Obudził go delikatny pocałunek w ramię i ciepłe dłonie oplatające jego pas. To wciąż było nowe i tak magiczne, że za każdym razem gdy go obejmował, dotykał i składał te swoje niewinne pocałunki, przeszywał go śmiertelny strach o możliwej nierealności tego wszystkiego. Bo w końcu jak duże jest prawdopodobieństwo, ze Twój najlepszy przyjaciel, ten któremu się zwierzasz ze wszystkiego, z który zapijasz kolejne nieudane związki, który zna Twoje największe tajemnice a co najważniejsze, ten którego skrycie kochasz tak jak nie powinieneś kochać wykraczając poza granice etycznie i moralnie rozumianej przez społeczeństwo przyjaźni może żywic do Ciebie to samo?
Jedna na sto?
Tysiąc?
Nigdy chyba nie zapomni jak stali w tym cholerny deszcz patrząc się na siebie. Obaj mokrzy i przerażeni, bo uczucia w końcu wzięły górę. Potem ten pierwszy niepewny krok, po tysiącu bolesnych upadków . Zupełnie jak dziecko, które odkrywa do czego tak naprawdę służą nogi. Potem następny i następny...
W końcu centymetry dzielące ich ciała. Deszcz na tą chwile przestaje mieć znaczenie. Znika gdzieś tak jak wszystko to co ich otacza. Są tylko oni i ten strach o prawdziwość tego wszystkiego. Ostrożnie aby go nie speszyć, wyciąga dłoń i kładzie na jego mokry od deszczu policzek. Postawiony zostaje ostatni krok. Jego tęczówki chodzą nerwowo, obserwując każdy jego ruch, a ciało drży. Nie z zimna jednak.
„Kocham Cię"- wyszeptał wtedy, łamiący głosem nie spuszczając z niego wzroku- „Kocham Cię".
Jego źrenice rozszerzyły się i łza szczęścia spłynęła po policzku, mieszając się z deszczem.
„Pocałuj mnie"- poprosił nieśmiało- „Pocałuj..."
Zrobił to. Pochylił się i zatopił swoje wargi w jego. Było to pełne niezdarności i strachu, ale za razem czułe i wypełnione tak długo skrywaną miłością...
- Lan Wangji...- usłyszał jego cichy szept. Nie mógł go dłużej ignorować. Był dla niego zbyt cenny. Bał się stracić każdą możliwą okazję, aby być blisko niego, aby móc go objąć, potrzymać za rękę i pocałować.- Lan Zhan...
Odwrócił się, otwierając oczy. Miał go tuż przed sobą. Pięć milimetrów od swojej twarzy. Pomimo mroku jaki panował w pokoju widział jak jego tęczówki połyskują i jak nerwowo zagryza dolną wargę. Uśmiechnął się, dotykając jego ciepłego policzka. Dałby sobie uciąć głowę, że był on czerwony jak cegła.
-Co się stało?- zapytał miękko.
-Śniło mi się, że to wszystko jest nie prawdą.
-Chodź tu do mnie...- przyciągnął go do siebie, pozwalając aby wtulił się w niego-...To o był tylko sen głupatsku ...- szepnął do jego ucha-... Tylko sen... Ja tu jestem i nigdzie się nie wybieram... Bynajmniej nie bez Ciebie...
-Kocham Cię- mruknął w jego ramię- Bardzo...
-Ja Ciebie też Wei Ying... Ja Ciebie też...
CZYTASZ
Es Ustes
Fanfic"Deszcz na tą chwile przestaje mieć znaczenie. Znika gdzieś tak jak wszystko to co ich otacza. Są tylko oni i ten strach o prawdziwość tego wszystkiego..."