Rozdział 3

3 0 0
                                    

W końcu udało dojechać mi się pod tą melinę. Dosłownie zabłądziłam z tysiąc razy, a ledwo widząca Sophia tylko pogarszała sytuacje i pokazywała złą drogę. Próbowałam jej przemówić do rozsądku i zmusić ją do pozostania w domu, ale nie, księżniczka musi jechać na imprezę.
-Jesteśmy - powiedziałam po zaparkowaniu, ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Obróciłam się w stronę Sophii żeby zobaczyć, że spała sobie w najlepsze z otwartą buzią. Cyrk.
-Sophia. Sophia. Sophiaaa. WSTAWAJ KURWA. - nie wytrzymałam.
-Boże co sie dzieje?! - podskoczyła przestraszona, uderzając o sufit auta.
-Jesteśmy na tej całej imprezie już, a ty śpisz do cholery - powiedziałam do niej wkurzona i wysiadłam z auta. Totalnie nie chciałam tu być, a ona mnie do tego zmuszała.
Szczerze mówiąc nie była to melina, a willa. Muzyka dudniła bardzo głośno i jestem przekonana, że można ją było usłyszeć w Nowym Jorku. Była to typowa muzyka klubowa, chociaż w głębi duszy liczyłam na coś, co lubie, skoro już tu jestem. Salon był rozmiarów połowy mojego domu, a na wprost drzwi wejściowych była kuchnia, w której walały się butelki i kubki. Czułam wszędzie alkohol i pety, na co zmarszczyłam nos.
-Widzisz jak super - uśmiechnęła się Sophia
-Przecież ty nic nie widzisz - odpowiedziałam, ale Sophia zlała moje słowa i wyruszyła w stronę kuchni co dobrze jej szło, dopóki nie wywaliła się o zgonującego chłopaka. Serio, chyba cały gaz na nią zużyłam.
Większość ludzi tańczyła bądź pływała w basenie. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, bo Sophia zniknęła mi z pola widzenia. Znakomicie. Stwierdziłam, że usiądę na kanapie i pooglądam tą dzicz, bo nic lepszego do roboty nie miałam.
-Wyglądasz na zagubioną - odparł jakiś brunet. DAJCIE MI SPOKÓJ.
-Ok boomer - odpowiedziałam typowym dla mnie tekstem. - kim ty jesteś? - zapytałam.
-Organizatorem imprezy, a ty? - no i wszystko jasne.
-Laską, która została tu przyprowadzona na siłę. Bawię sie znakomicie - powiedziałam sarkastycznie. Nie widać, że nie chce mi sie z nim gadać?
-Właśnie widać. Chcesz się czegoś napić czy coś? - zapytał. Widać, że mało pił, więc był w miare ogarnięty. W końcu musi pilnować chawiry.
-Dzięki, nie pije. - rzuciłam.
-Uuuu, mało teraz takich osób. Ale szanuje. Gdyby nie towarzystwo to też bym nie pił.
-Pijesz tylko przez towarzystwo? Interesujące. Myślałam, że to dobrowolny wybór.
-Bo to prawda, ale kiedy towarzystwo pije i tobie proponuje to trudno odmówić.
Gadaliśmy jeszcze chwilę, sprzeczając się na ten temat, a potem o jakichś głupotach. Całkiem spoko mi się z nim rozmawiało, dobry by był z niego kumpel. Dosłownie czułam, jakbym znała go od lat. Stwierdziłam w końcu, że pora poszukać sprawcy zamieszania, czyli Sophię, bo gdzieś ją wcięło i było to niepokojące. Wyszłam na taras rozglądając się za dziewczyną, aż nagle wpadłam na jakiegoś gościa.
-Patrz pod nogi - odparł zlewającym tonem.
-Nie zesraj się - powiedziałam i wyminęłam chłopaka. Dupek.
W końcu znalazłam Sophie leżącą na trawniku blisko basenu.
-Żyjesz? - spytałam, kładąc się obok niej.
-Ledwo.
-Czemu tu leżysz? Mogłabyś to robić na kanapie w środku.
-Patrzę w gwiazdy.
-Yhym. - dziwnie sie zachowuje.
-Życie jest do dupy. - powiedziała po chwili ciszy.
-Oj zgodzę się, przyjaciółko.
Ten wieczór nie był właściwie taki zły.

NieznanyWhere stories live. Discover now