Młody żółw biegł bez tchu przed siebie. Gdyby wzniósł swój wzrok ku górze, zobaczyłby miliony gwiazd na niebie, lecz w swoim szaleńczym tempie nie miał na to czasu. Noc była ciepła i bezwietrzna. Podczas gdy on przeskakiwał z dachu na dach poniżej panowała radosna atmosfera. Tysiące nastolatków wypłynęło na ulice Nowego Yorku w poszukiwaniu wrażeń. Godzina była jeszcze młoda, ale to nie przeszkodziło im w hałasowaniu i spędzaniu miło czasu. Ninja biegł jeszcze przez jakiś czas dopóki jego palące płuca nie zaprotestowały i kazały mu się zatrzymać aby mógł nabrać powietrza. Stał tak pochylony, z rękami opierającymi się na jego kolanach łapiąc powietrze. Dyszał przez dłuższą chwilę i przeklinał sam siebie w myślach za to jak szybko się męczył. Podniósł głowę i spojrzał na panoramę wiecznie żywego miasta. Widział ten widok praktycznie co noc, ale za każdym razem zakochiwał się w nim na nowo. Jego miasto. Miasto które dało mu życie i które to życie mu odbierze. Omiótł wzrokiem najwyższe wieżowce i zatrzymał się na zniszczonym budynku należącym do Kraang. Wzdrygnął się mimowolnie na myśl o nich. Jeżeli było coś co bardziej doprowadzało do szału niż jego starszy IDEALNY brat to tylko Kraang. To przez nich Ziemia została prawie zniszczona kilkukrotnie, a ludzie zostali zamienieni w bezmózgie mutanty pracujące dla Kraangów w wymiarze X. Całe szczęście on, jego bracia April, Caesy i Mutantanimals zdołali odeprzeć ich atak na dobre.
Raphael obrócił głowę i spojrzał w niebo. Zobaczył nad sobą morze gwiazd. Gdyby ktoś teraz na niego patrzył zobaczyłby jak jego usta są lekko rozchylone w zachwycie, a w jego intensywnie szmaragdowych tęczówkach odbijają się gwiazdy. Stał tak i wpatrywał się w nocne niebo. Zastanawiał się jak to jest być taką gwiazdą. Gwiazdy były tajemnicze ale i piękne, mogły być zarazem widoczne jak i nieuchwytne. Nikt nie mógł ich dotknąć, zbadać podziwiać z bliska. Jedyne co można było z nimi robić to na nie patrzeć. Czasami Raphael czuł się jak gwiazda. Był nieuchwytny i tajemniczy, a jego bracia woleli nie zbliżać się do niego gdy był w złym humorze. Jednak najbardziej czuł się jak gwiazda gdy wychodził sam na powierzchnię. Czuł obecność milionów ludzi, jednak nadal był sam. Tak jak pojedyncza gwiazda- niby w grupie z innymi jednak nadal samotna. Westchnął. Znowu zaczął myśleć nie wiadomo o czym, a nie taki był cel jego podróży na powierzchnię. Wznowił bieg i wystartował z nową energią w dobrze znanym sobie kierunku. Kilkanaście przecznic dalej był już na miejscu. Bez jego irytujących braci. Sam. Sam z gwiazdami. Raphael wcisnął się w swój ulubiony kąt między ścianą a rurami wentylacyjnymi. Kryjówka ta była o tyle praktyczna, że nawet gdyby ktoś wszedł na dach nie miałby szans na dostrzeżenie wielkiego muskularnego żółwia ukrytego między rurami (nie żeby sprawdzał). Delikatnie wysunął obluzowaną cegłę w ścianie i wyją już do połowy pustą paczkę papierosów. Palił stosunkowo od niedawna, bardzo rzadko, tylko gdy był w podłym nastroju i już na nic nie miał siły. Dziś był właśnie taki dzień. Raph powoli zaciągnął się papierosem i wypuścił nozdrzami siwy dym z rozkoszą zamykając oczy. Tego właśnie potrzebował. Przebiec przez pół Nowego Yorku po jednego papierosa. Zabawne. Cholerny zwierzak nauczyciela [przezwisko Leo nadane przez Rapha]. To przez niego wylądował tu na dachu. Nie dość że zaspał na poranny trening i Mistrz Splinter wlepił mu dodatkowe kata za karę, to jeszcze Leo skopał mu skorupę podczas sparingu i wszyscy to widzieli. Oczywiście Leonardo wykonał każdy ruch bezbłędnie i dostał pochwałę od Mistrza Splintera, za to on jako pokonany został po raz kolejny pouczony jak to jego gniew zaćmiewa jego umysł i się przez to nie kontroluje. Gniew to wszystko co ma, wszystko na czym może polegać i tylko on jest dla niego zrozumiały. To jego siła, nie wada. Jego rodzina po prostu tego nie może zrozumieć. Dobrze, czasem traci nad sobą panowanie gdy Mike robi mu żałosny kawał albo gdy Leo znowu wyjeżdża mu z kazaniem na temat tego jak bardzo jest nieroztropny i porywczy. Ale to nie jego wina że jest taki.
Raph po raz kolejny zaciągnął się papierosem. Dym gryzł go nieprzyjemnie w płuca ale się tym nie przejmował, wręcz przeciwnie uważał to uczucie za przyjemne. Siedział tak przez kilkanaście spokojnych minut do czasu gdy został mu sam niedopałek w trójpalczastej dłoni. Westchnął i zgasił go przyciskając do zimnej podłogi. Zaskwierczał cicho. Czuł się teraz o wiele lepiej. Cała frustracja treningiem i starszym bratem przeszła w zapomnienie. Oddychał teraz spokojnie rześkim nocnym powietrzem. Gdzieś w oddali zegar wybił godzinę drugą w nocy. Czas wracać- pomyślał. Nie chciał narażać się ponownie na niezadowolenie ojca i wykład od brata. Wstał i rozprostował zastałe kości. Po raz ostatni wzniósł wzrok ku gwiazdom i lekko się uśmiechną.
- Może tak naprawdę nie jesteśmy samotni gdy jesteśmy razem, co?- spytał się ich, gdy na nie patrzył. Gwiazdy nic mu nie odpowiedziały, jedynie migały tak jak wcześniej. Następną rzeczą jaką mogły zaobserwować to sylwetka młodego żółwia biegnącego w tylko sobie znanym kierunku.
KONIEC
CZYTASZ
Samotna Gwiazda
Short StoryRaphael po nieudanym dniu w kanałach wychodzi na powierzchnię. Jedynym jego towarzyszem jest gwiaździste niebo i papieros. Przemyślenia młodego żółwia. Fandom 2012, postacie nie są moje