Pewnego spokojnego, jesiennego dnia, Magdalena siedziała w swoim mieszkaniu popijając herbatę z owoców leśnych.
Popatrzyła na zegarek. Przyszła godzina, aby upiec jej popisowe ciasto.. Bananowego Songa! Udała się więc do kuchni. Czerwono szare szafki i blaty ucieszyły ją. Przypomniała sobie, jak dawno temu kupiła ich ostatni zestaw na wyprzedaży. Niby mały szczegól, ale cieszy.
Wsypała pare składników, w tym swój tajny. Przypominał mąke, jednak był lekko ciemniejszy. Magdalena uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, jakie wydarzenia nastaną od tej minuty do następnych godzin, a może nawet dni.
Po wyciągnięciu wyrobu z piekarnika, zapakowała go w średniej wielkości reklamówkę. Nagle, usłyszała że ktoś wszedł do mieszkania i pomyślała sobie że jednak trzeba było zamknąć drzwi.
- Nie ruszać się, oto my! - zawołał nieproszony gość, ktory okazał się być dziewczyną, we wczesno nastoletnim wieku. - przeszukaj teren, Gosiu.
Na to zdanie, druga ruszyła do kuchni.
- Zespół Specjalny Do Spraw Szukania Bananowców! - wyszła zza rogu - huh..? Nikogo tu nie ma? Ola! Nie ma jej! - krzyknęła do swojej współpracowniczki.
- Kurde. Wymsknęła nam się. Chyba trzeba jej poszukać, tym razem osobiście...G