część 1

358 24 4
                                    


Trzeci rok nauki Harry'ego w Hogwarcie rozpoczął się z wielkim hukiem. Hukiem spowodowanym ucieczką Syriusza Blacka z Azkabanu. Harry był wielce niepocieszony tym, ponieważ cały czas miał kogoś na ogonie. Powoli doprowadzało go to do szału. Wróżbiarstwo dolewało jeszcze oliwy do ognia poprzez przepowiednie Trelowney o jego rychłej śmierci na każdej lekcji. Młodziutki czarodziej miał już tego serdecznie dosyć i porzucił ten przedmiot na następnej lekcji po akcji z Hermioną, w podobnym stylu co ona, ale z małą różnicą. Jego przyjaciółka strąciła tylko kulę, podczas gdy Harry stracił całkiem kontrolę nad sobą i zniszczył wszystkie kule w klasie przy wybuchu jego przypadkowej, niestabilnej magii.

- Dosyć!! Mam już dość tych twoich pieprzonych bredni szalona wariatko! Tyle razy otarłem się o śmierć, że nie potrzebuję przewidywania tego dodatkowo trzy razy w tygodniu! Twoje lekcje nie są mi potrzebne! Niczego pożytecznego nie nauczyłem się od ciebie pierdolnięta jędzo. Wychodzę, a moja stopa nigdy więcej nie postanie w tej klasie.

Krzyczał Harry na profesorkę wróżbiarstwa, a sekundę później wszystkie kule na stolikach roztrzaskały się w wybuchu bardzo silnej przypadkowej magii zielonookiego czarodzieja. Powstał przy tym dym, w którym nikt nie dostrzegł błąkających się w powietrzu małych błyskawic. Wściekły młody Potter ruszył najprostszą drogą do gabinetu dyrektora i tam zażądał o natychmiastowe przeniesienie do klasy z numerologii i starożytnych run. Cóż, kłócił się o to z dyrektorem, ale w końcu przekonał starca do swoich racji i dostał to, czego chciał. Z pomocą Hermiony w kilka następnych tygodni nadrobił szybko materiał od początku roku i był na bieżąco z lekcjami.

Nastał czas Świąt Bożego Narodzenia i niestety Złotego Chłopca czekała przykra niespodzianka. Dyrektor akurat wtedy ubzdurał sobie odnowić bariery ochronne Zamku i wszyscy uczniowie musieli wracać do domu. Zmartwiony i wściekły z tego powodu trzynastolatek wrócił do zniesmaczonych Dursleyów. Oczywiście nie mógł mieć tam spokoju, bo wujostwo dowalili mu tyle prac w domu, że kończył je nocą. Jasne jak słońce było, że wujostwo nie dawali mu nic do jedzenia oprócz dwóch dziennie na wpół nadgnitych pomarańczy i szklanki wody z powodu diety Dudley'a. W Wigilię od rana ciężko pracował przygotowując potrawy na wieczór, na którą Dursley'owie wrócą dopiero wieczorem ze swoimi gośćmi z pracy Vernona. Harry słaniał się na nogach podczas tych czynności podtrzymując się blatów. Wszystko go bolało po ostatnich pobiciach przez jego wuja. A rano dostał kolejne manto z przykazaniem od Vernona, że nie wolno mu nic a nic uszczknąć podczas gotowania. Właśnie był w trakcie wkładania pieczeni do piekarnika, kiedy potknął się i całą swoją masą ciała wylądował na szafkach słupka. Leżał na podłodze znokautowany uderzeniem w głowę kilka minut, a kiedy ocknął się zauważył przed sobą jakąś kartkę papieru. Podniósł ją powoli i zaczął czytać mrużąc oczy w potłuczonych, ale w miarę jeszcze trzymających się okularach. Nagle jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia i niedowierzania. Siedział przez kilka minut na podłodze oparty o szafkę z garnkami w szoku wpatrując się w nią po przeczytaniu treści. Nie mógł uwierzyć w to, co było tam napisane. Powoli szok zmieniał się w panikę. Płacząc cichymi łzami podniósł się z ziemi i z trudem oparł się o futrynę.

- Kim tak właściwie jestem...

Szepnął patrząc przymrużonymi, mokrymi oczyma na kartkę, którą nadal trzymał. Potrzebował pomocy. I musiał się stąd wydostać. Tego był pewien. Ale, gdzie i do kogo miał iść po pomoc? Nie wiedział. Ale jak to bywa, jego młody umysł podesłał mu jedną szaloną myśl. Snape. Musiał się dostać do niego. Tylko jak? Ale sekundę później przyszedł kolejny pomysł. Zgredek! Ten upierdliwy, nieco szalony, ale lojalny wobec niego skrzat na pewno mu pomoże.

- Zgredek!

Zawołał cicho młody czarodziej, a skrzacik pojawił się wezwany.

- Harry Potter wzywał Zgredka. W czym Zgredek może pomóc przyjacielowi?

Czas Prawdy- MiniaturkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz