Odszedłeś...

701 78 9
                                    

Resztę dnia faktycznie spędziłem w miłym towarzystwie. Nie mogę zrozumieć dziewczyn. Niby są takie grzeczne i niewinne, ale przy, jak one mówią, buntowniku zupełnie zapominają ile mają lat i co mogą robić.

Wróciłem późno i dlatego nikt z rodziny nie miał nawet siły zaczynać ze mną kłótni. Cieszę się z tego powodu, jeszcze powiedziałbym im coś głupiego i miałbym wyrzuty sumienia. Tylko siostra naprzeklinała na mnie, że nie teraz się nie wyśpi. Nie mogę jej zrozumieć, nie idzie spać, bo się o mnie martwi, a później denerwuje się, że straciła część czasu na sen... Z nią jednak nie zaczynałem kłótni. Kiedyś nakryła mnie z Kennym i zdarza jej się zastraszać mnie, że wygada się o mojej biseksualności. Czasami wolę nie ryzykować i daje jej spokój. Po tym wszystkim spałem długo.

Byłem zmęczony i najchętniej przespałbym cały dzień, ale nie mogłem sobie pozwolić na nie przyjście w umówione miejsce, szczególnie że poprzednim razem nie mogliśmy się zadowolić z tak głupiego powodu jak brak prezerwatyw. No i widziałem, że coś go trapi, chciałbym mu jakoś pomóc.

Odpoczynek minął mi bez ciekawych snów, przynajmniej tak mi się wydaję, ponieważ nigdy ich nie pamiętam. Żałuję tego, chciałbym  opanować umiejętność świadomego śnienia, myślę, że stworzenie świata marzeń chociaż na krótką chwilę, byłoby ciekawe.

Z łóżka wyszedłem około południa. Przebrałem się na świeże ubrania, rzadko to robię, ale jeśli Kenny od wczoraj ma jakiś dziwny humor, nie chciałbym go dobijać tym, że po jego odejściu poszedłem do kogoś innego, aby się zaspokoić.

Nakarmiłem jeszcze Stripe, mam nadzieję, że będzie ze mną jeszcze chwilę. Czytałem, że świnki morskie mogą żyć do dziesięciu lat, jeśli dobrze się nimi opiekuje. Mam go już trochę czasu i wiem, że niedługo umrze, ale staram się o tym nie myśleć zbyt często.

Byłem już gotowy do wyjścia. Zabrałem moją torbę i kilka dolarów, bo po drodze chciałem wstąpić do apteki z wiadomych przyczyn. Zanim jednak opuściłem dom, uznałem, iż wstąpię do kuchni i wezmę coś do zjedzenia po drodze. Mogłem to sobie odpuścić, miałem wystarczająco pieniędzy, żeby kupić coś po drodze, ale na swoje nieszczęście nie pomyślałem o tym.  W środku trafiłem na całą rodzinę, która przygotowywała się do obiadu.  

Wszyscy skierowali na mnie swój wzrok, przekląłem w myślach, mogłem chociaż zostawić gdzieś torbę, bo teraz wiedzieli, że szykuję się do wyjścia. Modliłem się w duchu, żeby nie chcieli sprawdzić, co jest w środku.

-Craig... - zaczął mój ojciec, czułem, że moje serca zaczyna bić szybciej – wybierasz się gdzieś?

-Do Kennego – raczej nie wiedzieli, że robię z nim coś niedozwolonego, a nauczyłem się, iż przy nich lepiej nie zatajać prawdy.

Zauważyłem, że wymienili się spojrzeniami.

-Sibling, odprowadzisz brata – powiedziała moja matka głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Spojrzałem na nich gniewnie, ale nic nie powiedziałem, pokazałem im tylko środkowy palec, oni odpowiedzieli mi tym samym.

Bez słowa wyszliśmy z kuchni. Siostra powiedziała mi, żebym zostawił torbę, bo nie będzie mi potrzebna, ale nie posłuchałem jej, co ona może wiedzieć o moich zamiarach...

Szedłem obok niej, uważam, ze wyrosła na nawet ładną dziewczynę. Trochę martwiło mnie jednak, że barwa jej włosów to mieszanka koloru rudego, po tacie, oraz blondu mamy. Sam mam przecież ciemne i zastanawiam się czasami, czy nie jestem adoptowany...

Dotarliśmy pod ratusz, nie mogę uwierzyć, że nic się w nim nie zmieniło, wciąż mamy nawet tą sama burmistrz. Zauważyłem na zakręcie Stana, Kyle'a, Cartmana i Buttersa. Spędzają z Kennym coraz mniej czasu i wydaje mi się, że na stałe wyrzucili go ze swojej grupy, nigdy nie mogę zobaczyć ich razem. Szkoda, kiedy byliśmy dziećmi przeszli razem wiele ciekawych przygód, teraz żałuję, że nie dołączyłem się do nich, chociaż czasami mi to proponowali, bo ich przygody były niesamowite i czasami absurdalne, ale chociaż mają co wspominać.

Liar || CrennyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz