1. Dawno temu, Darot i Hovcas...

12 1 1
                                    

Klara

Mam ochotę się rozpłakać, zresztą nie pierwszy już raz. Ale łzy nie chcą płynąć  i nie popłyną. Palcem skrobię skórkę koło paznokcia, a mała stróżka krwi wydostaje się z rany. Moje dłonie są czyste, a brak wzorów na nich wydaje się całkowicie nienaturalny. 

Podnosząc wzrok na mężczyznę przede mną, zastanawiam się ile razy jeszcze wciśnie mi to samo kłamstwo. Ile razy będzie opowiadał wciąż tą samą historię, próbując przekonać mnie, że jest prawdziwa. Próbując przekonać mnie, że prawda nie jest kłamstwem.  Że wszystko co tam przeżyłam, nie działo się naprawdę. Że wszystko co poczułam, każdy ból, każdy uśmiech, nawet to że przez chwilę poczułam że kocham, było tylko wytworem mojej wyobraźni. Wytworem umysłu, który był zamknięty na świat zewnętrzny, przez co zaczął tworzyć w głowie swój własny. 

Nie wierze. Nie chcę wierzyć, że to było kłamstwo, tak bardzo jak wtedy nie chciałam wierzyć, że to wszystko, to była prawda. 

- Klara - głos mężczyzny, przebija się przez moje skołatane myśli. Nadal w milczeniu wpatruję się w niego, ponieważ nie wiem co mam powiedzieć. Braknie mi słów, chyba już nie wiem jak ich używać. - Wiem, że to wszystko jest dla ciebie... nienaturalne. Nic nie pamiętasz, budzisz się w dziwnym miejscu... - mówi, jednak przerywam mu. 

- Nie. Jesteś w błędzie. Już raz przez to przeszłam, przejdę i drugi. Myślisz, że jestem roztrzęsiona, że zrobisz ze mnie głupią... Ale ja wiem co przeżyłam, wiem kogo spotkałam i wiem kto został tam na pastwę losu. Cokolwiek macie wspólnego z Zjawą... 

- Jeszcze dużo nie wiesz - przerywa mi mężczyzna, na co niezadowolona ściskam szczękę. Ma racje, kolejny już raz budzę się w dziwnym miejscu, nie pamiętając nic innego prócz wydarzeń z miasteczka Bosk. Ale nie przyznam tego na głos.  

- Co tu się dzieje? - pytam kolejny raz z rzędu. 

Mężczyzna przede mną kręci się na swoim krześle, po czym kładzie sztywno dłonie na biurko przed nami. Zaciska je w pięść pewnie zirytowany, że musi mi znów powtarzać to samo, jednak gdy mój wzrok pada na nie, od razu ściąga je z biurka. 

Nie jest dużo starszy ode mnie, na oko może mieć z dwadzieścia siedem lub osiem lat. Jego brązowe oczy wpatrują się we mnie, już nie radośnie jak podczas jednej z moich wizji, gdy był zdziwiony moim nazwiskiem, a poważnie i z kończącą się cierpliwością. Jego wyraz twarzy przypomina mi minę, którą widziałam wiele razy wcześniej, na twarzach mieszkańców miasteczka Bosk. Jakby tylko determinacja i to że oddychają sprawiało, że w ogóle jeszcze żyją. 

- Musisz... - zaczyna, jednak przerywa mu dźwięk otwieranych drzwi tuż za mną. - Masz? - pyta mężczyzna nowego przybysza. 

- Oczywiście że mam - odpowiada głos, na dźwięk którego zamieram. Znam go.

Zaszokowana wstaję z krzesła i odwracam się za siebie z bijącym sercem. Nie wierze, po prostu nie wierze... 

- Christopher? - pytam na jednym wydechu, robiąc krok w jego stronę, ale niemal od razu się zatrzymuję. Co on tu robi?

Jego wyraz twarzy pozostaje nieodgadniony, gdy przechodzi przez pokój i wymijając mnie podaje coś temu mężczyźnie. Odwraca się znów najpewniej aby odejść, lecz zatrzymuje go głos mężczyzny zza biurka. 

- Usiądź - mówi do niego, a on staje w miejscu zaskoczony. 

Widzę jak jego wzrok wędruje na chwilę ku mnie, po czym szybko ucieka znów w stronę mężczyzny. 

- Nie sądzę żeby to był dobry pomysł... - mówi cicho, a w jego głosie dostrzegam niechęć. 

Nie wierze w to co widzę. Nie wierze, że może to być ten sam Christopher, który pomógł nam się wydostać z Osady, który tak jak i my ryzykował życie, aby zabić Zjawę. 

Katharsis - OczyszczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz