Zwykły dzień

20 5 7
                                    

Szłam przez szkolny korytarz, słyszałam szepty i plotki o mnie. Kilka dziewczyn śmiało się, zerkając na mnie od czasu do czasu. Jedna z nich chciała mi podłożyć nogę, gdy przechodziłam obok. Jednak nie udało się jej to, bo w porę zauważam przeszkodę i przeszłam nad nią.
Przez tę wszystkie lata w tej placówce nauczyłam się jednego:

Nikomu nie wolno ufać.

To było moje motto, chociaż zawsze przez nie miałam problem ze znalezieniem przyjaciół. Nauczyłam się tego trochę za późno, ale jak to mówią: „Lepiej późno niż wcale". Jakby nie patrzeć mogłam się kiedyś spodziewać, że będę miała znajomych tylko ze względu na bliskie pokrewieństwo z dyrektorem szkoły, Reaganem Johnsonem. Cóż za niefart, że muszę być jego córka. Chociaż nie... Mógłby po prostu znaleźć inną pracę.

Wychodząc ze szkoły, zauważyłam psa, nie był mój, ale cały czas za a mną chodził.

Pamiętam jak miesiąc temu, podeszłam do niego po raz pierwszy, był wystraszony, brudny i niedożywiony, innymi słowy po prostu bezpański. Zabrałam go do siebie i zadbałam do niego, chciałam nawet go przygarnąć. Problem był w tym, że moja mama nienawidzi zwierząt, zwłaszcza psów. Podejrzewam, że zgodziłaby się, jednak gdyby Dolar był kotem.

Dolar.

Dużo czasu zajęło mi wybranie dla niego imienia, ale padło na to, bo tylko na takie reagował.
Mieszka teraz w budzie, którą zrobiłam mu na polanie jakiś kawałek za naszym domem. Było tak pięknie, uwielbiam tam przychodzić. Dolar chyba też polubił to miejsce, bo ucieszył się, gdy to właśnie tam staną jego mały domek.

Chociaż taka polana była piękna, to wiedziałam, że na świecie są rzeczy jeszcze piękniejsze. Aby wyobrazić sobie takie krajobrazy, sięgałam po książki, czytając je w swoim ulubionym miejscu, polanie, na którą jeszcze nigdy nie zawitali moi rodzice.

Dolar podbiegł do mnie i oparł swoje przednie łapy na moich spodniach, merdając wesoło ogonem. Jego brązowo-czarna sierść była w błocie, widziałam, że muszę go znowu umyć. Popatrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami i przekręcił głowę lekko na bok. Pogłaskałam go mimo brudu, jaki miał na sobie i zastanowiłam, co takiego robił, że ma na sierści też pajęczynę.

- Chyba czeka cię kąpiel. - stwierdziłam.

Droga do miejsca, w którym mieszkam, jest niedługa. Wystarczy przejechać jedna przystanek autobusem albo jeśli ktoś woli, zrobić sobie mały spacer. Ja zawsze wybieram drugą opcję, nie mam ochoty jeździć zatłoczoną komunikacją miejską.

Szłam przez ulice miasta razem z Dolarem, moim jedynym przyjacielem. Zastanawiałam się nadal, gdzie mógł być, nigdy nie wracał w tak koszmarnym stanie. Nie chodziło mi o jego zdrowie, tylko wygląd, jego sierść była pozlepiana błotem, a przecież jest wiosna i od dawna nie padało.

Dolar w tym czasie wesoło biegał niedaleko mnie. Co jakiś czas skakał i szczekał radośnie, był pełen energii. Raczej nie był daleko, bo na pewno byłby zmęczony.

Z moich przemyśleń wyrwał mnie pan Moren, mój sąsiad. Był wesołym i bardzo miłym człowiekiem, często z nim rozmawiałam po szkole. Miał na oko około 27 lat, jego rodzice zmarli dwa lata temu w wypadku i został sam. Jest wysoki i bardzo szczupły a z jego twarzy nie schodzi łagodny uśmiech. Ma kasztanowe włosy, które zapuszcza i wiąże w warkocz z tyłu głowy.

Moi rodzice się z nim przyjaźnią, szczególnie tata. Kilka razy chodzili razem na kręgle albo piwo. Mają dobry kontaktu i czasami organizujemy wspólnego grilla. Można powiedzieć, że jest przyjacielem taty.

- Cześć, jak w szkole? - zapytał.

Stał oparty o płot, miał na sobie ogrodniczki pobrudzone ziemią. Łatwo można się domyślić, że interesuje się roślinami.

- Dzień dobry panie Moren. - przywitałam się, łagodnie uśmiechając - Jak zwykle, nudne lekcje tak jak przerwy.

- Czyli codzienna rutyna. - stwierdził.

- Sadzi pan coś nowego? - podeszłam bliżej ogrodzenia, żeby zobaczyć cały ogród.

- Kupiłem kilka róż, mam nadzieję, że spodoba im się nowy dom. - odpowiedział. - Chce posadzić dwie z przodu i cztery z tyłu domu. - pokazał łopatką do ziemi dwa wykopane dołki.

Pan Moren ma jedną ważną zasadę:

Nigdy nie traktuj żywych istot jak przedmioty.

Zwierzęta i rośliny również uważa za rodzinę, szczególne te posadzone we własnym ogrodzie.

- Na pewno im się u pana spodoba. - odparłam, patrząc na pana Morena.

- A teraz zamykaj do domu, widze, że musisz umyć Dolara. - zaśmiał się.

To prawda Dolar, który teraz stał przy mojej nodze, potrzebował kąpieli.

Zagubiona w Magicznym ŚwiecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz