Wiem, że jest Wielkanoc, a to jest opowieść świąteczna, wiem i przepraszam :) Mea culpa! Ale jest, mam nadzieję, że mimo wszystko Wam się spodoba.
Czuła ciepło, otaczające jej ciało jak kokon, ale również wewnątrz. Ciało Nedima przyciskało ją do materaca jak bardzo ciężki, ciepły kocyk, złożony z połaci nagiej skóry i mięśni. Kto by pomyślał, ze ten słodki kujon może mieć tyle mięśni?
Ceren zachichotała cicho, starając się go nie obudzić. Było jej ciepło. Błogo.
I nie miała ochoty jeszcze się ruszać.
Poprawiając pozycję na poduszce, Ceren natrafiła na kartę do gry z wizerunkiem króla kier i przewróciła czule oczami na wspomnienie ich pierwszej gry w karty. A potem wróciło wspomnienie damy kier, która wciąż tkwiła w kieszeni jej fartuszka i pomyślała, że ich wizerunki pasują do siebie, tak jak ona do Nedima. I to była tak głupia myśl, że nie wytrzymała i zaczęła się śmiać.
Jej chichot wybudził mężczyznę leżącego na poduszce obok niej. Nedim uśmiechnął sennie rozmarzony, jakby nie wierzył do końca, że to, co widzi, jest prawdą.
- Wesołych świąt - wymruczała Ceren, obracając się na bok, by móc dosięgnąć jego ust w pocałunku...
I wtedy rozległ się dzwonek do drzwi, wyrywając ich oboje z błogości poranka.
***
- Nedim, gdzie trzymasz sól? - Ceren rozglądała się bezradnie po nie swojej kuchni, starając się odnaleźć najpotrzebniejsze przedmioty..
Po tym, jak okazało się, że Nedim potrafił zrobić jedynie naleśniki i wybrać numer do najbliższego baru szybkiej obsługi, Ceren zdecydowała, że ich zakład z poprzedniego dnia uznają za nieważny i sama wzięła się z stworzenie świątecznego obiadu. Choć musiała przyznać szczerze, że nie było to najłatwiejsze zadania, biorąc pod uwagę wyposażenie jego lodówki.
Nedim był typowym przedstawicielem swojego gatunku - kochany kujon, nie mający zielonego pojęcia o przetrwaniu kilku dni, o i le w pobliży nie było czynnej restauracji z możliwą dostawą na dowóz. Ceren powinna się cieszyć, że miał na tyle zdrowego rozsądku, by mimo wszystko przechowywać produkty najpotrzebniejsze, czyli ryż, makaron, mąkę i mleko, bo inaczej byliby zgubieni.
- Poczekaj - Ceren przesunęła się, by zrobić mu miejsce w niewielkiej przestrzeni kuchni, choć i tak niewiele to pomogło, bo gdy sięgał do szafki nad jej głową, to i tak poczuła całą długość jego ciała na swoim kręgosłupie. Zaciskając zęby na dolnej wardze, by powstrzymać uśmiech, Ceren nie ruszyła się z miejsca, choć mogłaby, by zrobić mu więcej miejsca.
Nie ruszyła się z miejsca, bo naprawdę lubiła jego bliskość. Sprawiał, że czuła się bezpieczna. Być może to była kwestia tego, że od lat był przyjacielem jej brata i jego obecność była tak znajoma, jak Civana.
A być może dlatego, że jego aura była tak bardzo kompatybilna z jej własną.
Bądź, co bądź, z Civanem nigdy nie czuła się aż tak komfortowo.
Choć "komfortowo" było dość nieadekwatnym określeniem. W końcu komfortowa kanapa lub znajomy pokój nie wywoływały tego mrowienia w okolicy dołu kręgosłupa, które pojawiało się w jej ciele wraz obecnością Nedima.
Ale właśnie z powodu tego uczucia trzymała się od niego na dystans.
Był przyjacielem jej brata, był praktycznie częścią rodziny, a ona i jej głupie uczucia mógłby to wszystko tylko zepsuć. Ale tutaj, w przestrzeni jego mieszkania, sam na sam, nie odczuwała konieczności trzymania się na dystans.