Rozdział czwarty

8 1 0
                                    

Harper

Nasz teraźniejszy czerwiec

Jedziemy wolno. Patrzę na to co nas czeka na niebieskich szynach. Zaczynamy spadać. A potem moje serce się cofa, wszyscy zaczynają krzyczeć, a ja razem z nimi.

Czuję jak ochlapuje nas woda, a potem znowu jedziemy pod kolejny pagórek. Wszystko wypycha nas dalej, w górę.

I znowu w dół.

Zarzuca nas na moją stronę, czuję jakby ktoś ciągnął mi włosy, wiatr jest tak wielki.

‒ JA PIERDOLĘ, KOZAK! ‒ krzyczy ktoś za nami.

‒ KURWA, KOCHAM KOLEJKI! ‒ odpowiadam i zaczynam się śmiać.

Jedziemy spokojnie, delikatnie. A potem znowu nas przechyla, tym razem na stronę Jane.

Czuję ten wiatr we włosach, czuję ten zapach adrenaliny.

Rozpędzamy się jadąc na boku, wszyscy krzyczą.

A potem wpadamy w wodę. Czuję na sobie krople, a potem woda wpada do łódki.

‒ JA PIERDOLĘ – krzyczy Jane. Patrzę na nią, otwieram szeroko oczy.

‒ Kurwa mać...

Czuję jakbym z każdą chwilą mam coraz bardziej odklejone buty od podeszew.

‒ Trzeba było mieć lepszy klej do butów – mówię i naciskam nogą na podłogę, słyszę jak woda chlupocze mi w bucie.

‒ Przydałoby się – mówi Jane, próbując odkleić od siebie koszulkę.

Ktoś się śmieje.

‒ Było się słuchać.

Uśmiecham się i odwracam.

Wjeżdżamy powoli.

‒ No Jezu, szybciej – zaczynam marudzić, czuję jak woda chlupocze mi w butach, w skarpetkach, czuję jakby podeszwa zaczynała mi się odklejać.

Kiedy już wjeżdżamy, zapięcia się luzują, a ja mogę wyjść i już nie mieć wody do kostek.

Wychodzę. Razem z nami inni ludzie, czuję jakbym była częścią tego tłumu. A jednocześnie w ogóle oddzielnym bytem.

Poprawiam swój T– shirt, bo ciągle przykleja mi się do ramion, do piersi, wisi na mnie i rozciąga się. Zauważam dziewczyny. I otwieram szeroko usta.

‒ JAKIM CUDEM JESTEŚCIE, KUŹWA, SUCHE?! ‒ wykrzykuję.

‒ One nie chcą żyć tak jak my – mówi Jane, kładzie mi dłoń na ramieniu i wpatruje się w nie. ‒ Lamuski.

Śmieją się.

A ja znowu poprawiam koszulkę, odlepiam ją od skóry, zaczynam machać koszulką, by się wysuszyła, ale w ogóle nie schnie tylko jest mi jeszcze zimniej przez wiatr.

‒ No, nieważne. Co teraz? ‒ pyta Jane.

Kolejni ludzie wchodzą na swoją przejażdżkę.

‒ Mam nadzieję, że macie dobry klej w butach! ‒ mówię głośno i uśmiecham się do nich, do tych z przodu szczególnie.

Ci, którzy patrzą na nas, niektórzy są zdezorientowani, inni uśmiechnięci, a jeszcze inni mają na twarzy zdezorientowany uśmiech. Zupełnie jak my wtedy.

A my zostawiamy ich w niewiedzy, schodzimy z platformy na chodnik.

Idziemy po swoje rzeczy z szafki. Wiem, że słońce będzie jeszcze prażyć, ale teraz zimno mi w tej mokrej koszulce.

‒ Poszłabym na coś lajtowego – mówi Viki.

‒ Też – dopowiada Sophia.

‒ A ja sama nie wiem – mówi i śmieje się Jane.

Mam przy Tobie tętno jak przed HyperionemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz