- Grzeczny piesek - zaśmiał się Flash, jeden z największych dręczycieli szkolnych Petera. - Teraz leżeć.
Chłopak klęczał na ziemi, podpierając się o nią rękami. Był wyraźnie wycieńczony tymi ciągłymi zabawami Flasha i jego durnych kolegów.
- Powiedziałem leżeć! - wrzasnął, a Parker nawet nie tknął z miejsca.
- N-nie - wydukał zmęczony chłopiec i popatrzył swojemu dręczycielowi w oczy.
To był jego błąd. Nigdy ofiara nie gapi się na swojego oprawcę. To sprawia, że dodatkowo się go rozwściecza i powoduje kolejny ból. Tak też stało się z Peterem. Jeden z gości docisnął go nogą do podłoża, a Thompson kopnął go w brzuch. Chłopak jęknął cicho i skulił się lekko pod wpływem kolejnych uderzeń ze strony nękających.
- Proszę... - wysapał i schował głowę między rękami.
Nie wiedział, ile osób go okładało. Nie śmiał nawet wychylić się zza swojej tarczy z ramion.
- Popatrzymy teraz, co nasz Penisek przyniósł do szkoły - rzucił i podniósł plecak Petera.
Zaczął w nim grzebać zawzięcie, jakby w poszukiwaniu czegoś konkretnego.
- Dwa dolce? - zapytał poirytowany Flash. - Żarty sobie robisz Parker?
- Przepraszam - powiedział wystraszony.
- Nie mało ci dziś było? Chcesz więcej?!
Peter poczuł, jak ktoś ciągnie go za jego brązowe loczki do góry. Krzyknął przeciągle, a po policzku spłynęła mu pierwsza łza.
- Patrz Flash! Penis Parker płacze! - oznajmił podekscytowany kolega głównego dręczyciela.
Ten uśmiechnął się szeroko i nakierował podbródek chłopaka w swoją stronę, żeby mógł patrzeć mu w oczy.
- Biedny, mały, zagubiony chłopiec. Kto cię uratuje? Nikt.
Po tych słowach walnął Petera w brzuch, a następnie kopnął go w krocze. Parker nie ukrywał już łez. Po prostu płakał ze zmęczenia i bólu. Nagle poczuł, jak lepka substancja wylewa się na jego włosy i ubrania. Nic nie powiedział, tylko przymknął powieki i pozwolił dręczycielom śmiać się z niego samego. Tak bardzo chciał, żeby dali mu spokój.
- Specjalny koktajl dla naszego pieska. Policzymy się jutro Parker.
Chłopak spiął się na te słowa, ale nie poruszył się, bo bał się konsekwencji. Okropnie się bał, był wręcz przerażony następstwem swoich czynów.
- Zrozumiałeś? - zapytał ze złością.
- T-tak - wyjąkał, będąc już pod kontrolą psychiczną Flasha.
Niedługo później, dręczyciel pogłaskał Petera po policzku i odszedł razem ze swoimi kumplami. Chłopiec został sam, w ciemnej uliczce, bez szans na pomoc, od nikogo. Ściągnął ostrożnie swój sweter, żeby wytrzeć choć trochę włosy i twarz, ale każdy ruch sprawiał mu ból. Nie wiedział, co może zrobić, żeby panie z sierocińca go nie zobaczyły. Chciał odpocząć, ale musiał najpierw dotrzeć do pokoju. Na prawdę nie miał pojęcia, co takiego zrobił światu, że stracił wszystko, a teraz dodatkowo był dręczony. Przecież pomagał ludziom. Był przyjaznym Spider-Manem z sąsiedztwa, jak kazał mu pan Stark.
Gdy oporządził się choć trochę, ruszył powoli do domu... domu dziecka. Po drodze łzy ociekały z jego oczu po zmaltretowanych policzkach. Jego małe, niewinne serce nie rozumiało dlaczego świat go nienawidził.
Szedł, aż w końcu zatrzymał się przy tym jednym budynku i spostrzegł, że coś jest nie tak. Pod sierocińcem stało czarne, sportowe Audi, a dzieciaki biegały wokół niego, podziwiając każdy szczegół.
CZYTASZ
BULLYING | IRONDAD ONE SHOT
Fanfiction"- Peter, z kim ty się znów biłeś? - [...]. - Ja przepraszam - wydukał bojąc się jej tonu głosu. Nieoczekiwanie odezwał się niski męski głos. - Peter z nikim się nie bije, a przynajmniej mi tak wiadomo - oznajmił, a chłopak podniósł głowę, żeby zob...