~ Powrót ~

690 73 11
                                    

Szare chmury nad ziemią. Deszczowy i ponury dzień, taki sam jak pięć lat temu. Identyczny, jakby od tamtej pory czas stał w miejscu. Te pięć lat jakby były hamulcem, który puścił właśnie dziś. A budynek za nim, dodatkiem, wspomaganiem. Betonowe mury, z siatką i zasiekami, to tam spędził te pięć lat. Za kratami sześciokątnej placówki więziennej Bolingbroke. W tym piekle.

Jedynymi pięknymi rzeczami tego dnia były jego niebieskie oczy. Wyróżniały się w szarym krajobrazie. Każdy je dostrzegał. Wyszedł właśnie zza metalowych drzwi na asfalt. Brunet - dla tych zza murów bandyta. Stał w miejscu rozglądając się w okół. Widział pustynię,  szarą pustynię. Żółty piach jakby wyblakniał, lecąc w powietrzu i uderzając rodzynkami w jego oczy.

Chrypowaty głos obok, i ręka klepiąca jego ramię, powiedziały:

- Miłej wolności Sindacco, obyś nie wrócił. - Powiedział strażnik wchodząc na zamknięty teren przez drzwi. Brunet odprowadził go wzrokiem widząc na jego twarzy uśmieszek. Gdy drzwi zamknęły się patrzał jeszcze przez chwilę w metal.

Jego zamyślenie przerwał warkot silnika V8. Spojrzał w stronę bramek, przejechał przez nie czarny Mustang. Niebieskooki zdenerwował się lekko. Samochód podjechał do niego.

To federalni...

Pomyślał w pierwszej chwili. Jego emocje ostudziła jednak zsuwająca się szyba od drzwi pasażera. Zobaczył za kierownicą znajomą mu twarz.

A jednak nie federalni...

Przyglądał się jasnej karnacji, ze złotymi oczami. Czuł rozkosz widząc tą twarz.

- Wsiadasz Vasquez? - Zapytał młodszy kierowca. Brunet lekko rozkojarzony wsiadł na miejsce pasażera, zamknął drzwi po czym poczuł silny uścisk rąk oplatających jego plecy, odwzajemnił go. Wyczuł lekkie perfumy chłopaka. - Tęskniłem. - Szepnął siwowłosy złotooki. Brunet jedynie milczał chcąc rozkoszować się tą chwilą. Gdy siwowłosy go puścił usiedli normalnie po czym odjechali z pod bramy piekieł.

Vasquez przez całą drogę wyglądał za boczne okno oglądając jak dzień zaczyna być słoneczny. Im dalej od piekieł, tym jaśniej.

Cholerne wahania pogody

Wjechali na górę z widokiem na całe miasto. Na duże wieżowce, odbijające światło promieni. Słońce wychodzące zza chmur tworzyło pejzaż piękna.

- To było pięć lat... - Przerwał nagle ciszę aksamitny głos złotookiego. - Obiecaj że już nigdy nie znikniesz z mojego życia na tyle lat. - Powiedział po chwili zatrzymując samochód na uboczu i patrząc w niebieskie oczy siedzące obok niego. Sindacco przełknął ślinę i spojrzał na niego.

- Obiecuje. - Odpowiedział swym niskim przeszywającym drganiem ciała głosem. Oczy złotokiego wbijały się w jego niebieskie. Vasquez niespodziewanie wysiadł z samochodu idąc w stronę zbocza. Patrzał przed siebie, na miasto, na piękno. Erwin wysiadł za nim i podszedł po czym stanął obok niego. - Tamtego wieżowca dalej nie wybudowali? - Zapytał widząc budowę budynku która w ogóle się nie ruszyła. Erwin odparł śmiechem.

- Nie, ratusz chce przerwać pracę i zdemontować to co zrobili, podobno firma splajtowała. - Odpowiedział widząc rozglądające się oczy Sindacco. Brunet wziął głębszy oddech czując zbliżające się ciało siwowłosego. Złotooki wbił się w jego ciało ponownie zaskakując bruneta. Nagle jego ręce położyły się na jego brzuchu i mocno pchnęły do tyłu. Vasquez odsunięty o dwa kroki spojrzał na wzruszoną minę Knucklesa. - Nigdy więcej tak nie rób... - Powiedział po chwili.

- Przepraszam... - Odpowiedział czując złość w powietrzu. - Gdybym wiedział... to nie zrobił bym tego.

- Nie zrobiłbyś? To szkoda że nie rozumiesz swoich uczuć... albo, nie rozumiesz za wczasu. - Odparł Erwin czując ciężar w oczach.

Te pięć lat, jak rzut kamieniem w lustro. Krótki, lecz wewnętrznie bolesny...

- 5 Lat wcześniej -

Taki sam dzień, jak pięć lat później, szary, i ponury. Zmienny pogodowo. Słońce zaszły chmury. I jedynie niebieskie oczy obok.

Nie jedynie niebieskie rzeczy...

Siwowłosy siedział na ławce widząc jak jego przyjaciel za chwilę wyjedzie na kilka lat, lecz wtedy jeszcze tego nie wiedział. Trzy radiowozy przed budynkiem, dwóch policjantów rozmawiających z Vasquezem, a reszta czwórki w mieszkaniu, przeszukują. Brunet po chwili zrobił błagającą minę w stronę Erwina zadziwiając go lekko. Sindacco cicho powiedział ,,Przepraszam" w jego stronę i obrócił się tyłem do policjanta. Po chwili jego ręce były zakłute w kajdany.

Erwin widząc to momentalnie podszedł do niego lecz złapał go policjant. Siwowłosy chciał jedynie go przytulić, wymienić słowo, lecz tą szansę mu odebrano.
Widział jak policjant zaprowadza bruneta do radiowozu. To wszystko działo się tak powoli i boleśnie.

- Kocham cię... - Wymamrotał niebieskooki patrząc w stronę Erwina po raz ostatni. Widział jak złote oczy jego miłości zamieniają się w czerwone, od łez drażniących je. Erwin usłyszał to. Po tym odsunął się od policjanta i usiadł na ławce załamując się...

Drzwi radiowozu się zamknęły...

Brama piekieł zabrała jego miłość...

- Teraźniejszość -

Vasquez stał wbity patrząc na Erwina. Widział znów te czerwone oczy... od łez. Lecz w krajobrazie piękna. Bez bram. Bez piekła. Czuł w jego brzuchu mieszankę różnych uczuć.

- Pięć lat rozumiesz?! Pięć! - Wykrzyczał siwowłosy. Jego głowa roiła się od kopiowanych scen z przed pięciu lat.

- Erwin... ja... naprawdę przepraszam. - Odpowiedział Vasquez czując falę złości i miłości uderzającą od Erwina...

- Mam gdzieś twoje przeprosiny wiesz? - Odparł lekko uspokajając się. - Mam je po prostu gdzieś... - Dodał po chwili. Patrzał jedynie w oczy Vasqueza które były złe na same siebie. Jakby stał przed lustrem ze złością w oczach.

Złość kamieniem... lustro bramami... piękno za nimi...

Okruszki bram, przed niebieskimi oczami, kamień opadający w piach i znikający w czeluścicah... i znów piękno, po tylu dniach spędzonych za lustrem...

Vasquez się odważył. Podszedł do złotokiego łapiąc go w talii, przybliżając do siebie, i namiętnie wbijając usta w jego lekkie wargi.

Pięć lat, tyle czekali...

Erwin czując jak jego samopoczucie stabilizuje się, porwał się w pocałunku i położył ręce na policzkach chłopaka wtapiając się jak topiony metal.

Przerwali pocałunek, a Sindacco przytulił go mocniej niż on przez tyle razy...

- Kocham cię... - Vasquez wymamrotał zamykając oczy i po chwili otwierając je patrząc na miasto. - I nie zostawię. - Dodał po chwili całując jasnoskórego w szyję.

Erwin znów czuł miłość. Kumulującą się od kilku lat. Czekającą na ten moment. Na upadek bram piekieł.

Na powrót Vasqueza bez lustra... którego dostał już kilka lat temu... lecz za późną jego reakcją na bramy...

Taki tam nie tysięczny Oneshot o Vasklesie :)

Nie wiem czemu chce mi się płakać WTF




~ Powrót / Erwin~Vasquez ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz