Rdz. VII - Saudade

38 5 15
                                    


Po pierwszym dniu prawdziwej, w pełni odpowiedzialnej pracy w półrocznym terminie próbnym, Jenna wsiadła w autobus jadący prosto na rynek. Umówiła się z Joelem na kawę – oczywiście w kawiarni Jacksona, żeby nie musieć wydawać pieniędzy. Często bywała tam, kiedy miała gorszy dzień albo po prostu chciała porozmawiać z bratem nieco dłużej.

Rodzeństwo rzadko miewało okazje do spotkania, bo ciągle w życiu każdego z nich coś się działo. Najtrudniej było zobaczyć się z Jamesem – odkąd założył firmę, rodzina widywała go dosłownie od święta, a i to nie zawsze, mimo że mieszkał w mieście obok. Pochłonął go biznes, światowe konferencje, comiesięczne szkolenia, kursy i wyjazdy zagraniczne. Marzył o zbudowaniu ogromnego imperium, które kiedyś odziedziczą jego dzieci – choć nie mając prawie w ogóle czasu na miłość, wydawało się, że najprędzej odda firmę któremuś z bratanków czy siostrzeńców.

Kawiarnia Jacksona kryła się w uliczce pomiędzy ogromnym zabytkowym kościołem a salonem sukien ślubnych Maxis. Niełatwo było zauważyć wąskie przejście tuż obok ściany, obstawione zardzewiałym ogrodzeniem, po którym pięła się ciemnozielona roślina – jednak, jeśli ktoś już Saudade odkrył, równie niełatwo było wyrwać się spod jej uroku.

Zbliżając się do przejścia, a następnie schodów prowadzących w piwnice, z każdym krokiem atmosfera miejsca robiła się coraz bardziej tajemnicza. Gdy światło dzienne nie miało już wstępu do środka, jego rolę przejmowały blade światełka rozwieszone po ścianach, kierujące klienta jeszcze parę kroków niżej. Następnie w prawo, prosto do właściciela stojącego za drewnianym barem, odbierającego i wydającego zamówienia z pomocą dorabiającej na pół etatu niewysokiej, zmęczonej życiem studentki. Wiszące pod sufitem okrągłe lampy nie dawały wystarczająco dużo światła, żeby dobrze oświetlić kawiarnię, więc pozostawała w lekkim półmroku, gdzieniegdzie tylko dodatkowo rozświetlona lampkami czy świecami na stolikach.

Jeszcze nigdy nie zdarzyło się Jennie zastać Saudade pustej, niezależnie od tego, o jakiej porze dnia czy nocy przychodziła. Klienci kochali kawiarnię nie tylko za jej klimat, ale również za obecność Jacksona – bo tak jak w filmach, gdy ludzie przychodzą do barmana wyżalić się nad szklanką whisky, jemu opowiadali o swoich problemach nad kubkiem gorącej kawy, herbaty czy czekolady, a czasami, gdy widział, że żadne słowa nie mogły ich pocieszyć, podawał stałym klientom talerzyk z kawałkiem ciasta na koszt firmy albo serwował darmowe dolewki. Jego szczerość i chęć pomocy przyciągała klientelę lepiej niż marketing, którego, prawdę mówiąc, prawie nie prowadził. Dobry interes obroni się sam, mawiał i – choć nieco naiwnie – wierzył, że jego kawiarnia jest właśnie takim dobrym, samoprowadzącym się interesem.

– Proszę, proszę, kogo tu znowu nogi przywiodły – zawołał Jackson, gdy zauważył Jennę w wejściu.

Pomachała mu z daleka. Usiadła na wysokim krześle, uśmiechnęła się do brata.

– To, co zawsze, poproszę.

– Orzechowa latte, już się robi. – Zręcznie wyciągnął z szafki za sobą wysoką szklankę i podstawił ją pod ekspres do kawy. – Co tym razem cię tu sprowadza?

– Jak to co? Stęskniłam się za braciszkami. Ściągnęłam tu też Joela, zaraz powinien być.

– Niemożliwe. Oderwał się od laptopa?

– Dla mnie przecież zrobi wszystko.

– Za bardzo cię rozpieściliśmy, niedobrze... – Jackson pokręcił głową. – Najmłodszej to zawsze najlepiej.

– O jedyną siostrę trzeba dbać jak o złoto. Nigdy nie wiesz, kiedy znajdę sobie kogoś lepszego od was.

– To się nigdy nie stanie – powiedział pewnie, śmiejąc się głośno. – Nie wierzę, że ktokolwiek będzie dla takiej marudy tak dobry jak my. Poza tym znasz kogoś równie przystojnego jak nasza trójka?

Wybierz jednoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz