Ash
Niewiele można było powiedzieć o Nenderze. Na pewno miał zawsze ręce ubrudzone eofsem – czarnym smarem będącym efektem ubocznym magii. Nosił skórzane rękawiczki bez palców, aby ukryć ten niedogodny fakt, ale często nawet opuszki traciły swój dawny kolor. Nie chodziło o to, że eofsu nie dało się zmyć, oczywiście nie należało to do najprzyjemniejszych zadań i już po paru ruchach szczoteczki można było zedrzeć sobie naskórek. Nender po prostu nie miał na to czasu, a nawet gdyby miał nie wyrobił sobie nawyku czyszczenia dłoni co chwilę. Rękawiczki zostały okrzyknięte mniejszym złem, do którego przyzwyczaił się na tyle, żeby w jakiś sposób definiowały jego osobę.
Nosił się na czarno, choć nie zawsze. Czasem przy bardziej specjalnych okazjach towarzyszył mu błękit lub gołębio szary odcień. Starał się jednak wybierać ciemniejsze barwy, aby jego dłonie nie zwracały zbytniej uwagi tłumu. Magia nie należała do najchwalebniejszych, a każdy jej przejaw mógł sprowadzić kłopoty. Nender nie chciał wyróżniać się z tłumu, a co dopiero udawać buntownika gotowego przeciwstawić się całemu królestwu.
Był magiem i nie dało się tego zmienić w żaden sposób. Jego dłonie drżały przepełnione mocą pradawnych sił. Nie musiał ich wzywać, same pełzły wprost pod jego stopy, wczołgując się wyżej i wyżej, aż docierały do serca. Nie udawał, że nie słyszy naglącego szeptu mocy.
Można by powiedzieć, że to piękne.
Magia, pradawne siły oraz siła dudniąca w człowieku niczym drugie serce.
Nic z tych rzeczy. Nender nigdy nie afiszował się zanadto swoimi zdolnościami. Mógłby. Ale nie przyniosłoby to nic dobrego. Wszystko, co nieobrzydliwie prawdziwe wyłapywano. Badano, dręczono, zamykano za żelaznymi kratami uniemożliwiając zobaczenie słońca. Młody mag nie zamierzał dołączać do wystawki w laboratorium jako sproszkowana substancja, którą rozwieje byle wiatr. Wolał swoją naturalną postać pełną zagięć i ścięgien.
Magom nie wolno było istnieć na wolności. A mimo to zdarzały się przypadki, w których nawet żelazne bramy miast nie potrafiły obronić mieszkających wewnątrz mieszkańców.
Ash Nender miał siedemnaście lat, kiedy jego światem wstrząsnął dreszcz tak potężny, że zawaliła się jedna ściana Głównej Biblioteki Wotemis. Runęła obracając wiele lat nauki i kunsztu architektonicznego w pył. Wystarczyło parę minut. Chłopak obserwował skalę zniszczeń zastanawiając się, co tak naprawdę je wywołało. Trzęsienia ziemi nie były, aż takie częste, a jeśli się zdarzały, to zdecydowanie na mniejszą skalę. Coś musiało być na rzeczy. Coś czego nie opisują na pierwszych stronach porannych gazet.
Ash kucnął przy kamieniach przytłaczających stare księgi, które już nigdy nie miały zostać odczytane i zaciągnął się powietrzem.
A z wszystkich rzeczy, tylko jedna pachniała dymem oraz słodyczą rozkładających się owoców.
Magia.
Najprawdziwsza magia.
Wotemis nie słynęło ze swojej gościnności. Nie było również przychylne komukolwiek innemu niż zwyczajnie wyglądającemu kupcowi. Choć po wąskich uliczkach miasta kroczyło wiele szumowin, z którymi nikt nie chciał mieć do czynienia, najgorzej miała istota, która choć trochę przykuwała uwagę Legionistów. Pragnęli oni ponad życie wytępić wszystko, co magiczne z powierzchni ziemi. Ash przekonał się o tym już w pierwszy dzień pobytu w tym miejscu.
Tym, którzy wydawali się najmniej groźni dawano ultimatum. Albo lochy i proszkowanie, albo wygnanie. Nie trzeba opowiadać, co większość wybierała. Utworzyły się całe zamknięte rezerwaty pełne czarów i zadziwiających iluzji. Na tyle daleko, że żaden Legionista nie posiadał w sobie dość odwagi, aby do nich zmierzyć. Obozy leżały za Kościanymi Górami i dalej wzdłuż Rzeki Istnień. Ash mógł tylko przypuszczać jakie dziwy tam powstają. W głębi puszczy, gdzie ludzkie oko nie mogło sięgnąć.
![](https://img.wattpad.com/cover/311991401-288-k69dd7f.jpg)
CZYTASZ
Woda pochłonie Cię
FantasyDla Asha magia zawsze była zła, tak szeptali w miejscach kultu, tak mówiła jego mama, kiedy był jeszcze mały. Dlatego, kiedy jego ręce pokrywały się eofsem czuł odrazę do samego siebie za współgranie z diabelską siłą. Dla Mazu magia zawsze była dob...