Alter Bridge

431 44 16
                                    

Niektórzy mówią, że każdy z nas jest identyczny. Nie ważne jest nasze wnętrze, tylko nasza cena. w końcu im taniej tym lepiej, prawda? Można nas wtedy mieć więcej. Jednak ludzie są ślepi. Nie widzą jak bardzo my jesteśmy do nich podobni. Też łączymy się w kręgi znajomych, też w końcu w pewien określony sposób umieramy. Najczęściej zamieszany jest w to tlen.

Jednym różnimy się od ludzi. My mamy wspólny cel. I jest nim kompletne spustoszenie organizmu człowieka. Robimy to powoli, oni nawet tego nie czują. Oni zabijają nas, więc my zabijemy ich. Taki był mój życiowy cel.

Życie każdego z nas jest podobne. Praktycznie każda paczka przyjaciół w końcu zostaje kupiona (za cenę bynajmniej nie dyktowaną przez nas) i wtedy zaczyna się nasz pogrom. Każdy z nas po kolei kiedyś umiera. Najczęściej samotnie, z dala od naszego wzroku. Z rzadka umieramy parami lub w większych grupach. Najważniejsze jest jednak to, że robimy to w słusznej sprawie.

Nie pamiętam dokładnie, jak nas kupiono. pamiętam dobrze tylko sam czas spędzony w paczce i czas umierania. Na początku było nas dwadzieścia. Pojedynczo wyjmowano nas z opakowania. Tak po prostu. Warto dodać, że często odbywało się to na zewnątrz. A tam nie zawsze jest ciepło.

Zacząłem się martwić, kiedy zostałem w ostatniej piątce. Zdążyłem się zżyć z chłopakami. Opracowaliśmy niesamowitą ilość teorii spiskowych, które nigdy nie miały dojść do skutku. Myśleliśmy o przyszłości, chociaż ją znaliśmy. Chciałbyś tak? Chciałbyś wiedzieć w jaki sposób skończysz? Ja wolałem nie wiedzieć. No cóż, los bywa przewrotny.

Pamiętaj, żeby nigdy przenigdy nie myśleć o końcu życia, kiedy wiesz, że jest już blisko. Ja tak zrobiłem i - co za niespodzianka - męska ręka otworzyła pudełko i wyjęła mnie z niego.

Na początku delikatny dreszcz przeszedł przeze mnie, kiedy zręczne palce mojego oprawcy wprawnie obkręciły mnie wokół własnej osi. Ot tak, po prostu. Samo to wystarczyło abym wykrzesał z siebie trochę skrywanych głęboko emocji. A to był dopiero początek.

Najgorsze miało dopiero nadejść.

Rozpoznałem osobę, którą miałem zatruć.

Jego aksamitny głos był oryginalnym tenorem o zasięgu ponad 4 oktaw. To dzięki niemu w jakiś sposób mogłem przeżyć tyle czasu. On ratował mnie przed całkowitym straceniem sił. Autentycznie kochałem ten głos. Przez moją odmienną orientację inni uważali mnie za chorego psychicznie, ale ja nie zwracałem na to uwagi, bo dla mnie liczyło się tylko to, żeby on wciąż śpiewał.

A teraz miałem pomóc go zabić.

Myles włożył mnie ostrożnie do ust i umieścił pomiędzy zębami. Byłem na granicy wytrzymałości nerwowej, jednak on nie miał zamiaru przestać. Aby definitywnie mnie rozpalić - dosłownie i w przenośni - do naszego małego grona dołączyła zapalniczka. Niby taka niepozorna, ale tak pieściła płomieniami moją końcówkę, że ona z rozkoszy się rozżarzyła. Zapalniczka jest taką swojego rodzaju wspólniczką w zbrodni. Bez niej nie bylibyśmy takimi skutecznymi trucicielami. Skutkiem ubocznym korzystania z jej niezwykle przyjemnych usług jest śmierć, jednak każdy uważa, że warto jest się poświęcić. Byłem pewny, że nawet bez tego sobie poradzę. Jestem w końcu dość duży, czyż nie? Dopiero moi przyjaciele opowiedzieli mi o funkcjonowaniu naszych ciał, o tym, w jaki sposób możemy zabić naszego właściciela. Tak więc rozdarty poddałem się pieszczotom, które jednocześnie podniecały mnie i drastycznie przyspieszały śmierć - nie tylko moją, ale równiez mojej jedynej miłości.

Wciągnął powietrze i część moich przynoszących zgubę substancji ulotniła się z mojego jestestwa.

Wypuścił je, a mnie zalała delikatna fala ciepłego powietrza uchodząca z jego organizmu. Po raz kolejny przeszedł mnie dreszcz.

Następny wdech oznaczał ponowne utracenie części siebie. Było to jednak tak przyjemne, że sam rozpaliłem się mocniej.

Kolejny wydech oznaczał kolejną szansę na doznanie upajającej i wciągającej jak narkotyk rozkoszy rozchodzącej się po całym moim ciele

Przy każdym powtórzeniu czułem, że umieram i - wbrew przewidywaniom - wcale tego nie chciałem.

Gdy już powoli się kończyłem, on jak gdyby nigdy nic przyłożył mnie do popielniczki, zgniótł i zostawił. Tym samym zakończył nasz krótki związek.

Nigdy wcześniej ani nigdy potem nikt nie był w stanie doprowadzić mnie do normalnego stanu. Nie to, żeby ktokolwiek próbował. W końcu byłem już bezużyteczny.

Umarłem niedługo potem rozłożony na wysypisku śmieci.
-----------------------------------------

Dosyć długo mnie tu nie było. W każdym razie nareszcie opublikowałam kolejne opowiadanie.

W kwestii Alter Bridge. Dałam tutaj tylko wzmiankę o Mylesie Kennedym - wokaliście zespołu. Z piosenek warto przesłuchać chociażby Calm the Fire, Fortress lub kultowej Broken Wings.

Jak wam się podobało, to zostawcie po sobie jakiś ślad, a jak nie chcecie, to nie. Moim celem jest tylko i wyłącznie rozprzestrzenianie dobrej muzyki.

Pamiętajcie o tych takich ładnych nawiasach => {} i do następnego.

Danse MacabreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz