Prolog

69 7 2
                                    

Narastające uczucie przyjemności i rozkoszy sprawiało, że doprowadzałem siebie do większego szaleństwa. Bez opamiętania oddawałem moje ciało osobie, która była dla mnie priorytetem, kimś bliskim mojemu sercu. To nielogiczne, nigdy bym nie przypuszczał, że dopuszczę do siebie kogoś, kogo nie mogłem zobaczyć, a jednocześnie pragnąłem bliskości nieznajomemu mi kochankowi. Jego dotyk wprawiał mnie w osłupienie, całkowicie pozwalając na więcej. Czułem się przy nim bezpiecznie, dlatego nie zamierzałem w żaden sposób się stawiać. Nie chciał mnie skrzywdzić, nawet przez myśl mi to nie przeszło, zwłaszcza, kiedy uspokajał mnie przyjaznym dla ucha pomrukiem.
Gdy dłonie ukochanego wędrowały po moim ciele, wsłuchiwałem się w stłumiony głos, powodujący dreszcz, rozchodzący się po mojej skórze. Nigdy bym nie pomyślał, że jest to coś niesamowitego, a zarazem odczuwałem większe pragnienie, chcąc doznać kolejnej dawki nieśmiałej dla mnie chwili. Nie zamierzałem być samolubny, w podzięce, starałem się z nim współpracować, poruszając się zgodnie z jego ruchami, całując, gdy miałem taką możliwość. Chciałbym zapamiętać miękkość jego ust, próbowałem nie stracić pamięci, chciałem się kochać, jakby nie było kolejnego ranka, wtulić się, gdy wszystko przeminie.
Mimo, że był dla mnie obcy, gdzieś z tyłu głowy miałem świadomość, że jednak coś między nami jest. Silna więź, która pozwoliła mi zajść aż tak daleko. Słyszałem jego przyśpieszony oddech, stęknięcia, gdy wykonywał we mnie pchnięcia. Czując jego zapach, prosiłem błagalnym skomlęciem o więcej, nie chcąc by przestawał, gdy poczuł iż jestem już dość mokry. Jego śmiech był dla mnie pozytywną odpowiedzią, gdyż już po chwili znowu go w sobie czułem.
Tak bardzo pragnąłem ciepła i bliskości. Byłem naprawdę głupi, nie sądziłem, że właśnie tego mi brakowało do prawdziwego szczęścia jak i bezpieczeństwa. Moje dłonie wędrowały po plecach mojej alfy, którą przez jedną noc darzyłem bezgraniczną miłością. Był mój, mój pierwszy raz z osobą, którą pokochałem niemalże od razu. To jak bajka, zakochałem się, nie, wręcz straciłem cały swój rozum tylko dla tej jednej osoby. Przez jedną noc sprawił, że przywiązałem się do jego serca na całe życie, nie myśląc o konsekwencjach. Nie był on starszy, zapach był mi znajomy, bliski, ale nie mogłem namierzyć, do kogo należał.
Nie wiem jak długo to trwało, ale czułem jak opadłem z sił na coś, co trudno było mi opisać. Jedno jest pewne, było mi wygodnie, gdy leżałem wykończony na materacu, który w dodatku emanował mocnym, przyjemnym  ciepłem. Jeśli miałbym być szczery, wtuliłem się w niego, jak w dużego misia, widząc przez krótką chwilę zamazany obraz.
Niestety, nie potrafiłem go zapamiętać, nic nie pamiętałem i to było najgorsze.

Deszczowe światło Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz