Prolog

0 0 0
                                    

Bangkok, sierpień 2021

W deszczu nigdy nie zdarzają się dobre rzeczy. Tak zawsze mówiła Ink. Kobieta o czarnych jak smoła włosach, które otaczały jej smukłą i jasną cerę. Różane usta zawsze rozjaśniał szeroki uśmiech, którego nie można było zdjąć. Była ona istną ostoją dla trójki swoich dzieci. Jej spokojne, ciemno-brązowe oczy zawsze patrzyły na nie z miłością. Spojrzenie ojca zaś mroziło krew w żyłach. Chłodne, nieprzyjemne... nikt nie chciał doświadczyć go na własnej skórze. Ink była kobietą delikatną, dlatego każda ciąża mocno ją wykańczała. Trzecia wyjątkowo wycieńczyła jej kruche ciało, dlatego już niedługo potem kobieta odeszła w deszczu, którego zawsze tak bardzo się bała. Pozostawiła trójkę bezbronnych dziecinek pod opieką oschłego ojca. Od tamtego dnia jeden z trzech braci Wai nienawidził deszczu...

Tego dnia też padało. Siedzenie na parapecie i patrzenie jak krople opadają na rośliny w ogrodzie, przedmioty pozostawione na zewnątrz, czy po prostu uderzają w okno było jednym z ulubionych zajęć środkowego z rodzeństwa. Mężczyzna miał dwadzieścia jeden lat, studiował na uniwersytecie niedaleko i nie miał nikogo bliskiego oprócz braci. Większość czasu spędzał w pokoju, ucząc się lub czytając różnolite książki, które zabrał z biblioteczki w salonie. Podczas takiej pogody zazwyczaj siedział na parapecie i po prostu przeglądał jedną ze stosu starych lektur, jakich ich dom był pełny. Tamtego dnia jednak już rano przy rodzinnym stole usłyszał, że musi zmienić swoje plany.

Wai został wezwany do biura swojego ojca, który miał dla niego cotygodniowe zlecenie. Młody mężczyzna nigdy nie był dumny ze swojego pochodzenia. Bycie synem mafiosa nie należało do zbyt prostych. Ciągłe lekcje bycia idealnym i regularne nauki tego, jak załatwia się sprawy związane z rodzinnym interesem, nie wspominając już o obowiązku zabijania za nieoddane długi czy morderstwa na zlecenia. Wai był dobrym chłopakiem, nigdy nie chciał takiego życia, ale niestety nie mógł nic zmienić. Nawet ucieczka nic by nie dała, ponieważ jego rodziciel znalazłby go wszędzie, a później stosunkowo ukarał. Dwudziestojednolatek przekonał się o tym na własnej skórze, gdy raz spróbował uciec. Już tego samego dnia został znaleziony, a w późniejszym czasie ukarany za to przez swojego ojca, który nie oszukujmy się, był wściekły na syna. Chłopak nigdy nie zapomni tego przerażającego spokoju w oczach mężczyzny, kiedy patrzył na niego przed wymierzeniem kary.

Pan Chakrii nie był tolerancyjnym człowiekiem wobec czegokolwiek, tak samo jak i nie był ciepły. Oschłość wobec swoich dzieci okazywał naprawdę często, co skutecznie odstraszało młodego mężczyznę. Nie rozmawiali nigdy jak ojciec z synem, bardziej jak pracodawca ze swoim podwładnym. Pan domu był pracoholikiem, ale to chyba logiczne, skoro w swoich rękach miał tak wielką organizację. Musiał dopinać wszystko na ostatni guzik, nie mogąc dopuścić do jakichkolwiek niedomówień. Nawet w domu starszy mężczyzna wciąż pracował. Nie rozmawiali z nim na inne tematy niż praca. Były to swego rodzaju tematy tabu. Po śmierci matki Wai wychowywany był głównie przez jednego z pracowników ojca. Zapoznał się też z jego synem, z którym mocno się zżył i pozwolił mu się do siebie zbliżyć. Nie ufał nikomu innemu tak jak Nut'owi. Był dla niego przyjacielem i wsparciem, jakiego nie dostawał od ojca. Praca. Tylko to się dla niego liczyło. Zrobiłby wszystko, aby nie skończyć bez niej i zapewne oddałby za to nawet i swoich synów. Przynajmniej tak sądził Wai.

Wai wyrósł na mężczyznę godnego podziwu, mimo że nie otrzymywał należytej miłości, jaka powinna być w rodzinie. Dobrze zbudowany chłopak o czarnych jak nocne niebo oczach. Jego włosy koloru ciemnego brązu wkraczały powoli w czerń, równie ciemną co krucze pióra. W tych lśniących jak perły tęczówkach nie jedna kobieta i mężczyzna chciałaby zatonąć, ale Wai nie należał do osób, które bawiły się w związki. Dla niego najważniejsze były treningi. Trenował dość często, aby tylko zadowolić swojego ojca i stać się godnym jego uwagi, której tak bardzo pragnął. Czy kiedykolwiek ją uzyskał? Absolutnie nie. Dla ojca najważniejszy był zawsze tylko interes i to, aby jego mafia nie upadła. Toksyczność tej rodziny biła na odległość, ale nikt się tym nie interesował. Mało kto miał w ogóle dostęp do kogokolwiek z nich. Synowie trzymali się zazwyczaj z dala od wszystkich, głównie przez fakt, że nikt nie chciał się do nich zbliżać. Dwoje z braci chodziło na ten sam uniwersytet i szybko się rozniosło, że są potomkami lichwiarza.

Cherry LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz