1.

21 2 0
                                    

Vivien

Budzę się z przeświadczeniem, że dziś stanie się coś niedobrego. I nie żebym miała ku temu jakiś powód, bo wszystko jest tak jak zawsze. Budzę się w tym samym pokoju, ze światłem wdzierającym się przez niedokładnie zasunięte zasłony i z wręcz grobową ciszą wiszącą w powietrzu. Mimo to czuję, że coś się wydarzy. Czuję to, jak lekkie mrowienie skóry, które się odczuwa, gdy ktoś cię obserwuje. Mrowienie, które zmusza cię, by się odwrócić i sprawdzić kto to jest. To samo uczucie wyciąga mnie z łóżka w ekspresowym tempie.
Szybko się ubieram i staję przed lustrem, aby przyjrzeć się swoim oczom, które aktualnie są szare z czarną obwódką wokół tęczówek. Tak jak się spodziewałam, mówią one całemu światu, że czuję niepokój. Oto właśnie moje przekleństwo — oczy które nie pozwalają mi niczego ukryć.

- Prawdziwe zwierciadła duszy — myślę z goryczą, odwracając wzrok. Rezygnuję z zakładania soczewek, które zmieniłyby ich kolor na szary, ponieważ nie spodziewam się dziś żadnych gości, a szczególnie takich, przed którymi musiałabym ukrywać moją przypadłość.
Po szybkim ogarnięciu się, schodzę do jadalni, gdzie czeka już na mnie śniadanie przygotowane przez skrzaty domowe. Moje zaskoczenie budzą jednak dwa dodatkowe talerze na stole. Jest to dość dziwne, biorąc pod uwagę to, że rodzice mają wrócić dopiero za tydzień, i to tylko na jeden dzień, aby mogli się ze mną pożegnać przed wyjazdem do szkoły. Jest to teatrzyk, który odstawiają co roku, aby wyglądać na porządną, szczęśliwą rodzinę. Nie ważne jak popieprzona w rzeczywistości by nie była, to z zewnątrz musi wyglądać idealnie.
Zanim zdążę uciec z powrotem do swojego pokoju, aby jednak założyć soczewki, za mną pojawiają się rodzice. Cholera. Niebywałe, że nie zabezpieczyli tego domu przed teleportacją do środka. Pewnie przedkładają swoją wygodę nad moje bezpieczeństwo, co z resztą mnie nie dziwi. No nic. Teatrzyk czas zacząć.
Siadam więc do stołu jakby nigdy nic, nie przejmując się nawet przywitaniem z nimi. Zresztą oni tego nawet nie oczekują. Gdybym ich przytuliła, to pewnie by pomyśleli, że czegoś od nich chcę, mam kłopoty albo planuję ich otruć. Niekoniecznie w tej kolejności. Zamiast usiąść ze mną do śniadania, tak jak spodziewałam się że zrobią, stają naprzeciwko mnie po drugiej stronie stołu. To przykuwa moją uwagę.

-Mamy ci coś ważnego do ogłoszenia Vivien — zaczyna ojciec, co wywołuje u mnie jeszcze większy niepokój, bo zawsze to matka zajmowała się moim wychowaniem i wszystkimi sprawami z tym związanymi.

- Tak? - pytam, odkładając łyżkę, bo czuję, że ręce zaczynają mi się trząść, a żołądek skręca w supeł.

- Znaleźliśmy ci narzeczonego. - oznajmia matka, a ja wkładam sporo wysiłku, żeby nie krzyknąć „co kurwa?", chociaż jestem niemal pewna, że w moich oczach zaczęły wirować plamki czerni, co odzwierciedla mój rosnący niepokój.

Jaka ja jestem głupia, przecież przeczuwałam, że coś się dzisiaj stanie. Gdybym pomyślała i założyła te cholerne soczewki, mogłabym to rozegrać na spokojnie, nie wzbudzając ich podejrzeń, że coś knuję, a tak będą wiedzieć, że nie podoba mi się ten pomysł i będą mnie bardziej pilnować. Krótko mówiąc, mam przerąbane. Tak więc siedzę nieruchomo, próbując obrać odpowiednią taktykę, a tymczasem cisza się przedłuża. Cholera. Muszę coś wykrztusić.

- Kto to? - łapię łyżkę i zaczynam jeść owsiankę, aby odwrócić swoją uwagę od tej feralnej informacji, oraz aby ukryć przed nimi swoje zdradzieckie oczy. 

Spodziewałam się że ten dzień nastąpi, ale sądziłam, że poczekają, aż skończę 18 lat. Tak przynajmniej wynikało z rozmowy, którą podsłuchałam rok temu. Widocznie coś się musiało zmienić.

- Chłopak od Malfoy'ów. Jego rodzina jest bardzo szanowana. - yhm, czytaj czystej krwi i bogata.

- I żenią się między sobą — już w momencie, gdy to wypowiadam, żałuję tego, jednak nie mogłam się powstrzymać.

-Vivien — karci mnie matka, chociaż wszyscy wiedzą, że to prawda. Zresztą większość „szanowanych" rodzin jak to ujęła matka, tak robi, aby zachować czystość krwi. Ohyda.

- Przecież wiesz, że to prawda — w momencie, gdy kieruję na nią wzrok, daję sobie mentalnego liścia za odsłonięcie się. - Niech ożeni się z jakąś swoją kuzynką.

- Powinien być w twoim wieku — dodaje ojciec, próbując załagodzić sytuację. Jak miło, że chociaż o to zadbali.

- Jak miło że chociaż o to zadbaliście — wypowiadam swoje myśli na głos, bo jak się powiedziało A, to trzeba też powiedzieć B. I tak już wiedzą, że nie podoba mi się ten pomysł. Nagła zmiana nastawienia byłaby podejrzana.

- W tym roku pójdziecie razem do szkoły, żebyście mogli się lepiej poznać. - zrzuca kolejną bombę matka, wydając się wręcz zadowolona moim szokiem.

- Jak to będziemy chodzić razem do szkoły?

-W tym roku będziesz się uczyć w Hogwarcie. - czuję, jak cała krew ze mnie odpływa - Wszystko już załatwiliśmy.

Ojciec spogląda na zegarek i po tym geście wiem, że to koniec tej rozmowy, a oni śpieszą się na kolejne spotkanie.

- Nie rób niczego głupiego. Jakbyś miała jakieś pytania, wyślij nam sowę - kończy ojciec.

- I nie będziemy mogli cię zawieźć na pociąg, wszystkie instrukcje masz w liście. - mówi jeszcze matka, a po chwili już ich nie ma.

Czuję, jak wszystkie moje mięśnie się rozluźniają, a nawet nie miałam świadomości że były spięte. Trzeba nad tym popracować. Jednak teraz mam większe problemy, a mianowicie narzeczonego na karku dwa lata wcześniej niż przewidywałam. A przez to mój plan ucieczki i uniezależnienia się nie jest nawet jeszcze w fazie realizacji.
Istne bagno.

***

Draco

Leżę na łóżku z rękami założonymi pod głową i wypatruję się w biały sufit, będąc świadomym tego, że właśnie teraz, kilka metrów pode mną, rozstrzygają się losy mojej przyszłości. Mojego małżeństwa ściśle rzecz biorąc. Te negocjacje trwają już jakąś godzinę, bo każda ze stron chce zyskać na tym jak najwięcej. My potrzebujemy poprawić reputację rodziny, która znacznie ucierpiała po aresztowaniu ojca. Oni natomiast potrzebują naszych pieniędzy. Mnie nawet nie dziwi ta cała sprawa. Już od dziecka wiedziałem, że moje małżeństwo zostanie wcześniej czy później zaaranżowane. Tak to już jest w rodach czystej krwi, a ja jestem dumny, mogąc poprawić sytuację mojej rodziny. No i cieszę się, że nie będzie to żadna z moich kuzynek, bo nie są one zbyt piękne. Niestety czarodziejów czystej krwi jest coraz mniej i małżeństwa w obrębie rodziny niekiedy są koniecznością. Na szczęście nie w moim przypadku.

Nagle ciszę przerywa pstryknięcie i w powietrzu pojawia się, wśród zielonych płomieni, mała karteczka. Łapię ją zręcznie, nim opadnie na łóżko. Jest to zdjęcie zapewne mojej narzeczonej. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to niemal złote włosy wymykające się z niedbałego upięcia. Gdy widzę jej nudny ubiór, wyglądający jak to, co noszą wszyscy mugole, mam ochotę wyrzucić zdjęcie jak najdalej od siebie. Powstrzymuję się jednak. Wychowała się w szanowanej rodzinie, nie może być fanką mugoli. Może to jest jej sposób na zniechęcenie mnie i uniknięcie aranżowanego małżeństwa. Przyglądam jej się dokładniej, próbując odgadnąć, jaka naprawdę jest. Dziewczyna z zimnym uśmiechem, który nie dociera do szarych oczu, patrzy w moją stronę. Skórę ma bladą, bez żadnych znamion, a rysy twarzy delikatne. Przez to sprawia wrażenie niemal kruchej, jakby można było ją zniszczyć, nawet niechcący, jak porcelanową figurkę. Bije od niej jednak zupełnie odmienna aura. Jej postawa, spojrzenie i lekko zaciśnięte usta... Emanuje siłą, jaką ciężko jest znaleźć u większości ludzi, jakby była nie z porcelany, ale ze stali. Przeszła wiele i to ją ukształtowało, umocniło, a bycie silną nie jest dla niej wyborem, tylko koniecznością. Dokładnie tak jak dla mnie.

A może za dużo nad tym myślę i to jest zwykła rozpieszczona dziewczyna, która nie cieszy się na myśl o małżeństwie z kimś, kogo nawet nie zna. Wzdycham i ostatni raz spoglądam na zdjęcie, nim upuszczam je na podłogę obok łóżka. To i tak jest już przesądzone czy tego chcę, czy nie. Mam tylko nadzieję, że jedyny warunek, jaki postawiłem rodzicom, zostanie spełniony. Zanim się pobierzemy, chcę ją trochę poznać.

Not perfect - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz