ROZDZIAŁ I

87 6 6
                                    

TERAŹNIEJSZOŚĆ

- Pa Karl, widzimy się po twoim wyjeździe – zawołał do przyjaciela nie za wysoki brunet.

- Wiem George, chociaż wizja dwóch tygodni bez ciebie brzmi trochę nudnie ale co na to poradzić – zaśmiał się na własne słowa szarooki 17-latek.

- No już nie przesadzaj Karlenieńku-

- Nie nazywaj mnie tak – zaśmiał się chłopak.

- Twoi rodzice chyba nie są aż takimi nudziarzami. Jak u ciebie ostatnio byłem byli naprawdę mili a szczególnie twoja mama, która gotuje najlepszą pomidorową jaką kiedykolwiek jadłem.

- No już nie podlizuj się tak – zaśmiali się razem. – A tak w ogóle, to planujesz z Lindą gdzieś wyjechać w te wakacje? W końcu to ostatnie takie wakacje przed maturą.

- Ogólnie niczego nie planowaliśmy. Zapewne będę jej pomagał na polu jak zawsze ale to nawet relaksujące zajęcie, więc na spokojnie wszystko.

- To zapowiada się naprawdę ciekawie u ciebie. Przynajmniej nie będziesz całkowicie uzależniony od rodzi- znaczy od Lindy – uśmiechnął się niezręcznie Karl.

- Co to, to tak. Będę wolny niczym ptak.

Zaśmiali się ze swojej rozmowy nastolatkowie.

- No dobra ja się muszę już zbierać, wyjeżdżamy za godzinę a jeszcze muszę się dopakować.

- To nie przedłużam i miłego wyjazdu Karlenieńku – George uśmiechnął się chytrze.

- A tobie ciepłej poduszki z obydwu stron ty stary Davidson'ie.

- Dobra już dobra, niech ci będzie Karl, pa.

- Do zobaczenia za jakiś czas George - przytulili się na pożegnanie.

Rozeszli się do własnych domów ze słuchawkami w uszach.

- Wróciłem! – krzyknął George.

- Dobrze – odezwała się pani Linda. – O, i tak na przyszłość jeśli aż tak bardzo lubisz marchewki to powiedz mi i tobie sama narwę z rana a nie sam będziesz się brudził w tej ziemi.

- O czym ty mówisz? Ja żadnych marchewek nie brałem – odpowiedział zdziwiony chłopak odkładając plecak do salonu.

- No chyba nie powiesz mi, że nagle jakieś krety w nocy przyszły i pozabierały trzy czwarte tego co mamy zasadzone – zaśmiała się kobieta.

- Nie, ale na serio niczego nie brałem, żadnych owoców czy warzyw – 17-latek wszedł do kuchni czując zapach zupy. – Co gotujesz tak w ogóle?

- Ogórkową ale nie zmieniaj tematu. W takim razie jeśli nie ty zabrałeś marchewki to kto? Albo co? Już sama nie wiem...

- Może sąsiad, pan Thomas, coś pożyczał? Widziałem jak ostatnio ciągle zagląda do naszego ogródka.

- Zagląda bo obiecałam mu dać naszą sałatę jak urośnie i kontroluje ją ciągle bo chce ją jak najszybciej dostać.

- Strasznie niecierpliwy człowiek z niego – dopowiedziała jeszcze Linda.

- Dobrze, że powstrzymałem się od nakrzyczenia na niego, uff...

- Słucham?

- Nie nic nic...nic.

Spojrzeli po sobie mało przy tym nie pękając ze śmiechu.

- To może pani Lizzy? Niby miła kobieta ale myślę, że odważyłaby się ukraść marchewki z czyjegoś ogródka jakby się jej zachciało.

- Nie no co ty, nie przesadzaj George. Pani Lizzy?

Different Summer | DNF (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz