Rozdział 2

54 1 0
                                    

Przychodziłam w to samo miejsce codziennie, ale jej nigdy jej tam nie było. Wkurzyłem się, zawsze dziewczyny same wrzucały mi do bokserek numery telefonów.

Spojrzałem przelotnie na szybę. Zobaczyłem opakowanie po chusteczkach, tych samych chusteczkach które podałem wtedy Sophie. Nigdy normalnie bym tego nie zrobił, ale coś mnie tknęło, otworzyłem paczkę i wyciągnąłem chusteczkę. Była cała zakrwawiona.

Zamurowało mnie. Patrzałem z niedowierzaniem na nią. Pisało tam dokładnie:

Zadzwoń XXX XXX XXX.

Czyżby Sophie ją zostawiła? Wybiegłem z metra na pierwszym lepszym przystanku i chwyciłem telefon.

Hej. Tutaj przystojniak z metra. Pamiętasz prawie zabiłem cię plecakiem. Miała byś ochotę się spotkać?

Nie zdążyłem nawet mrugnąć a dostałem już odpowiedź.

Widzę, że znalazłeś moją wiadomość. Będzie mi bardzo miło. Bądź w sobotę o 19:00 na Moon Street 9. Do zobaczenia Harry.

Nie mogłem się już doczekać.
Byłem prawie w domu, już na ulicy słyszałem krzyki i śmiechy chłopaków. Wszedłem pewnie do domu i trzasnąłem drzwiami, żeby dobrze mnie usłyszeli.

-Witam panowie!- wrzasnąłem- zgadnijcie co będe robił w sobotę o 19:00.

Pewnie miałeś zamiar przelecieć jakąś laskę, ale pozmieniały się trochę plany- słuchałem ze zdziwieniem- nie pamiętasz w sobotę mamy koncert.

O fuck!- warknąłem. Byłem tak zajęty szukaniem Sophie, że zapomniałem o koncercie.- ale chłopaki ja...- Louis mi przerwał.

Co, ale Harry! Nawet nie próbuj się wymigiwać. Do cholery tak się cieszyłeś. Nie zrezygnujesz z koncertu dla byle jakiejś pustej laski!

Chwyciłem go za t-shirt i podniosłem do góry. -Jeżeli jeszcze raz tak powiesz to stracisz ten chamski uśmieszek ze swojej buźki.- pogroziłem. Poklepałem go po twarzy i wyszedłem trzaskając drzwiami.

Nie wiem co robić. Zrezygnować z koncertu dla Sophie, czy wystawić ją i zagrać z chłopakami. Tyle czasu jej szukałem i wciąż mam obraz jej cholernie boskiej twarzy przed oczami. Oni nie będą mi mówić co ja mam robić. Pójdę na randkę z Sophie nawet jeżeli od tego miałaby zależeć moja kariera.

Usłyszałem że ktoś się za mną skrada. Poczułem dłonie na powiekach.

-Zgadnij kto to...- miałej cichą nadzieję że to będzie Sophie. Obruciłem się i złapałem ją za talię nadal nie otwierając oczu.- Czy to może Sophie?- spytałem z nadzieją.- Miałeś do mnie wpaść kochanie- to nie był melodyjny głos Sophie tylko piskliwy, należący do Donny.
-A to ty- powiedziałem obojętnie, zabierając ubrudzone od samoopalacza ręce z talii Donny.
-A co spodziewałeś się kogoś innego?- spytała i zbliżyła się do mojego paska od spodni.
- Szczerze tak.- warknąłem i odepchnąłem ją od siebie.- Sorry Don, ale muszę już iść.- obruciłem się na pięcie i poszedłem w swoją stronę.

Zadzwoń Harry!- krzyczała jeszcze. Ja przytaknąłem i szłem dalej.

***

-To ma być ostatni raz Harry. Jeżeli jakaś dziewczyna ma być ważniejsza od 1d to nie wiem czy to ma sens.- Louis właśnie wygłosił swój monolog, a następnie wybuchnął śmiechem.

-Tak, tak tatusiu- parsknąłem szyderczo.

Dostałem jeszcze 4 kopniaki w tyłek i wyszedłem. Wziąłem auto i pewnie ruszyłem kierując się adresem podanym w sms-ie. Dojechałem po 20 minutach, po drodzę kupiłem wielki bukiet, krwiście czerwonych róż. Byłem 4 minuty przed czasem, potanowiłem poczekać w aucie.

Ok jest 19:00. Wyszedłem z samochodu, wszedłem przez furtkę, modląc się żeby to był ten dom i już chciałem zapukać ale...

Odszukać przeznaczenie. H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz