Dwa lata temu
Nie powinnam była wychodzić. Cała drżałam z zimna i strachu. Było ciemno, na ulicach panowała pustka. Co ja sobie do cholery myślałam?! Biegłam ile sił w nogach, bałam się spojrzeć za siebie, bałam się, że go tam zobaczę. Czemu jak tego potrzebuje, to nigdzie nie ma tych cholernych ochroniarzy ojca? Mogłam mieć pretensje tylko do siebie, bo byłam tak naiwna i uwierzyłam, że Megan dzieje się krzywda. Wymknęłam się po kryjomu z domu, co było kolejnym błędem. Teraz tułałam się wystraszona i samotna, uciekając przed tym niestabilnym pojebańcem.
Od samego początku wiedziałam, że z nim jest coś nie tak. Odkąd pojawił się w domu państwa Johnson, przerażał mnie. To jak na mnie spoglądał i obserwował wprawiało mnie w panikę. Czasami zastanawiałam się nad tym czy aby na pewno sobie tego wszystkiego nie wymyśliłam. Z czasem Dylan zaczął dostrzegać to co ja i był bardzo zaniepokojony, ale olaliśmy temat i słowem nie wspomnieliśmy o tym Megs, ona był w niego zbyt zapatrzona, żeby cokolwiek dostrzec. Z czasem zaczynałam się czuć coraz bardziej osaczona. Dominic, za każdym razem kiedy zostawaliśmy sami, przekraczał moją przestrzeń, a ja próbowałam sobie wmówić, że to nic takiego. Myślałam, że to kim jest mój ojciec uzmysłowi mu, że lepiej uważać na to co robi, ale go to wcale nie obchodziło.
Godzinę wcześniej
Kładłam się spać, kiedy mój telefon zabrzęczał. Moją pierwszą myślą było, żeby to olać i iść spać, ale coś mnie tknęło i złapałam za telefon. Przetarłam oczy, żeby upewnić się, że dobrze widzę.
Megan: Potrzebuje cię, Vivian. SOS.
Megan: JezioroRozbudziłam się natychmiast. Poczułam nie wyobrażalny strach. Moja przyjaciółka mnie potrzebuje, a to jebane SOS sprawia, że wielki ciężar opada na moją klatkę piersiową. Wyskoczyłam z łóżka i w niewyobrażalnie szybkim tempie zaczęłam się ubierać. Zgarnęłam telefon i klucze do motocyklu. Najciszej jak się dało, opuściłam pokój. Nie chciałam obudzić braci i ojca. Musiałam się wymknąć i to tak, żeby nikt mnie nie zatrzymał. Jedyne o czym teraz mogłam myśleć to to, że moja przyjaciółka wpadła w kłopoty. Na korytarzu panowała ciemność, każdy krok stawiałam najciszej jak umiałam. Kiedy udało mi się dostać na dół, wślizgnęłam się do garażu. Żeby nie na robić zbędnego hałasu wyprowadziłam motocykl i wydostałam się z nim za bramę. Na moje szczęście, ludzie odpowiedzialni za pilnowanie bramy, gdzieś zniknęli, więc bez większych obaw mogłam opuścić posesję domu.
Poczułam dziwne mrowienie na karku, wydawało mi się, że ktoś mi się przygląda. Wystraszona tym faktem, rozejrzałam się wokół. Jednak niczego nie zauważyłam, może jestem przewrażliwiona. Wsiadłam na motocykl i odjechałam. Mknęłam po pustych ulicach Las Vegas, mijałam oświetlone kasyno i otwarte bary. Strach o przyjaciółkę był tak duży, że z każdym mijanym kilometrem dodawałam gazu.
Kilka minut później byłam już na miejscu. Dziwne przeczucie wypełniło całe moje ciało. Było tu tak cicho, że każdy mój ruch był jak szkodzący hałas. Powoli zaczynałam żałować, że przyjechałam tutaj sama. Coś mi tutaj nie pasowało, było za cicho, a to przerażało mnie jeszcze bardziej. Z ostrożnością zaczęłam zmierzać w kierunku pomostu, każdy mój krok sprawiał, że piasek pod moimi butami wydawał z siebie szelest.
Coś było cholernie nie tak, a ja jak głupia weszła wprost w pułapkę.
- Megan! Jesteś tutaj? - krzyknęłam w panice.
To właśnie wtedy popełniłam największy błąd. Nie wiedziałam, że byłam obserwowana, a mój krzyk naprowadzał go na mnie.
Miałam cholernie złe przeczucie, ale zignorowałam je. Musiałam znaleźć Megan, potrzebowała mnie. Coś musiało się jej stać. Gdyby nie to, że gdzieś tu jest moja przyjaciółka, już dawno zrobiłabym w tył w zwrot i zwiała stąd gdzie pieprz rośnie.
CZYTASZ
My beloved mafioso
RomantikVivian jak na osiemnastolatkę wiele w życiu przeżyła. Śmierć matki była dla niej jak cios prosto w serce, ale w świecie, w którym żyje, władza i krew są na pierwszym miejscu. Kiedy kłopoty zawitają w jej domu, pojawi się pewien brunet. Ethan William...