Rozdział 2

9 0 0
                                    

Właśnie nadszedł piątek, piąteczek, piątunio a ja postanowiłam postawić na chill. Po szkole odrazu wskoczyłam w dresiki i zaczęłam oglądać Kardashianki, akurat leciał moment jak Kim próbowała wejść w lateksowe spodnie z pomocą kilku innych osób. Boże imagine mieć taki tyłek. But anyways, minęło już trochę czasu od mojego pierwszego dnia szkoły. Zdążyłam zaprzyjaźnić się z jedną dziewczyną - Sophią. Była bardzo spoko i przynajmniej ona rozumiała mój czarny humor. Ale wiadomo czarny humor jest jak nogi, nie każdy je ma. Dzisiaj jakiś gościu z liceum robił potężną vixe, pełną alkoholu i czerwonych kubków. Sophia chciała mnie w to wciągnąć, ale odmówiłam. Szczerze mówiąc nie byłam z tych osób, które piły i paliły, a tam większość ludzi będzie to robić dlatego trudno będzie się wpasować. Wolałam przeleżeć ten wieczór oglądając seriale i czytając książki. Miałam w planach iść też na shopping, ale nie chciało mi sie w końcu ruszyć dupska, więc pewnie zrobie to jutro. Kontynuowałam oglądanie Kardashianek, kiedy usłyszałam powiadomienie z messengera.
Sophia
-Chodźmy na tą imprezeeeeee plsssss
Angie
-Spieprzaj oglądam Kardashianki w mojej jaskini
Sophia
-nudziara
-będę za 5 minut
Angie
-powodzenia

Oj ta dziewczyna myśli, że wyciągnie mnie z domu. Chyba ją dupa swędzi. Wyciszyłam telefon nie przejmując się Sophią, bo niby co by miała zrobić? Przecież ona jest o wiele niższa i drobniejsza, więc nawet nie byłaby w stanie mnie popchnąć. Nawet jakby próbowała, wylądowałaby w szambie. Nie takie numery ze mną. Nagle usłyszałam jakieś szmery z parteru. Pomyślałam, że może być to Sophia, ale byłam straszną panikarą, więc szybko chwyciłam mój gaz pieprzowy z torby i wyszłam z pokoju. W imie ojca i syna. Mniejsza z tym, że nie byłam wierząca. Zeszłam powoli po schodach nie widząc nikogo. Dosłownie ta cisza raniła bardziej uszy niż jakbym była w jakimś klubie. Nagle czułam czyjąś obecność za plecami, szybko obróciłam się o 180 stopni i użyłam gazu. Oczywiście do cholery, że to była Sophia, a ja niepotrzebnie shizowałam. Powinni mi odciąć dostęp do horrorów. Sophia wydała z siebie okrzyk godowy i wypieprzyła się o kanapę, lądując na stoliku kawowym. Thank God, że nie był szklany.
-Czy ty jesteś chora na łeb?! - wydarłam się na nią. Dosłownie mogła krzyknąć jak przyszła, że to ona a nie skradać się jak na jakichś podchodach.
-To ty jesteś chora! Ja tu cierpie teraz - krzyknęła, nadal wydając dziwne dźwięk. Weirdo.
-Dobra chodź to przemyć zamiast odpoczywać na moim stoliku. Boże cały makijaż ci się rozmazał, wyglądasz jak panda - powiedziałam, wybuchając śmiechem.
-Ucisz się, bo wsadzę ci ten gaz zaraz - ryknęła złowrogo. Z kim ja się zadaje.
-No cóż, przynajmniej oszczędzisz sobie dzisiejszą imprezę.
-O nie, nie, nie. Ide, nawet jakby mieli mi amputować nogę i ty idziesz ze mną, żeby odkupić winy. - oznajmiła Sophia.
-Bardzo śmieszne, nie mam czego odkupić. Nie wiem jak masz zamiar tam iść, jeśli rozmawiając ze mną nie patrzysz nawet w moją stronę, bo gówno widzisz.
-Pójdziesz ze mną i będziesz pomagać mi chodzić - powiedziała na koniec i wyszła z salonu, kierując się do kibla. Oczywiście musiała zbić po drodzę wazon. Matka mnie zabije, bo to był jej ulubiony. Życie ssie. 
Chwile potem byłyśmy już w aucie. Nie miałam wyboru, bo Sophia zmieniła się w jakiegoś potwora, którego nie umiałam ujarzmić. Posiedzę z godzinę i pewnie wrócę do domu. Czeka mnie długa noc.

NieznanyWhere stories live. Discover now