężej brane a okropne pytania pływały po twojej głowie, chciałeś tylko spokoju chociaż ten raz..
Wspominając sobie te chwile w których twoje serce pękało przez zazdrość, och zazdrość.. Było to okropne.
Z każdym dniem, z każdym dniem te uczucie stawało się coraz bardziej nie do przeżycia, niszczyło cię od środka.. Tak strasznie niszczyło.
Tak strasznie niszczyło twoje oczy przez łzy, tak strasznie niszczyło twoje delikatne ciało.. Zazdrość.. Zazdrość. To właśnie ona była wszystkiego powodem, tak strasznie nienawidziłeś tego uczucia.
To właśnie przez nie jesteś tak strasznie przewrażliwiony..
To właśnie przez nie jesteś zniszczony, jednak cieszysz się, cieszysz się z tego powodu, bólu.
Niby był okropny jednak przyjemny w pewnym sensie.. Dopełniał tylko twoją miłość, dopełniał całego ciebie, och zazdrość.
Sam dokładnie nie wiedziałeś czym było spowodowane to uczucie, jednak nagle je poczułeś. Byłeś tak cholernie nagle zmęczony, czemu nie mogę być idealny?
Tylko te słowa krążyły ci po głowie.. I niestety nie chciały przestać.
Bóg ma jednak swoich ulubieńców.