Rozdział 4. Na końcu tęczy

91 8 57
                                    

Droga Delilah,

Mam nadzieję, że Hogwart jest jeszcze cały i kiedy wrócę w przyszłym roku, nie natrafię na ruiny. Mimo wszystko zależy mi na powrocie tam, chcę przecież zostać magizoologiem, tak jak tata...

W każdym razie, co u Ciebie? Mam nadzieję, że eliksiry nie dają Ci zbytnio w kość. Wiem, jak bardzo ich nie lubisz. Na pocieszenie mogę Ci powiedzieć, że zostało Ci tylko przeżyć ten i następny rok z eliksirami, na szóstym roku możesz z nich spokojnie zrezygnować (co zapewne zrobisz z wielką chęcią).

U mnie jest naprawdę wspaniale, ten wyjazd z tatą był naprawdę dobrym pomysłem. Codziennie zajmujemy się zwierzętami - wczoraj na przykład znaleźliśmy dwa nieśmiałki (których zdjęcie załączam). Jeden z nich kręcił się przy mnie przez cały dzień. Ciężko mi było go zostawiać na zewnątrz, był taki kochany... Nawet kiedy wróciłam do domu, aby trochę się pouczyć, ten nieśmiałek wspiął się na parapet i zaglądał do pokoju. Wpuściłam go po kryjomu, na szczęście tata tego jeszcze nie zauważył. Chętnie bym go zatrzymała, ale nie chcę oddzielać go od drugiego nieśmiałka, pewnie są sobie bliscy... 

Na tym zakończę ten list. Padam z sił, a mam jeszcze do napisania list dla chłopaków...

Czekam na twoją odpowiedź,

Elise.

Tym razem Elise przysłała Delilah również zdjęcie nieśmiałków, o których pisała jej w liście - dwa urocze, liściaste stworzonka o cienkich ciałkach poruszały się na zdjęciu, biegnąc w kierunku Elise, która wówczas robiła im zdjęcie. Delilah uśmiechnęła się. Przyjaciółka z każdym listem przysyłała jej zdjęcie jakiegoś zwierzątka, którym akurat wtedy zajmowała się ze swoim tatą i zaprzyjaźnionymi z nim magizoologami. Brunetka nie miała nic przeciwko temu, aby Elise pokazywała jej te stworzonka. Wiedziała doskonale, że Elise lubi opowiadać o zwierzętach, które były jej pasją, więc nie miała nic przeciwko, aby blondynka jej o nich opowiadała. Magiczne stworzenia były częścią Elise.

Tego dnia była sobota. Po przeczytaniu listu od Elise Delilah poszła do swojego dormitorium zabrać kilka rzeczy, które miały jej się przydać podczas nauki z siostrą. Delilah obiecała Lillian, że pouczy się z nią zielarstwa, więc musiała zabrać ze sobą podręcznik. 

Pokój wspólny Krukonów miał to do siebie, że aby się do niego dostać, należało rozwiązać zagadkę od kołatki. Zagadki były podchwytliwe i niekiedy ciężko było trafić z odpowiedzią, a kiedy nie znało się odpowiedzi, należało czekać na osobę mądrzejszą, która rozwiąże zagadkę. Tak właśnie stało się w przypadku kolegi z roku Delilah, który od dłuższego czasu stał przed wejściem i usiłował rozwiązać zagadkę.

— Na końcu tęczy jest garnek ze złotem leprokonusów! — powtórzył po raz enty głośno i wyraźnie, jakby chciał, aby kołatka na pewno go usłyszała. 

Mechanizm jednak nie reagował, upierając się, że udzielono złej odpowiedzi.

— Na Merlina, co za głupia kołatka! — powiedział ze złością. Delilah pomyślała, że jeszcze chwila i chłopak uderzy nieszczęsną kołatkę.

— Spokojnie, Isidore — uspokoiła go. — Na pewno ta zagadka nie jest tak trudna, jak ci się wydaje.

Chłopak spojrzał na nią. Na chwilę na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech.

— Hejka, Delilah. Wierz mi, ta zagadka jest cholernie trudna...

— Na pewno nie jest tak źle — stwierdziła Delilah, po czym zastukała kołatką. Z mechanizmu popłynął głos:

— Co jest na końcu tęczy?

Delilah uniosła brwi.

— Jesteś pewien, że nie złoto leprokonusów?

— Chyba ze dwadzieścia razy to powtórzyłem — odpowiedział Isidore. — I wszystko na nic, ten badziew dalej się upiera, że to nie złoto leprokonusów.

Delilah potrzebowała dłuższej chwili na rozwiązanie tej zagadki. Wreszcie uśmiechnęła się i powiedziała:

— Na końcu tęczy jest litera „A".

— Gratuluję rozsądku — oznajmiła kołatka, a wejście do pokoju wspólnego się ujawniło.

Isidore posłał Delilah dziękczynny uśmiech.

— Wielkie dzięki, Delilah. Gdyby nie ty, sterczałbym tu dalej jak kołek w płocie.

— A, nie ma o czym mówić — zapewniła go Delilah.

Isidore roześmiał się.

— No jasne. Panie przodem — powiedział, puszczając ją przodem.

Delilah kiwnęła głową z uśmiechem i przekroczyła próg pokoju wspólnego, do którego wracała praktycznie codziennie przez ostatnie lata, od kiedy rozpoczęła naukę w Hogwarcie (pomijając czas, kiedy wracała do domu rodzinnego). Co prawda Delilah bardziej lubiła kolor czerwony od niebieskiego i brązowego, którego było pełno w pokoju wspólnym Krukonów, jednak nie zmieniało to faktu,  że lubiła do niego wracać. Mimo wszystko była zżyta z tym miejscem - trzy lata temu Tiara Przydziału przydzieliła ją właśnie do tego domu. I choć z początku Delilah nie była co do tego zbyt przekonana, z czasem bardziej wczuła się w bycie Krukonką. 

Schodami w górę Delilah przeszła do swojego dormitorium, skąd zabrała podręcznik do zaklęć. Dormitorium było puste - jej współlokatorki najwyraźniej spędzały czas poza nim. Usta Delilah opuściło ciche westchnienie, kiedy ruszyła w drogę powrotną na korytarz, skąd miała udać się do biblioteki. Ostatnimi czasy nieco martwiła się o swoją siostrę. Owe „ostatnie czasy" brały swój początek w dniu, w którym jej młodsza siostra przybyła do Hogwartu, a Tiara przydzieliła ją do Slytherinu. Nie to, że Delilah miała uprzedzenia do Ślizgonów - w tej kwestii nikogo nie odrzucała. W końcu sama posiadała koleżankę w Slytherinie. Martwiło ją jednak to, że coraz trudniej dogadywała się z Lillian. 

Faktem było, że relacje sióstr Whitmore nigdy nie były tak proste, jak Delilah mogłaby sobie życzyć. Lillian od zawsze wolała spędzać czas w swoim towarzystwie, do którego nie zawsze zapraszała Delilah. Dziewczyna starała się to rozumieć, często próbowała jednak znaleźć jakąś nić porozumienia z Lillian. Było to trudne - Lillian raczej zamykała się przed innymi, ukazując swoje wnętrze jedynie osobom, które naprawdę polubiła. Choć bez wątpienia kochała Delilah (co niestety okazywała jej nieczęsto), to nie zawsze była w stanie się z nią dogadać. A Delilah pragnęła spędzać więcej czasu z siostrą. Chciała zbudować z nią jeszcze lepszą relację, chciała, aby Lillian wiedziała, że może na nią liczyć... A rozdzielenie poprzez odmiennie domy nieco jej to utrudniało.

Jednak Delilah nie zamierzała się poddawać. Postanowiła sobie, że będzie spędzała z siostrą więcej czasu i słowa zamierzała dotrzymać.

Dlatego zaprosiła Lillian na wspólną naukę.

Lillian była dziewczyną nieco podobną do swojej siostry - również miała ciemne włosy, jednak nosiła je ścięte na znacznie krótszą fryzurę niż Delilah. Nieco różnił je kolor oczu - te Lillian bardziej przypominały niebo aniżeli las. Pod pachą trzymała książkę do zaklęć, pergamin, a także pióro i atrament. Jej twarz miała neutralny wyraz, do czego Delilah była już przyzwyczajona. Lillian nie miała w zwyczaju uśmiechać bez jakiegoś szczególnego powodu.

— Jesteś, Li — powiedziała Delilah z uśmiechem, zwracając się do siostry przezwiskiem, którym nazywała ją od czasów dzieciństwa.

Lillian położyła swoje rzeczy na stoliku, a potem sama zajęła miejsce przed Delilah.

— Jestem — przytaknęła. — Nie traćmy czasu, zajmijmy się zaklęciami. 

Czekolada towarzyska • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz