Rozdział 18

911 52 8
                                    

Draco

Siedziałem w swoim domowym biurze przeglądając kolejne projekty. Towarzyszyły mi jedynie sterty papierów i już wystygnięta czarna kawa. Zegar wybił w pół do trzeciej. Patrząc zniesmaczony na zegarek, przeciągnąłem się leniwie i potarłem oczy.

— Koniec na dziś — mruknąłem cicho pod nosem i zgasiłem światła w gabinecie, a następnie przeciągnąłem się, słysząc strzelanie w kręgosłupie.

Wychodząc z gabinetu miałem wrażenie, że kątem oka widziałem jakiś cień na ścianie, jednak gdy się odwróciłem, wszystko było w jak najlepszym porządku. Ruszyłem jeszcze w stronę kuchni i nalałem wody do szklanki i wziąłem spory łyk.

Stałem naprzeciwko okna w kuchni, przyglądając się spokojnej dzielnicy Londynu, jednak mój spokój zniknął w ułamku sekundy. Na początku usłyszałem głośne kroki, jakby ktoś biegł w moją stronę, a w odbiciu szyby ujrzałem zbliżającą się do mnie postać. Moje serce zabiło szybciej, a moją jedyną reakcją było odwrócenie się i rzucenie w intruza szklanką, która minęła jego głowę i trafiła na marmurową wyspę, roztrzaskując się na drobne kawałki.

Mężczyzna rzucił się na mnie i zaczął się ze mną szarpać, a sekundę później poczułem jego pięść na swoim nosie. Osunąłem się na ziemię i poczułem metaliczny posmak krwi w ustach. Intruz nie ustawał i nadal okładał mnie pięściami, a z każdym razem czułem jak moja twarz jest już cała pokryta we krwi. Zdążyłem wycelować pięścią w jego policzek, a mężczyzna padł obok na ziemię. Szybko przetarłem rękawem swoją twarz, by pozbyć się z niej krwi i ruszyłem w stronę mężczyzny.

Stanąłem jak wryty widząc, że ten intruz miał moją twarz.

"Eliksir wielosokowy" - odrazu pomyślałem - "Mądry ruch".

Mój sobowtór wyciągnął różdżkę i wycelował we mnie zaklęciem, które przeleciało mi obok ucha i wylądowało na bardzo drogich naczyniach z porcelany.

— Narcyza nie będzie pocieszona, widząc, że demolujesz jej zastawę. — prychnąłem. Zacząłem gorączkowo myśleć, gdzie jest moja różdżka. Zapewne leży sobie spokojnie w mojej szafce nocnej. Cudownie. 

— Nawet w takich momentach nie potrafisz się powstrzymać od idiotycznych komentarzy? — odezwał się mężczyzna, po czym powoli wstał z podłogi.

Odrazu rozpoznałem go po głosie. Ostatnim razem słyszałem go bardzo dawno temu, jeszcze za czasów Voldemorta. Mogłem się go tu spodziewać. 

— Chester Rosier — parsknąłem sarkastycznym śmiechem. — Widzę, że znudziło ci się ukrywanie jak szczur w kanałach.

— Mów na to jak chcesz, jednak to ja będę się śmiał, gdy już wezmę to, co potrzebuję — uśmiechnął się złowrogo.

— Czasy Riddle'a minęły — rzuciłem chłodno — Jeśli będziesz chciał go naśladować, skończysz tak jak on.

— Masz rację, Malfoy. Czasy Czarnego pana minęły, a niedługo zaczną się moje. 

— I dlatego przyszedłeś tu w środku nocy? By powiedzieć mi o tym osobiście? Gratulację, jednak dla przedstawicieli handlowych i błaznów nie mam czasu.

— Wiem, że jesteś Strażnikiem Tajemnicy ważnego miejsca. — odezwał się, a ja nie dałem po sobie poznać, że cokolwiek wiem. — Dumbledore ukrył tam coś bardzo cennego i muszę to zdobyć. — dodał, a po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Byłem ciekaw skąd wiedział o tym paskudnym przedmiocie, przy którym  Puszka Pandory z mitologii hetyckiej była śmieszną zabawką dla dzieci. 

— Jeśli chcesz portret Druelli Black, to z chęcią sam ci go przekaże. — prychnąłem — I to bez bicia — podkreśliłem, co jeszcze bardziej zdenerwowało Rosiera.

Crucio — wypowiedział, a już po sekundzie poczułem jak moje ciało pochłania żywy ogień. Padłem bezwładnie na ziemię wijąc się z bólu. Każdą komórkę mojego ciała przeszywał niewyobrażalny ból na tyle, że krzyk ugrzązł mi w gardle.

Kiedy już Rosier zabrał ode mnie ten koszmarny ból podszedł do mnie powolnym krokiem i przyklęknął obok.

— Będziesz musiał mnie zabić, bo i tak nic ci nie powiem — powiedziałem z trudem, nadal czując skutki zaklęcia. W odpowiedzi usłyszałem drwiący śmiech.

— Nic mi z twojej śmierci, Malfoy. Dobrze wiesz, że sekret ginie razem ze strażnikiem. — odparł i jeszcze raz wycelował we mnie różdżką. — Gwarantuję ci, że będziesz błagał o śmierć — wypalił, a następnie poczułem nieprzyjemne uczucie teleportacji.


§

Cameron

— Co powiesz na taki odcień beżu w salonie? — z zamyślenia wyrwała mnie Felicia, odwracając monitor komputera w moją stronę, bym oceniła kolor, jaki miała zastosować w projekcie salonu dla jakiejś bogatej rodzinki, która przeprowadziła się tu z Californii.

— Ładnie się komponuje — przyznałam bez większego entuzjazmu.

Felicia spojrzała na mnie z politowaniem i wstała od biurka i usiadła obok mnie na kanapie.

— Cam, dobrze wiesz, że on czasem znika — pocieszyła, kładąc mi dłoń na ramieniu. — Koleś dużo pracuje i lubi wyjeżdżać na drugi koniec świata bez uprzedzenia.

— Wiem, wiem — rzuciłam cicho. — Po prostu miałam mu przekazać projekty do akceptacji, a terminy coraz bliżej. — Nie chciałam wywodzić się nad swoimi problemami, szczególnie, że mnie i Malfoy'a tak w zasadzie nic nie łączyło. Miał prawo wyjeżdżać kiedy i gdzie chce, jednak tym razem miałam dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Chciałam wierzyć w to, że to taki sam wyjazd służbowy jak tysiąc poprzednich, jednak nie potrafiłam.

Dzisiejszy dzień w pracy nie odbiegał od innych - dokończyłam projekty, miałam parę spotkań z klientami, zjadłam lunch z dziewczynami, dowiadując się przy tym kilku ciekawych plotek. Jedną z najciekawszych było to, że Chris dał kosza Adrienne.

— Tak to jest jak się kręci ze swoim szefem — mruknęła pod nosem Adrienne. — Mogłam to przewidzieć — dodała.

— Ciesz się, że nadal macie dobre relacje — odezwała się Felicia, a Adrienne jej odpowiedziała, jednak już nie słuchałam ich rozmowy.

Cały czas myślałam o mojej pamięci i o tym, że Malfoy miał znaleźć przeciwzaklęcie. Nie było godziny, bym o tym nie myślała, bowiem ciekawość moich wspomnień zżerała mnie od środka. Musiałam zacząć działać na własną rękę. 

Po wyjściu z pracy pierwsze co zrobiłam, to zadzwoniłam do Hermiony. 

— Hej, Cam. Co tam? — usłyszałam w słuchawce głos przyjaciółki

— Potrzebuję twojej pomocy. — odparłam odrazu.

— O co chodzi? Coś się stało? — spytała z troską w głosie. 

— Musisz mi pomóc znaleźć przeciwzaklęcie. 

— Cam, ja nie... 

— Hermiona, posłuchaj mnie — powiedziałam zirytowana — Malfoy mi o wszystkim powiedział, miał nawet sam znaleźć przeciwzaklęcie, ale od ponad tygodnia się nie odzywa. Potrzebuję tych wspomnień, Herm — powiedziałam błagalnym głosem. — Jesteś moją jedyną nadzieją.

Usłyszałam jej westchnięcie w słuchawce i dobrze wiedziałam, że teraz jej głowa pracuje na pełnych obrotach rozmyślając każde za i przeciw. 

— No dobrze — odparła w końcu. 

— Oh, Herm tak bardzo ci dziękuję — odetchnęłam z ulgą. 

— Będę potrzebować paru książek z Esy i Floresy, napiszę ci wszystko w sms'ie. Potem spotkamy się u mnie. — odezwała się, a potem usłyszałam tylko krótkie dźwięki świadczące o zakończeniu rozmowy. 

Z uśmiechem na ustach poszłam do metra, żeby dotrzeć na Pokątną. 

"Dzisiaj odzyskam pamięć" - pomyślałam i szczęśliwa wsiadłam do pociągu.  


§          §           §


Nie zapomnij o mnie cz. II • Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz