Uwierz mi, gdybym mogła cofnąć czas i nie iść na tą pieprzoną plażę - zrobiłabym to.
Być może uniknęłabym naszego zatracenia - a raczej mojego.
Dużo razy pojawiałeś się w moim ukrytych w zaciszu scenariuszach nie odkrytych na światło dzienne, zatrzaśniętych głeboko w wielkiej skrzyni na więcej niż cztery spusty.
Istniały tylko dla mnie nie miały prawa istnieć nawet dla ciebie choć przyznaje, jest to nadwyraz samolubne.
Było ich wiele a raczej pojawiało się ich coraz więcej w każdej chwili gdy moje myśli uciekały do ciebie. Najciekawsze były podczas podróży samochodem z dala od domu na wakacje. Wyobrażałam sobie, że jedziesz na nie ze mną, ze jesteś tóż obok, czasami trzymasz mnie za ręke, czasami moja głowa leży na twoich udach, wpatrując się w ciebie z uśmiechem a czasami tylko czasami łączysz nasze wargi jakby utęsknione.
Ale nawet te ukryte myśli tylko dla mnie, nie miały porównania z tymi przed snem gdy w tle leciała muzyka jak zazwyczaj, wtedy całkiem sama pozwalałam wyobraźni tworzyć własną muzykę a w niej zaplątani my, dzieląc najbliższe sekrety, oddechy i marzenia podziwiając gwiazdy, które tak bardzo kocham.
I choćbym nie wiem jak bardzo uwielbiam tworzyć piękną muzykę o wiele bardziej uwielbiam jej słuchać a to nie było mi dane. Pragnełam tak bardzo spotykać cię w swoich snach, usłyszeć tę muzykę – nie potrafiłam i wciąż nie potrafię.
Pamiętam... pamiętam wszystko każy wzrok, gest, ruch i słowo.
Wszystko zaczęło się od jednej wycieczki. Gdy łączyliśmy ukryte spojrzenia aby nikt nie widział, oszukując siebie. Bawilismy się w głupie podchody bojąc się wykonać ruch aż do niezapomnianego wieczoru. Jedna z twoich koleżanek zaprosiła mnie na wyjście z wami wieczorem na plaże.
Zgodziłam się.
Dlaczego ja to zrobiłam. Przecież łączenie z tobą kontaktu wzrokowego wypalało moją duszę a co dopiero przebywanie blisko ciebie.
Byłam bliska wypalenia.
Szliśmy wąską ścieżką otoczoną przez drzewa blisko naszego hotelu, która prowadziła wprost na plażę.
Szłam w ciszy ze spuszczoną głową, próbując uspokoić oszalałe serce.
Zauważyłeś mnie, wziąłeś głębszy wdech ledwo zauważalny,
czekałeś aż dorównam ci kroku,
a ja specjalnie go spowalniałam,
przewróciłeś oczami,
zbliżyłeś się do mnie z lekko poirytowanymi i roześmianymi oczami i powiedziałeś bym przyśpieszyła bo później będe żałować, że przegapiłam zachód słońca.
Nienawidzę cię za to.
Prychnęłam i rzuciłam się do biegu, krzycząc : "kto ostatni dobiegnie do plaży zostaje wrzucony do wody" a ostanie co zobaczyłam to twoją roześmianą twarz kiwającą z niedowierzaniem na to co wlaśnie wyczyniam i w duchu podziekowałam sobie, że zgodziłam się wyjść, bo już wtedy wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tego wieczoru.
Byłam już tak blisko plaży ciesząc się, że wygrałam ale krótko to potrwało bo zacząłeś mnie wyprzedzać. Mi zrzędła mina a Tobie, cóż odpalił się diabelski syndrom i jeszcze bardziej przyśpieszyłeś krzycząc w odwecie: "przygotuj się na miłe spotkanie z wodą, mała". To było podłe ale zdałam sobie sprawę, że jakiekolwiek zaufanie mojej kondycji było błędem i sama się na to pisałam.
Dobiegłam na plaże widząc schylające się ku morzu słońce, kolorując na ciepłe kolory całe niebo, które dodawało tak magicznego uroku temu miejscu, że zapomniałam o całej zabawie. Podziwiałam ten widok do czasu aż mój zachwyt został przerwany przez czyjeś silne ramiona przerzucające mnie przez ramię. Zaczęłam krzyczeć i zaraz rozpoznałam twoje spodnie bo no cóż tylko to na sobie miałeś co świadczyło o tym, że zdążyłeś mi przygotować to piekło.
Zaczęłam krzyczeć i jakoś cię przekonywać byś zmienił zdanię ale ty zamiast grzecznie posłuchać zacząłeś się śmiać i odpowiedziałeś, że sama sobie to zgotowałam, a potem poczułam otaczającą mnie letnią wodę. Była tak przyjemna, jak nigdy i sama nie wiedziałam czy to przez ten śmiertelnie długi bieg czy przez ciebie.
Chciałam się już wynurzyć ale znalazłam lepszy pomysł i nie myśląc dużo pociągnełam za Twoją kostkę, powalając cię do wody. Nie moja wina, że była tak blisko. Wypłynęłam uradowana zaraz po mnie ty śmiejąc się tak pięknie że nie mogłam oderwać od ciebie oczu.
Potem dołączyli do nas Twoi przyjaciele a moja radość i miłość do wody do której wrzucona byłam jeszcze z tysiąc razy nie miała zamairu się kończyć. To była tak bardzo piękna chwila pozwalająca mi zapomnieć o wszytskich udrękach, liczył się tylko ten wieczór.
Liczyłeś się tylko ty i zachód słońca bo szybko zdałam sobie sprawę, że są to moje dwie ulubione rzeczy.
W ciągu kolejnych dni wychodziliśmy na wieczorne spacery, oglądaliśmy filmy, patrzyliśmy w gwiazdy, pływaliśy w hotelowym basenie. Wszystkie te atrakcje przemijały choć piękne to i tak nie dorównają tym Twoim czterem pieprzonym słowom:
"Zsługujesz na cały świat"
Nienawidzę cię za nie, bo wbiły się we mnie jak sztylet. A takie rany nie goją się szybko. Na szczęście nie wiem tego z autopsji.
Dobrze wiem, że to czułeś.
Bo ja też to czułam.
Czemu zatem żaden z nas nie wykonało ruchu.
Czułam się jak goniec nie umiejący zaatakować Twojego serca.
Koniec wycieczki, każde wspomnienie, uśmiechy, wzajemne sekrety i łzy szczęścia zostały gdzieś na plaży, porwane przez fale w głąb morza.
Po powrocie czar prysł, żadne z nas nawet nie spróbowało się odezwać, tak jakby ostanie dni były wytwórnią mojej wyobraźni. Czy tak właśnie miało być, czy powrót do codziennego życia pokazał nam, że nie potrafimy czuć się przy sobie normalnie, radośnie tak jak wcześniej? Gdzie ten błąd się zaczął i czym był spowodowany?
Do tej pory tego nie wiem.
Najbardziej bolesne było zmierzenie się z myślą, że gdybyś chciał to być może byś zaryzykował, zaryzykował dłuższym spojrzeniem, uśmiechem - tak nie wiele a ja ponownie, tylko 1000 razy bardziej bym się zatraciła.
Ale fakt, że nie zaryzykowałeś spowodował, że i ja nie zaryzykowałam.
Byłeś odpowiednią osobą być może to czas był nieodpowiedni. Byłeś i będziesz już na zawsze.
Każde szczęśliwe wspomnienie, nowa ukochana osoba, nowe piękne otoczenie już zawsze będzie nieporównywalne do tego co czułam z Tobą i szczerze, dogłębnie Cię za to nienawidzę.
Jeżeli jesteśmy sobie przeznaczeni jakimś cudem ten list trafi do ciebie. Być może na nowo nas połączy.
Wiem, że jest niedoskonały ale tacy byliśmy prawda?
Niedoskonali ale byliśmy.
YOU ARE READING
To my old lover, stranger now.
RomanceKolejny nienawsitny list do osoby dla mnie przeszłej lecz dla serca wciąż obecnej. Nienawidzę cię za to.