Abandoned

19 0 0
                                    


Notka od autora:

Hejka, 

chciałam się oficjalnie przywitać. Pierwsze co chciałam zaanonsować, to że to moje pierwsze opowiadanie, więc bądźcie wyrozumiali, to są te słynne słabe początki.

Dwa, zamierzam poprawić to opowiadanie jak tylko je skończę. W niektóych momentach jest tragiczne i aż korci mnie, żeby pozmieniać niektóe fragmenty, ale najpierw chciałąbym nadać mu ogólną formę, a potem się zobaczy.

 Tak czy inaczej, dzięki, że w ogóle weszliście w nie i mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej.

                                                                                .......

Szybko wrzucałam do plecaka potrzebne rzeczy, bo i tak byłam spóźniona. Czasami tak jest, że zawsze jesteś spóźniony. Zbiegłam po schodach do drzwi głównych, wskoczyłam w moje ulubione, znoszone czarne conversy i chwyciłam za klamkę.

-Wychodzę!- krzyknęłam, żeby ktoś jednak mnie usłyszał.

-O której wrócisz, Ves? –odkrzyknęła mama.

-Zobaczę.- I bez zbędnych komentarzy wybiegłam z mieszkania.

Miałam niedaleko do naszego miejsca spotkania, ale i tak przebiegłam tę trasę, żeby przynajmniej sprawiać wrażenie skruszonej moim haniebnym spóźnieniem. Plecak ze swoją zawartością grzechotał na moich plecach, a ulubiona, rozpięta zresztą jak zwykle bluza obijała się o mnie swoim zamkiem przy każdym gwałtownym ruchu.

"I don't know what you heard about me
But a bitch can't get a dollar out of me
No Cadillac, no perms, you can't see
That I'm a motherfucking P-I-M-P"

Zanuciłam zdyszanym głosem piosenkę 50-centa, bo jakoś wyrażała mój obecny nastrój.

Przebiegłam przez przejście dla pieszych i po chwili już widziałam ceglany łuk między starymi kamieniczkami. Znajdowałam się teraz w mniej uczęszczanej części mojego miasta, do której nie każdy się zapuszczał. Podobno było tu niebezpiecznie ze względu na wszechobecnych ćpunów i bezdomnych, ale kto by się tam specjalnie przejmował. Pod łukiem już stali i głośno o czymś dyskutowali moi znajomi.

-Nooo, księżniczka się pojawiła.- wyjęczał na mój widok Henry.

-We własnej osobie. –sarknęłam z uśmiechem- Sorki, zaspałam.

Zobaczyłam, że poza nim w grupce stoją jeszcze Audrey, Aria, Charles i Nigel. Nie było jeszcze jednej osoby, ale postanowiłam się tym nie przejmować. Przywitałam się z resztą i zapytałam:

-To co, idziemy czy jak? Ciemno się robi.

-Czekamy jeszcze na Nate'a. Zobaczcie, jednak ktoś umie spóźnić się bardziej niż Vesper - sardonicznie uśmiechnęła się Aria. Odpowiedziałam jej czułym środkowym palcem i szerokim uśmiechem.

-Okay, to za ten czas sobie zapalę. Co tam u was?

I w ten sposób rozwinęła się debata na temat tego, jak to ostatnio Henry, Charles i Aria byli na imprezie i Charles całował się z jakąś dziewczyną, co powinno mnie totalnie zszokować, bo była to jakaś tam a jakaś dziewczyna która coś tam coś, ale jej imię tylko brzęczało mi w uszach bez większego znaczenia. Niespecjalnie orientowałam się w ludziach z naszych szkół.

Ogólnie ja chodziłam do szkoły z Audrey, Aria z Henrym i Nigelem, a Charles chodził do zupełnie innej szkoły, ale jakoś tak wyszło że się dogadywaliśmy.

Paliłam w spokoju swojego papierosa, patrząc na unoszący się dym i nie wnosząc specjalnie nic do rozmowy. W pewnym momencie zobaczyłam kątem oka zbliżającą się zgubę. Nathaniel Angerer we własnej osobie. Jak zwykle ubrany w ciemne kolory wygląda jakby był jednością z tłem ciemnego zaułka. Ma czarne, krótko ścięte włosy, równie ciemne oczy i równie charakterystyczny dla niego sarkastyczny uśmieszek. Stereotypowy łamacz serc przedstawicieli wszystkich istniejących płci w każdym wieku i o każdej porze. Czasami zabawnie się to oglądało z boku- wiecie, jak film romantyczny dla odpoczynku. Doceniałam to, bo dzięki temu i ja miałam trochę rozrywki.

I don't wanna be yours anymoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz