Rozdział 1

7 0 0
                                    

Rosalin

Dziś mija rok. Rok, odkąd porzuciłam całe moje życie. Okazało się, że nie jestem człowiekiem, tak jak moja mama. Nazywają nas zabójcami, bo jesteśmy idealni w zabijaniu. Prawie się nie męczymy i prawie nie da się nas zabić. Ćwiczyłam przez rok dzień w dzień. Stałam się najlepsza we wszystkim. Byłam widocznie lepsza od każdego, nawet nauczycieli.
Już jutro dostanę swoje imię, aczkolwiek bardziej cieszyłam się z tego, że w końcu dostane swoje pierwsze zadanie i opuszczę to miejsce. Nie zrozumcie mnie źle, akademia stała się moim domem i bardzo ją kochałam, ale dzień w dzień te same twarze i ten sam rozkład dnia mnie dobijał. W głównej kadrze są tylko trzy zasady:
1. Nie mów nikomu swojego prawdziwego imienia.
2. Żadnych świadków.
3. Naucz się dwóch pierwszych.
Co innego było w akademii. Zbiórka o 7 zajęcia z przerwami na jedzenie, medytacja i cisza nocna o 23. Nie pamiętam kiedy ostatni raz piłam alkohol.
Noc przed ceremonią przyjęcia myślałam, że zemdleje. Ćwiczyłam w głowie cały przebieg wydarzenia żeby przypadkiem czegoś nie pomylić.
Wreszcie o 3 w nocy byłam w stanie iść się wykąpać. Ciepła woda spływała po moim ciele i pierwszy raz od bardzo dawna poczułam spokój. Oczywiście dopóki nie zobaczyłam wysokiego bruneta przed moją wanną.
Ryle.
Nie widzieliśmy się odkąd mnie tu przyprowadził, ponieważ nie zjawił się następnego dnia w ogrodzie. Zmienił się. Wyprzystojniał, nabrał mięśni, miał też dodatkową bliznę na barkach.
- Kope lat, ślicznotko.
- CO TY ROBISZ W MOIM POKOJU?!
- I tak sądziłem, że zastanę cię z jakimś chłopakiem, w końcu noc przed ceremonią każdy może się zabawić, to miła niespodzianka, że jesteś tylko w wannie.
Myślałam, że go spoliczkuje. Już miałam wstać i to zrobić, ale przypomniałam sobie, że jestem naga i odrzuciłam ten pomysł.
- Nie potrzebuję tego rodzaju przyjemności- powiedziałam stanowczo.
- A więc jesteś poprostu bogobojną dziewicą.
Chciałabym, żeby tak było.
- Nie, a zresztą, nie powinno cię to obchodzić. Wynoś się stąd.
- Wybacz, że się wtedy nie zjawiłem. Musiałem coś załatwić.
- I co, załatwiałeś to przez cały rok? Ależ ty jesteś zapracowany...- powiedziałam tak ironicznie jak tylko mogłam.
- Dobra dobra wiem jesteś zła, daj to sobie wynagrodzić. Zapraszam cię na imprezę zabójców za pół godziny.
- To oni w ogóle się bawią?
- Jeszcze się zdziwisz.
Mimo, iż wiedziałam, że powinnam sie wyspać, poszłam z Rylem. Inni i tak pewnie teraz bawili się w orgie wiec nie bede jedyną niewyspaną osobą. Ubrałam się w bardzo wyzywającą sukienkę. Niech będzie miał na czym zawiesić oko. Impreza była tylko dla elity zabójców więc nie wiedziałam czy w ogóle mogę tam być, gdyby nakrył mnie pan Shu, miałabym przejebane , postanowiłam jednak zaufać Rylowi, co przyszło mi z trudem.
Mój nowy towarzysz zaprowadził mnie do niewielkiej sali w której aż roiło się od ludzi. Zielone światła i muzyka odbijająca się od ścian dawały fajny klimat. Prawie rzuciłam mu się w ramiona gdy zobaczyłam alkohol. Już miałam zmierzać w tamtą stronę, gdy Ryle mnie zatrzymał.
- Nie ma mowy, że odstawie cię do mistrza Shu pijaną.
Zaskoczona uniosłam brew.
- Myślałam, że tacy samcy alfa jak ty niczego się nie boją.
- Poprostu baw się inaczej - powiedział, a potem się oddalił.
Dupek.
Nie dam mu tej satysfakcji trzymając się go jak posłuszny piesek. Szybko wkroczyłam na parkiet. Jednymi z moich ulubionych zajęć były gimnastyka i tańce, bo tak, mieliśmy takie. Oczywiście tańczyłam znakomicie, a po linie chodziłam lepiej niż po gruncie.
Poruszałam się jakby w zwolnionym tempie. Czułam taką ulgę. Nagle wszystkie zmartwienia ceremonią ustąpiły niewyobrażalnej euforii. Zaczęłam tańczyć z przypadkową dziewczyną, potem chłopakiem.
Kocham imprezy.
Mojej uwadze oczywiście nie umknęło zadowolone spojrzenia Ryl'a. Po chwili podszedł do mnie i zaczęliśmy tańczyć. Nagle cały świat sie rozmazał. Liczyły się tylko dotyk jego dłoni na moim ciele i jego oddech a mojej szyi. Gdy przyciągnął mnie do siebie poczułam motylki w brzuchu.
Tej nocy wróciłam do pokoju bardzo pijana, mimo, że nic nie wypiłam.
                              * * *
Na ceremonii myślałam, że umrę. Wszyscy adapci klęczeli, a pan Shu mówił kilka mądrych zdań, ale go nie słuchałam. Co było oczywiście nowością, bo zawsze byłam kujonem. Moją uwagę przykuły jedynie dwa ostatnie zdania.
- Pamiętajcie, składając przysięgę musicie pozostać w stowarzyszeniu równe 100 lat, na ten czas proces dorastania waszego ciała zostanie zatrzymany. Czy przysięgacie swą wierność i oddanie każdej sprawie, którą się podejmiecie?
- Tak - powiedzieli wszyscy chórem.
Szczerze, nie wiedziałam na obecną chwilę, jak po stu latach wrócę tak poprostu do mojego wczesnego życia. Spojrzałam w bok i zobaczyłam Ryl'a, na widok moich oczu skierowanych w jego stronę uśmiechnął się, jakby dodając mi otuchy. Odpowiedziałam tym samym.
Pan Shu zaczął każdemu po kolei nadawać nowe imiona, by nikt nie znał niczyjej przeszłości. Służba w stowarzyszeniu miała być przerwą od swojego dotychczasowego życia. Nikt nie powinien znać swoich imion. A jednak Ryle wiedział kim jestem.
- Od dziś - powiedział pan Shu dochodząc do mnie - Będziesz nazywana Sophia.
A więc witajcie, jestem Sophi.

Kiss, cry, die Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz