Epilog

3.3K 110 38
                                    

Cztery lata później... 

Słońce paliło mnie w kark, mimo że dochodziła godzina osiemnasta. Wyrzuciłam nogi ze strzemion i rozciągnęłam się. Zojan szedł stępem. Poklepałam go po szyi. 

Udało mi się odzyskać kilka koni, które Jones sprzedał. Nie znalazłam jeszcze niestety swojego ulubieńca, ale za to los zaprowadził mnie do Zojana, ukochanego konia Andera. 

Jak co dzień objeżdżałam firmę, swoją firmę. Dziś jednak wybrałam się w teren nieco wcześniej, ponieważ na dwudziestą był zorganizowany grill u nas w posiadłości. 

Pod stajnią zsiadłam z grzbietu konia i zaprowadziłam go w miejsce, gdzie spokojnie mogłam go rozsiodłać. Po kilkunastu minutach wyczesanego Zojana odstawiłam do jego boksu. Chuck uszykował mi już we wiadrach paszę z suplementami, wystarczyło wsypać to każdemu w koryto. Jako pierwszy swoją porcję dostał Zojan, później kolejno Maverick i Free. 

Zamknęłam budynek, wsiadłam do toyoty i ruszyłam w stronę domu. 

Zaparkowałam tam gdzie zawsze. 

Wyszłam z auta zostawiając kluczyki w stacyjce. 

Kiedy weszłam do domu przywitał mnie zapach pieczonych ziemniaków i frytek. 

Zdjęłam sztyblety w wiatrołapie i weszłam w głąb domu. 

- Pięknie pachnie - stwierdziłam. 

- Oh, szybko wróciłaś - Ana spojrzała na mnie zza wyspy kuchennej. 

- Głupio by to wyglądało, gdybym spóźniła się na własnego grilla - parsknęłam. 

- Przejmujesz się takimi rzeczami? - pani Foster przerwała krojenie ogórka i przyjrzała mi się dokładnie przez okrągłe okulary. 

- Chyba powinnam zacząć..

- Na tym stanowisku myślę, że to dobry wybór - stwierdziła rudowłosa. 

- Dzięki - spiorunowałam ją wzrokiem i pokazałam język. 

- Tak też szefowa nie powinna się zachowywać - krzyknęła kiedy wchodziłam po schodach na górę. 

Ścieżka wojenna z Aną już od kilku lat jest dokładnie zatarta. Kiedy Ander ją odrzucił a Johnny wziął pod swoje skrzydła, zmieniła się nie do poznania. Nawet ją bardziej polubiłam. 

- Mamo? - rzuciłam na głos zaglądając do jej części. 

Zero odzewu, musiała kręcić się gdzieś na dole na patio. 

Poszłam więc do swojego pokoju ogarnąć się trochę przed kolacją. 

Wyjęłam z garderoby szarą sportową sukienkę oversize i rzuciłam ją na łóżko. Z czystą bielizną w ręce poszłam dalej do łazienki. 

Bardzo szybko wyswobodziłam się z przesiąkniętych końskim zapachem rzeczy i wskoczyłam pod prysznic. Po piętnastu minutach czułam się odświeżona. Mokre włosy zawinęłam w ręcznik i założyłam bieliznę. 

Kiedy wyszłam z zaparowanego pomieszczenia od razu skierowałam się w stronę toaletki. Sięgnęłam do szuflady i wyciągnęłam na blat żel aloesowy do twarzy. Postawiłam tubkę obok ramki ze zdjęciem. Przez chwilę wpatrywałam się w obrazek. Ander i ja razem na ściance. Kiedy poczułam ukłucie w sercu chwyciłam za żel i nałożyłam go sobie na twarz. 

Dałam sobie chwilę, żeby wszystko mogło dokładnie się wchłonąć i w międzyczasie posmarowałam balsamem nogi. Zostało mi już tylko ogarnąć włosy. 

Zaplotłam je w luźny warkocz. 

Założyłam na siebie szarą sukienkę. 

Gotowa wyszłam z pokoju. 

My father's friendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz