Unoszę niechętnie moje senne powieki i spoglądam na zegarek wiszący nad drzwiami. Marszczę brwi i przecieram oczy ze zdumienia. Z moich skromnych obliczeń wynika, że jestem spóźniona już dobrą godzinę do pracy. Nie ma też co liczyć na poranną odprawę.
Zrywam się na równe nogi, szamoczę po pokoju, jednocześnie starając się zebrać myśli. Co tym razem będzie karą za spóźnienie? Nadgodziny, głodówka czy może coś nowego? Być może mają w zanadrzu jakieś inne sposoby na ukaranie podopiecznych. Od kiedy dzieciom odebrano część praw, nie szczędzą w środkach. Dręczyła mnie myśl, że przez głupie zaspanie mogę zaznać nieprzyjemności. Odkąd trafiłam do tego ośrodka, który rzekomo miał poprawić nasz los kilka razy byłam kozłem ofiarnym. Nic przyjemnego.
Nagle dostrzegam, że pozostałe cztery łóżka w pokoju nadal są zajęte przez pozostałe dziewczęta. Wyciągam rękę, uchylam zasłony i znam już sprawcę tego zajścia. Widzę niebo zasłonięte szarymi chmurami, ciężkimi i gęstymi. Zaraz zacznie padać. Nasz pracodawca domyślił się, że zaraz lunie i zrezygnował z budzenia nas wcześniej.
Opadam na łóżko. Ogarnia mnie przyjemny spokój, rozluźniam moje napięte mięśnie. Tym razem uniknę kłopotów, choć wiem, że to tylko kwestia czasu nim powinie mi się noga. Również cieszę się, bo nie specjalnie mam ochotę na broczenie w błocie, przemoczona do suchej nitki.
Chwytam złożone na krześle ubrania i cicho wymykam się z pokoju. Przechodzę do pomieszczenia obok. Jest to nasza wspólna łazienka. Z przyjemnością zauważam, że świeci pustkami. Energicznymi ruchami szczotkuję zęby, następnie myję twarz z zamiarem zmycia z niej pozostałości snu. Przebieram się w powycierane dżinsy i T-shirt, na ramieniu dostrzegam dziurkę. Wzruszam ramionami, jeszcze się nadaje.
Wracam do swojego pokoju i odsłaniam zasłony. Siadam na parapecie
i obserwuję puste podwórze. Minęła chwila jak pojawiły się pierwsze krople deszczu.-Zaspałam?- wyjękuje zdezorientowana Marysia. Jej długie mysi blond włosy opadają jej kołtunami na twarz. Ma półprzymknięte oczy i niemrawo patrzy w moją stronę.
-Nie-odpowiadam.- Pada deszcz.
-Aa- wyśpiewuje. Jej usta wykrzywiają się, tworząc uśmiech. Rzuca się na łóżko, rozkładając swoje ręce na boki.
-O tak, dziś możemy trochę odetchnąć.
Opieram głowę o szybę i przymykam oczy. Delektuję się zimnem, bijącym od gładkiej powierzchni. Ostatnie noce były wyjątkowo upalne.
-Pewnie będą kazali nam robić konfitury- sugeruje Marysia.-Jak myślisz?
-Całkiem możliwe- przytakuję.- Chyba, że dadzą nam dzień wolny.
Spoglądam na koleżankę, która siada naprzeciwko mnie. Mija może sekunda
i już śmiejemy się do rozpuku.-Ta, jasne- mówi.- Szybciej mi kaktus na głowie wyrośnie.
Ma rację. Jest środek tygodnia, a do tego początek lata. W tym czasie opiekunowie nigdy nie dają nam urlopów. Liczy się, by zdążyć z robotą, bez chwili zwłoki. Nawet niepogoda nie krzyżuje planów. Zamiast pracować na zewnątrz zostajemy w ośrodku, zajmujemy się obróbką i dostawą.
Nagle z głośnika w rogu pokoju zaczyna rozbrzmiewać dzwonek, nakazujący porę wstania.
-Czas obudzić resztę- wzdycham.
Kucam przy posłaniu mieszczącym się obok mojego i zaczynam lekko szturchać małą postać opatuloną kocem w wypłowiałe gwiazdki. Szepczę:
CZYTASZ
Gdzie rozkwitają kwiaty
Teen FictionEuropa przechodzi kryzys. Ciężko wyżywić ludność, a dzieci muszą pracować. Niektóre zostają z rodzicami i pomagają utrzymywać dom, ale część przenosi się do ośrodków pracy. Niektórzy rodzice sami odsyłają do nich dzieci, licząc na wynagrodzenie. W t...