Obiecywałeś...

1.2K 118 11
                                    

-Ile już tutaj siedzimy? - Zapytałem, zaczynało się już ściemniać i nie chciałem, żeby znowu nas szukali, nie potrzebuję kolejnych kłopotów.

-Jakieś pół dnia... - zaśmiał się i wypuścił z ust kolejną porcję dymu. Po pierwszego papierosa sięgnął, kiedy tutaj przyszliśmy, ile on już ich dzisiaj wypalił?

Ruszyłem przed siebie. On dołączył do mnie po chwili. Chciał dokończyć palenie.

Dlaczego nie mógł iść z papierosem? Bo mamy tylko szesnaście lat.

Kiedyś przesadziliśmy z alkoholem, pamiętam, że zobaczył go wtedy jego ojciec. Sam nie zna umiaru, ale widok własnego dziecka w takim stanie naprawdę go zdenerwował.

Współczuję Kennemu rodziny. Zdarzało się, że opowiadał mi o nich. Wiem, że jego starszy brat nienawidzi ich rodziców, ale on i Karen nie cierpią jakoś szczególnie. Nawet jeśli często dochodzi u nich do przemocy, rozdzielono ich kiedyś. Kenny wylądował w rodzinie zastępczej, ale szybko wrócili do South Park i znowu wszystko było tak jak dawniej. Nigdy nie mówił mi, że chciałby urodzić się w lepszym środowisku, jednak domyślam się, iż byłby wtedy szczęśliwszy. Nie głodowałby, nikt by mu nie dokuczał... I nie wpadłby w tak beznadziejne towarzystwo jak moje.

-Dlaczego ty w ogóle palisz? Myślałem, że nienawidzisz ludzi z nałogami. - Zapytałem, ponieważ na myśl o jego rodzinie przypomniało mi się, jak skończyła się sprawa z jego ojcem i naszym piciem alkoholu. Pobił go na moich oczach, później zawlekł do domu przeklinając i, o ironio, grożąc, że jeśli jeszcze raz zobaczy go z alkoholem, chociaż sam daje mu taki przykład i powód do picia, to go zabije. Chory skurywysyn. Następnego dnia Kenny był cały poobijany i ledwo chodził. Później zaczął wymiotować krwią i zabrano go do szpitala, przynajmniej tak mi się wydaje, bo pamiętam to jak przez mgłę. Na szczęście następnego dnia czuł się już dobrze....

-Mówiłem ci już kilka razy, - uśmiechnął się do mnie, przynajmniej teraz mogę zobaczyć jego twarz, kiedy byliśmy dziećmi, chodził cały zasłonięty i mało kto wiedział, jak wygląda bez kaptura. Teraz wyraźnie mogłem widzieć jego rozczochrane blond włosy i oczy o specyficznym kolorze połączenia czerni, błękitu i fioletu - palę, bo ojciec wyczułby ode mnie zapach piwa, gdyby to się stało to by mnie zabił. No i narkotyki są dla mnie zbyt drogie.

Nie mogę zrozumieć, jak można pogodzić się ze swoją biedą i patologią w rodzinie. Za to cieszę się, że mam w nim towarzysza. Nikt inny nie chciał się ze mną spotykać w żadnym opuszczonym budynku, bo bali się, że ktoś ich zauważy i będą mieć kłopoty... a przecież jesteśmy już prawie dorośli.

Szliśmy jeszcze chwilę, gdyż budynek w którym się znajdywaliśmy miał długie korytarze. Ogólnie był ogromny. Nie pamiętam, kiedy go odkryłem i kiedy pokazałem go Kennemu. Nawet nie wiem, czy był w tym jakiś sens, stał tutaj od zawsze, ale nikt z nas nie zwracał na niego uwagi. Ten stary dom okazał się bardzo dobry na spotykanie się z alkoholem, papierosem... lub na miejsce do przenocowania po nadmiarze problemów. Jego wadą było to, że jedyne wyjście z niego, przez zbitą szybę przy głównych drzwiach, od razu wystawiało nas na innych. Z tamtego punktu każdy mógł nas zobaczyć, dlatego musieliśmy pamiętać, żeby nie zrobić czegoś głupiego. Nikt oprócz nas się do niego nie zapuszczał, dlatego mieliśmy w środku pełną swobodę. Był może unikali tego miejsca, bo było niebezpieczne. Słyszałem kilka razu o tym, że ktoś tutaj zginął, całkiem niedawno, ale nigdy nie mogę zapamiętać nazwiska... Chociaż dopóki to nie jest ktoś, kogo znam, nie muszę się martwić.

Byliśmy już blisko wyjścia, odwróciłem się i spojrzałem na blondyna.

-Jutro też się spotykamy?

Liar || CrennyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz