• 001 •

110 22 7
                                    

Przechadzałam się mniej zatłoczonymi ulicami Nowego Jorku. Towarzyszył mi Brock Rumlow, który szedł tuż obok mnie, niemal stykając się ze mną ramieniem. Przyjaźniliśmy się od wielu lat i mieliśmy za sobą nie jedną wspólną misję, zarówno dla Hydry, jak i T.A.R.C.Z.Y.
Bycie podwójnymi agentami oraz częste przebywanie w swoim towarzystwie sprawiło, że naprawdę zaczęliśmy sobie ufać i mogliśmy zawsze na sobie polegać. Tak było również tym razem.

- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - Jego niski, lekko chrypliwy głos wyrwał mnie z zamyślenia. Choć doskonale znał moją odpowiedź, musiał zapytać. Taki już był.

- Tak - odpowiedziałam, bez chwili namysłu. To było jedyne, o czym myślałam przez ostatnie kilka miesięcy. - Dziś będzie idealna okazja.

Spojrzałam na niego, a ten kiwnął głową na znak, że mnie rozumie. Zawsze tak robił. Nie musiał nic mówić, wystarczyło jedno skinienie. Wiedziałam, że akceptuje mój plan.

- Nie mogę dłużej patrzeć, jak cierpi. Nie on - dodałam po chwili, mimo iż Brock doskonale znał mój punkt widzenia i wcale nie musiałam się tłumaczyć. Chyba po prostu chciałam powiedzieć to głośno.

Po niedługim czasie skręciliśmy w ulicę, na której znajdował się niewielki blok mieszkalny. Tu mieszkał Brock. Mężczyzna objął mnie na pożegnanie i ucałował w czoło, jak to miał w zwyczaju. Szczególnie gdy nadchodził czas kolejnej misji, którą miałam odbyć samotnie.

Przez chwilę patrzyłam, jak znika za zamkniętymi drzwiami z rękami włożonymi w kieszeń kurtki. Gdy drzwi się za nim zamknęły, użyłam swojej mocy, by teleportować się do własnego mieszkania na drugim końcu miasta. Niezwykle ceniłam sobie swoje zdolności, które niejednokrotnie oszczędzały mi wiele cennego czasu, którego teraz tak bardzo potrzebuję.

Nie miałam dziś ochoty na długie spacery. Musiałam przygotować się na misję, by uratować Bucky'ego Barnesa z rąk Hydry.

***

Powolnym, lecz stanowczym krokiem przekroczyłam drzwi od siedziby Hydry. Szłam przez korytarze z uniesioną dumnie głową, co jakiś czas mijając się z uzbrojonymi agentami. Nie trudziłam się, żeby rzucić im chociaż przelotne spojrzenie. W głębi duszy ich nienawidziłam.

Wtedy usłyszałam jego przeraźliwy, przesiąknięty bólem krzyk. Za każdym razem przechodziły po moim ciele nieprzyjemne dreszcze. Tak było i tym razem. Nikt nigdy tak nie krzyczał jak on.

Przyspieszyłam kroku, by jak najszybciej znaleźć się w pomieszczeniu, w którym przebywał Zimowy Żołnierz. Jego krzyk był coraz głośniejszy, aż do momentu gdy zagłuszył moje własne kroki, co oznaczało, że właśnie dotarłam na miejsce.

Użyłam swojej mocy, by otworzyć ciężkie metalowe drzwi, prowadzące do pomieszczenia, w którym przebywał Bucky oraz kilku agentów Hydry. Na moje szczęście, procedura czyszczenia jego pamięci właśnie się skończyła. Oddychał teraz ciężko, próbując uspokoić swoje ciało po tak ogromnym bólu.
Zbliżyłam się, podchodząc do mężczyzny, który właśnie wziął do ręki czerwony zeszyt. Zapisane w nim były słowa aktywacji Żołnierza. Wtedy spojrzał na mnie i podał mi go. Miałam wrażenie, że niektórzy agenci Hydry obawiali się mnie bardziej niż samego Alexandra Pierce'a, dlatego skorzystałam z okazji i machnęłam teatralnie ręką. Odgrywałam swoją rolę perfekcyjnie.
Mężczyzna niemal natychmiast odsunął się, żeby pozwolić mi pracować.
W głębi duszy odetchnęłam z ulgą.

Otworzyłam czerwony zeszyt, który podał mi agent i zwróciłam się w stronę Bucky'ego. Ten spojrzał na mnie z bólem, czekając, aż wypowiem te słowa. Zawahałam się przez krótką chwilę, jednak nikt tego nie zauważył. Na szczęście.

you are not a bad guy • Bucky Barnes • [MARVEL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz