prolog

17 1 0
                                    

  Ryle zaprowadził mnie do lasu. Cudowny koniec myślałam, zabije mnie świr w lesie. Ku mojemu zdziwieniu, przeżyłam. Gdy przeszliśmy przez ogromny gąszcz moim oczom ukazał się... gigantyczny zamek. No dobra, bardziej twierdza. Potężny, drewniano-metalowy budynek otoczony wodą. Kolor miał czerwony. Mieszkam w tym mieście od urodzenia, a nigdy go nie widziałam. Przeszliśmy przez most i wtedy Ryle niespodziewanie przygwoździł mnie do ściany na uboczu, tak, żeby nikt nas nie widział. Nie pachniał jak zwykły człowiek, jego zapach był niemal namacalny ale, o mój boże, jaki uzależniający. Jego wielkie szmaragdowe oczy popatrzyły na mnie.
- Posłuchaj, masz iść tędy przez ogród do drzwi, potem schodami na sam dół, do kotłowni. Spotkasz tam Pana Shu. Powiedz, że chcesz wstąpić do stowarzyszenia. Będzie ci odmawiał, ale musisz naciskać. To twoja jedyna szansa na ukrycie się przed Drasonem.
- Ale ty nie rozumiesz, ja go zabiłam.
Mimo, że wiedziałam teraz jakim był potworem, nadal bolały te słowa. Brunet zaśmiał się na te słowa.
- Ahh, ślicznotko - zbliżył się i wyszeptał - jego nie da się tak łatwo zabić, ma ponad tysiąc lat.
Myślałam, że oszalał, ale Drason sam powiedział, że jest dużo starszy. Po sztuczce z oczami nie chciałam się już kłócić. Nagle usłyszeliśmy głosy.
- Ryle, gdzie ty się podziewasz?!
Ryle mrugnął do mnie i powiedział.
- Idź już, spotkamy się tutaj jutro dokładnie o tej samej porze, do zobaczenia, ślicznotko.
I zniknął.
Nie pozostało mi więc nic innego, jak zrobić to co kazał. Schody były naprawdę strome. Prawie z nich spadłam. Gdy wreszcie weszłam do kotłowni, ujrzałam starszego pana, który... medytował?Na mój widok przerwał.
- Rekrutacje się skończyły.
- Nawet nie powiedziałam panu, czego chcę.
- Ja już znam takie jak wy, myślicie, że jesteście wyjątkowe przychodzicie tu i...
Zaniemówił widząc mój naszyjnik.
- Skąd to masz?
- To było mamy, teraz jest moje.
Milczał przez chwilę, w końcu się uśmiechnął.
- Było od razu mówić, że jesteś córką Mii
Kogo?
- Przepraszam, ale moja mama nazywała się Adele.
- Tak tak wiem, to było jej imie ludzkie, tu każdy dostaje nowe, ty też dostaniesz jeśli zasłużysz.
- A więc przyjmie mnie pan do stowarzyszenia?
- Najpierw dostaniesz się do akademii, jak się sprawdzisz to może i tak, powiedz tylko, kiedy masz 17 urodziny?
- 23 lipca.
- Bzdura, nie świeciłyby ci oczy.
O czym on mówił? Ten blask. Nie przewidział mi się?
- Zaczęły dzisiaj.
- A więc wszystkiego najlepszego, masz 17 lat. Chodź, popodbisujesz wszystkie papiery.
A więc poszłam. Jeszcze tego nie wiedziałam, ale właśnie stałam się najbardziej niebezpieczną kobietą na świecie.

Kiss, cry, die Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz