Valpurgis

1K 108 57
                                    

jak szybko może powstać fanfik? łącznie na 10 lekcjach

miłego czytania :3

xxx


   Jako dziecko, Gregory nie wierzył w smoki. Latające jaszczurki, często ziejące ogniem wydawały mu się być abstrakcyjnymi bytami, wymyślonymi podczas pijackiego spotkania w tawernie. Przeświadczenie te utrzymywało się przez długie lata i gdy został łowcą, osobą gotową zabić smoka, spotkał go. Wielkie stworzenie patrzyło mu w oczy z czymś bestialskim w spojrzeniu – jakby Gregory był dla niego jedynie przeszkodą. I to właśnie wtedy zabił pierwszy raz monstrualną bestię, gotową spalić jego wioskę. Duma buzowała w jego żyłach, gdy jego ojciec i zarazem wódź wioski z zachwytem go wychwalał. Polował więc częściej, a współczucie do smoków nigdy się nie pojawiło.

   Tym razem nie było inaczej. Gdy Gregory osiągnął wiek przekraczający dwadzieścia wiosen, na swoim koncie miał już kilka smoków i apetyt wzrastał. Strach przed bestiami paraliżował niektórych – szatyn odczuwał jedynie zaciekawienie.

   Jego pies szczeknął cztery razy, zatrzymując się z jedną łapą w powietrzu, widocznie czegoś wyczekując. Mężczyzna podniósł wzrok i rozejrzał się po pozornie pustym lesie. Szum drzew i szelest liści początkowo mógł być dla niego problemem, ale po kilku latach ćwiczeń nic nie robiło na nim wrażenia. A przynajmniej tak myślał do czasu, gdy zauważył tego jednego smoka.

   Śnieżnobiały stwór mógłby zostać uznany za pięknego, ale Gregory szybko wyzbył się tej myśli, naciągając cięciwę kuszy. Jedna strzała nie zabiłaby stworzenia, ale wymierzona we wrażliwe skrzydło, mogła uniemożliwić bestii szybkie poruszanie się. Dobiłby go toporem i pochwaliłby się nową zdobyczą. I wszystko potoczyłoby się tak jak planował, gdyby nie ostry sztylet przyłożony do jego szyi, naciskający na skórę mocno i pewnie. Gregory chciał wyrwać się z nagłego uścisku, ale każdy ruch nacinał jego skórę. Przerwał, gdy poczuł ciepłą krew.

— Co planowałeś zrobić, łowco?

— Zabić smoka zanim on zabije mnie. — Wycharczał, ból na szyi narastał.

— Smoki nie zabijają. — Głos drażnił jego kark. — Wypuść broń, inaczej zginiesz.

   Nie miał wyboru, musiał się posłuchać. Jego kusza uderzyła o ziemię, topór upadł zaraz obok, ale ciepłe dłonie i tak przeszukały go szybko i zręcznie. Wtedy Gregory mógł go zobaczyć – srebrne kosmyki stojące z każdej strony i złoty błysk w oczach sprawił, że w szatynie obudziła się pierwotna myśl, pomieszana z przerażeniem. "Bóg" pomyślał. Nigdy nie spotkał nikogo o takim wyglądzie, tak odmiennym od ludzi z jego wioski. Chłopak nie pochodził z południa, musiał być górskim człowiekiem, całkowicie obcym Gregory'emu.

   Szok minął tak szybko jak się pojawił. Nóż, który trzymany był przy jego gardle zniknął na moment, a Gregory całkowicie świadomie wykorzystał to. Jeden nagły ruch i piękny chłopak leżał pod nim na ziemi, z nadgarstkami przypiętymi nad głową. Ostry uśmiech na ustach ciemnookiego pojawił się na moment, ale desperacja w złotych oczach nie bawiła go ani trochę. Nawet nagły gwizd nie zrobił na nim wrażenia, chociaż ból sprawił, że zakrztusił się śliną.

   Smok, o którym zapomniał, patrzył teraz na niego z ogniem w niebieskich ślepiach. Chłopak wstał i poklepał stworzenie po łbie, szepcąc coś do niego. Gregory był w szoku. Człowiek rozmawiał ze smokiem, który go obronił. W całym swoim życiu myślał, że są to stwory bestialskie, pełne chęci mordu. Dlaczego więc ta bestia tak stanowczo chroniła chłopaka swoim ciałem? Czy siwowłosy był ofiarą, a smok bronił swój posiłek? Stworzenia te były zaborcze, ciemne oczy czytały to w podręcznikach, ale nie spodziewał się, że taka sytuacja może mieć miejsce.

eternity | erwin knuckles x gregory montanhaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz