Rozdział 1

117 6 3
                                    

DWANAŚCIE LAT PÓŹNIEJ

— Madeline, uważaj, żebyś nie pobrudziła sukienki — ostrzegała mnie Anna. Dzisiaj była jak mój stróż, a raczej jak stróż tej sukienki.

Włożyłam do ust kolejną porcję tak uwielbianej przez siebie czekolady i wytarłam się chusteczką. Odkąd wojna zbliżała się do królestwa, czekolada była towarem niemal nie do zdobycia, dlatego nie przepuszczałam żadnej okazji, by jej skosztować.

Dzisiaj były moje szesnaste urodziny i nie mogło zabraknąć tego smakołyka. Król wyprawiał z tej okazji wystawny bankiet, na którym miałam być najjaśniejszą perłą w błękitnej sukience. Przynajmniej tak mawiała Anna.

Miałam wrażenie, że od jakiegoś czasu król spełniał każdą moją zachciankę, co tylko powodowało, że moje pragnienia były bardziej wygórowane. Nie wykorzystywałam jego hojności, doskonale widziałam jego radość, kiedy spełniał moje prośby. Tłumaczyłam sobie, że to bardziej ja jego uszczęśliwiam, gdy o coś proszę.

— Charlie nie będzie zadowolony, jeśli zjawisz się w poplamionej sukience — kontynuowała Anna. Mimo że wychowywała mnie jak własną córkę, sama nie posiadała męża ani biologicznych dzieci. Nie pamiętałam, by kiedykolwiek miała oblubieńca. Byłam dla niej nie tylko córką, ale też nadzieją, że nie umrze w samotności. Ja zawsze będę obok, bo nie miałabym nikogo innego, by przy nim czuwać w tej godzinie.

Anna opowiedziała mi, kim była moja matka, i postanowiłyśmy o tym zapomnieć. Nie było to warte żadnych wspomnień, których na szczęście nie miałam. Nikt nigdy mnie nie szukał, żaden krewny. Gdyby nie księżniczka, pewnie trafiłabym do sierocińca, a może nawet stałoby się ze mną coś gorszego. Wolałam się nad tym nie zastanawiać.

— Król Charlie — poprawiłam Annę, uśmiechając się do niej. Czasami się z nią droczyłam i wprawiało mnie to w dobry nastrój. Ją niekoniecznie.

— Skoro jest moim bratem, to mogę pominąć jego tytuł, czyż nie? — wytłumaczyła swoje postępowanie. Wygładziła bufiastą sukienkę w bordowym kolorze i popatrzyła, jak służąca wiąże mój gorset. Ta sama służka pomagała jej kiedyś w wychowywaniu mnie, toteż lubiła jej towarzystwo. Była trochę jak moja niania, a może nawet druga matka, ale nie przepadałam za tym określeniem.

Drzwi komnaty otworzyły się i ukazał się w nich król — Charles. Anna pospiesznie wstała z krzesła i zastąpiła bratu drogę. Nie powinno go tu być, zupełnie nie wiem, po co się zjawił.

— Za wcześnie na odwiedziny — powiedziała.

— Przyszedłem zobaczyć was przed balem — oznajmił, wychylając głowę, by mnie dojrzeć, schowaną za ażurowym parawanem. Uciekłam ze służką bardziej w kąt, obawiając się wzroku króla. Nie chciałam, by zobaczył za dużo mojego młodzieńczego ciała.

Król był ode mnie starszy o piętnaście lat, co uważałam za olbrzymią różnicę i czułam się przy nim jak mała dziewczynka, nie jak dorosła już kobieta, co oczywiście Anna komentowała jako wymysły mojej wyobraźni.

Tłumaczyła, że jej ojciec, który umarł kilka lat temu, był starszy od jej matki o dwadzieścia lat, a mimo to się kochali. Pokornie słuchałam tego wszystkiego, ale dalej wstydziłam się Charliego. Mając szesnaście lat, wolałam towarzystwo podobnych wiekiem młodzieńców i byłam lekko przerażona, gdy zostawałam z trzydziestojednoletnim Charliem sama. Było tak bardzo rzadko, ale według mnie nie powinno się nigdy zdarzać. Byłam dla niego nieciekawym kompanem do rozmowy, kiedy tylko przytakiwałam, bojąc się odezwać.

— Musisz zająć się witaniem gości, nie możesz zepsuć sobie niespodzianki jakimś podglądaniem — Anna próbowała przegonić brata. Mimo to jego wzrok wciąż mnie szukał.

Królewskie SerceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz