ROZDZIAŁ XIV - Lena

86 5 0
                                    

Otwieram oczy i widzę przed sobą twarz Alana. Patrzy na mnie niebiskimi oczami, a do mnie dochodzi dlaczego zemdlałam. Niemożliwe. To tylko nieporozumienie. Zaraz powie mi, że jest w żłobku i po prostu schowała się za drzewem, że jest bezpieczna.

- Musimy jechać. Oddychaj, bo znowu stracisz przytomność.

Zrywam się z kanapy na równe nogi i ścieram nerwowo kolejne łzy płynące po moich policzkach.

- Co tam się stało do cholery?! Moje dziecko ma dwa lata, a jest gdzieś samo w tym wielkim mieście! Pewnie jest przerażona, a mnie nie ma obok...

- Lena, nie myśl o tym teraz. Jedziemy – mówi, kiedy pospiesznie wychodzimy na korytarz w stronę wyjścia.

Chłodne powietrze nie ostudza moich myśli, wręcz przeciwnie. W mojej głowie pojawia się coraz więcej złych wizji.

- A co jeśli ktoś ją porwał? Jak zrobi jej krzywdę?!

- Nic takiego się stanie.

- Jak możesz być taki spokojny?! Ona jest malutka! Boi się!

- Przestań! – krzyczy, kiedy dochodzimy do samochodu. – Znajdę ją, rozumiesz? Znajdę chociaż miałbym przeszukać cały ten świat. Trzydzieści osób przeczesuje teren wokół żłobka, specjaliści sprawdzają monitoringi, a teraz jedziemy porozmawiać z policją.

Po tych słowach kiwam już tylko głową, a kolejne łzy wypływają się spod moich powiek. Znajdzie naszą córeczkę. Wiem, że tak będzie. W ciszy wsiadamy do samochodu i ruszamy w stronę centrum. Zerkam jeszcze na tyle siedzenie. Szary fotelik nie jest pusty. Jest w nim Pes...

Policja zadaje kolejne pytania, a ja czuję, że tylko tracimy czas. Panie ze żłobka odpowiadają nadto wyczerpująco z minami zbitych psów. Powinny czuć się znacznie gorzej, jak można zgubić czyjeś dziecko? Moja biała chusteczka higieniczna jest już cała mokra, więc wyciągam następną. Nowoczesny gabinet w prywatnej placówce, która kiedyś wydawała mi się być właściwym wyborem.

- Czyli wyszły panie z dziećmi na podwórko o godzinie dziewiątej pięć?

- Tak, po śniadaniu, które dzieci jedzą o ósmej trzydzieści – mówi krótko ścięta brunetka. Ma na imię Dorota i jest wychowawcą grupy.

- O której zauważyły panie zniknięcie dziecka?

- Około dziewiątej trzydzieści. Dzieci bawiły się w piaskownicy przy ogrodzeniu. Dorota poszła z jednym chłopcem do środka, bo uderzył się w kolano, a ja zostałam sama i zaczęłam liczyć dzieci przed powrotem – mówi nieco starsza Anita o długich blond włosach zebranych w niedbały kucyk. Alan przysłuchuje się temu, ale jest zamyślony.

- Ile było wtedy dzieci? – dopytuje znowu policjant.

- Trzynaścioro. Tego dnia było ich piętnaścioro. Więc powinnam zostać z czternastką.

- I co było dalej? Zaczęłam się rozglądać, ale nie było nigdzie dziecka. Zadzwoniłam do Doroty, a w międzyczasie doszłam do tego, że brakuje Idy. Zaraz na podwórko przyszła Dorota, dwie przedszkolanki oraz pani dyrektor. Dziewczyny zabrały naszą grupę do środka, a my zaczęłyśmy jej szukać.

- I nie znalazły panie?

- Nie. Zadzwoniłyśmy więc czym prędzej na policje oraz do rodziców dziewczynki – wtrąca Dorota.

- Czy w okolicy piaskownicy jest furtka, dziura w płocie, lub nie wiem, rozgięte szczeble?

- Jest tylna furtka, ale z zabezpieczeniem u góry, dziecko nie powinno go otworzyć – tłumaczy dyrektorka. – To nowa placówka, nie ma wad infrastruktury.

HUGOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz