Epilog - Część 1

12.2K 317 920
                                    

- Bianca -


Trzy lata później...

Carter objął mnie mocniej wokół pasa i zanurzył nos w zagłębieniu mojej szyi. Wywołało to u mnie dziwne i niepochamowane łaskotki, dlatego chwilę później zanosiłam się śmiechem i próbowałam wyrwać mu się, ale zupełnie na marne. Ustami musnął mnie delikatnie w kark, dokładnie w tym miejscu, w którym znajdował się mój tatuaż, i przesunął dłonie na mój brzuch. Uśmiechnęłam się pod nosem i przyglądałam się naszemu odbiciu w lustrze.

Oboje wyglądaliśmy wręcz monumentalnie i bardziej uroczyście niż okazja tego wymagała. Brunet miał na sobie czarny garnitur szyty na miarę, białą koszulę z rozpiętymi dwoma guzikami u góry i krawat, który dopasowany był do mojej sukienki pod względem koloru. Prezentował się niesamowicie seksownie.

— Wciąż nie wierzę, że będziemy rodzicami. — Wyszeptał.

Starał się być cicho, zupełnie tak, jakby bał się, że może obudzić dziecko swym głosem, i na nic nie zdawały się moje zapewnienia, że płód dopiero się rozwija i nie ma opcji, że go słyszy, ale on wiedział swoje. Odkąd dowiedziałam się cztery tygodnie temu, że jestem w ciąży, poprawka, że my jesteśmy w ciąży, codziennie rozmawiał z moim brzuchem i całował go kilkukrotnie w ciągu dnia. Twierdził, że w ten sposób dziecko przyzwyczai się do jego głosu i od samego początku będzie wiedziało, że darzy je ogromnym uczuciem i szczerze je kocha. Jeżeli po tylu latach bycia razem, mogłam powiedzieć coś niezmiennego na jego temat, to chociażby to, że był szalony. W tej kwestii zupełnie nic się nie zmieniło. Może ewentualnie to, że poziom jego wkurwiania mnie przekroczył skalę, ale to było do przewidzenia.

— Chcesz zobaczyć kolejny test ciążowy? — Parsknęłam. — Czy poprzednie ci nie wystarczą? Zrobiłam ich chyba z dwadzieścia i jeżeli jeszcze raz zmusisz mnie do sikania na niego, to przysięgam, że kolejny wsadzę ci w tyłek. Chciałeś spróbować anala, to ci to załatwię.

Carter burknął coś pod nosem i pocałował mnie przelotnie w głowę. Momentalnie nieco się rozluźniłam. Byliśmy zestresowani dzisiejszym dniem i cieszyłam się, że mimo moich humorków nie dopiekał mi, a stale próbował mnie uspokoić, chociaż to ja powinnam go w tym wyręczyć. W końcu to nie któryś z moich rodziców bierze ślub, ale to on o dziwo zachowywał większe opanowanie ode mnie. Zwalmy to na hormony, które wcale jeszcze aż tak nie buzują.

— Wiesz, że nie to mam na myśli, kochanie. — Powiedział spokojnie. — Po prostu chciałem się upewnić, żeby nie cieszyć się za szybko. Te testy potrafią płatać figle, a ja chyba bym się załamał, gdyby okazało się, że jednak nie będziemy mieć dziecka, kiedy byłem już pełen nadziei.

— Zawsze moglibyśmy spróbować kolejny raz. — Wzruszyłam ramionami.

— Będziemy próbować jeszcze wiele razy. — Uśmiechnął się do mnie w odbiciu lustra. — Jeżeli myślisz, że na jednym dziecku poprzestaniemy, to chyba muszę cię zdziwić, moja droga, ale to dopiero początek.

— Tak, tak. — Przerwałam mu. — Pamiętam, że chcesz mieć armię małych Graysonów. — Przewróciłam oczami.

— Chcę mieć małą Biancę. — Oznajmił słodko. — Taką malutką i uroczą wersję ciebie. Mam tylko nadzieję, że nie przejmie języka po tobie, bo wtedy oszaleję, przysięgam.

— Już nie mogę się tego doczekać. — Szczerze się zaśmiałam. — Będziesz musiał odganiać każdego kandydata i pewnie czymś ich nastraszysz. Sądzisz, że uda ci się uchronić ją przed chłopakami?

— Ja to wiem. — Burknął. — Dziewictwo straci dopiero po ślubie. Już ja o to zadbam.

Parsknęłam śmiechem pod nosem i odwróciłam się przodem do niego. Wygładziłam jego koszulę i poprawiłam krawat, który poluźnił się za bardzo, i posłałam mu błogi uśmiech. Rany. Jak ja kocham tego faceta.

Lost In The LustOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz