Mocne uderzenie w żebra na moment odebrało mi dech w piersiach. Podskoczyłam wyrywając się ze snu i niewiele brakowało, a spadłabym z krzesła. Otworzyłam szeroko oczy i natychmiast je zmrużyłam oślepiona jasnością pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Dłuższą chwilę zajęło mi zorientowanie się, gdzie byłam i co się właśnie wydarzyło, ale kiedy w końcu wyostrzył mi się obraz zobaczyłam kilkadziesiąt par oczu wpatrujących się w moją osobę. Nimi się zbytnio nie przejmowałam, ale zamarłam, kiedy zorientowałam się kto obserwował mnie z podestu znajdującego się na przeciwko mnie na drugim końcu sali wykładowej.
O nie.
- Panno Lancaster miło, że pani do nas wróciła. Już myślałem, że zanudziłem panią na śmierć - rzucił zirytowany wykładowca. Odwrócił się do grupy plecami i zaczął mamrotać pod nosem coś o przeszkadzaniu sobie nawzajem i braku szacunku do profesora. Wyprostowałam się na krześle i odchrząknęłam.
- Bardzo przepraszam panie Tremblay. To się już więcej nie powtórzy - odpowiedziałam automatycznie standardową formułkę. Mężczyzna tylko machnął na to ręką i powrócił do przerwanego tematu. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że nie mówiłam szczerze, ale czy któreś z nas miało zamiar coś z tym zrobić? Oczywiście, że nie. Czułam na sobie zdziwione spojrzenia innych studentów, ale nie miałam zamiaru się tłumaczyć. W normalnym świecie i okolicznościach powinnam zostać wyrzucona z sali lub wysłana do rektora z pretensjami od profesora. Ale ja nie byłam normalna i czasami potrafiłam używać tego przywileju jak tylko się dało. W końcu nikt nie odważyłby się zawracać głowy Thomasa Lancastera, zwłaszcza taką głupotą jak jego córka zasypiająca na zajęciach. Lub inna głupota, którą zbyłby machnięciem ręki i przelał pieniądze na remont nowych sal wykładowych, żeby przestali się czepiać.
Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że minęła już ponad połowa zajęć. Przetarłam swoje zmęczone oczy obracając głowę w bok. Odnalazłam wzrokiem brunetkę, która niewzruszona tym co stało się przed chwilą, popijała kawę pisząc notatki na swoim laptopie chociaż chwilę wcześniej prawie przedziurawiła mi łokciem wnętrzności.
- Co mnie wydało? - zapytałam ją.
- Zaczęłaś chrapać - usłyszałam w odpowiedzi. Przeklęłam pod nosem i złapałam się dramatycznie za brzuch, w miejscu jej uderzenia. Wciągnęłam powietrze spoglądając na dziewczynę z wyrzutem.
- A nie mogłaś mnie obudzić trochę wcześniej i może nie wiem delikatniej? Pstryknięcie w ramię by wystarczyło.
- Ale nie przyniosłoby tak spektakularnego efektu. Miałabym pozbawić wszystkich dobrego przedstawienia? - zapytała z wzrokiem wciąż wbitym w ekran komputera. Jej palce pracowały tak szybko, że po chwilowym śledzeniu ich oczami rozbolała mnie głowa. Chociaż to akurat mogła być zasługa wypitego przeze mnie w nocy alkoholu, który chyba do końca mnie jeszcze nie opuścił. - Oby takie upokorzenie wystarczyło, żebyś przestała wymykać się w nocy w środku tygodnia.
Przewróciłam oczami na jej nadmierną troskę. Może i wymknęłam się tylnymi drzwiami, kiedy żadna z moich współlokatorek nie zwracała na mnie uwagi i zorientowały się, kiedy byłam już godzinę drogi od Princeton, ale to wciąż była moja sprawa i żadna z nich nie powinna się do tego wtrącać. Tylko reszta nie wiedziała tego co wiedziała Asteria Melrose. Jako moja najbliższa przyjaciółka znała najwięcej moich brudnych sekretów. Poza tym była w stałym kontakcie z Samem, który informował ją o moim stanie każdego wieczoru w klubie. Miałam im za złe to, że spiskowali za moimi plecami, ale o wiele bardziej wolałam kontrolę rodzicielską w takiej formie niż gdyby przyjaciółka miała pojawić się w klubie i zobaczyć moje popisy na żywo. Zwłaszcza, że nie pochwalała moich wyczynów, ale nic nie potrafiła zrobić, żeby mnie od nich odciągnąć. Jako matka grupy bez przerwy próbowała sprowadzać wszystkich na ziemię, nie zawsze jej to wychodziło - każda z naszej czwórki miała bardzo uparte charaktery, ale nigdy się nie poddawała. Tylko to mi zazwyczaj obrywało się przez to najbardziej.