2.

322 55 8
                                    

Nawet w alternatywnym świecie nie istniała możliwość wycofania się z reklamy w firmie rodziny Vinca, jeśli o wszystkim wiedziała już Sharon. Można było zarobić na tym zbyt dużo pieniędzy, aby zaprzepaścić taką szansę, tym bardziej, że gdyby wybrano modelkę z innej agencji, to pieniądze przeleciałyby Sharon przed nosem, a do tego nie mogła dopuścić. Okazało się, że załatwiła z Vincem wszelkie formalności jeszcze zanim do mnie zadzwoniła i jedyne czego teraz potrzebowali to mój podpis, bez którego nie mogli zacząć. 

Następnego dnia miałam spotkać się z przedstawicielem z ich firmy w kawiarni, niedaleko budynku wydziału, na którym studiowałam. Chociaż mój kierunek był dość wymagający, to Sharon udawało się wszystko ze sobą godzić, żebym miała czas na naukę i pracę. Na początku moi rodzice byli do tego sceptycznie nastawieni, ale gdy zarobione przeze mnie pieniądze odciążyły ich z płacenia za mój czynsz oraz wyżywienie, zmienili zdanie.

Poza tym, myślę że mieli małą nadzieję, iż modeling otworzy mnie trochę bardziej na innych ludzi oraz świat i w pewnym sensie moje relacje ze światem rzeczywiście były nieco lepsze, niż przed podpisaniem umowy z agencją.

Kiedy wyszłam z budynku wydziału weterynarii jedyne o czym myślałam to zwłoki kota, którego kilkanaście minut temu oglądaliśmy. Przywykłam do martwego mięsa, ale wciąż widok nieżywego zwierzęcia był przykry. Ale co ja mogłam wiedzieć? Byłam dopiero na drugim roku, ale za to studenci piątego wyglądali jakby już nic nie mogło ich ruszyć. 

Widząc na horyzoncie umówioną kawiarnie, zerknęłam na godzinie w telefonie. Miałam jeszcze cztery minuty, ale nie zamierzałam się spóźniać, dlatego czym prędzej przekroczyłam ulicę i zerknęłam w okna kawiarni. Była ona całkiem spora i ciężko było mi ocenić czy ktoś w środku wygląda na pracownika firmy samochodowej. Wyszłam z założenia, że skoro firma ma moje zdjęcia z portfolio to na pewno oni pierwsi do mnie zagadają, gdy mnie spostrzegą.

Miejsce, do którego weszłam wyglądało na dosyć drogie i rzeczywiście, gdy zobaczyłam cenę za zwykłe espresso chciałam wyjść, ale wtedy było już za późno.

— Dzień dobry, panno Bain — Vince Rayne stanął na mojej drodze ku wyjściu wraz ze swoim firmowym uśmiechem oraz skórzaną teczką. Od wczoraj nie wiele zmieniło się w jego wyglądzie, choć swe czarne włosy miał w jakimś nieco większym nieładzie. 

 — Dzień dobry. Miałam się spotkać z przedstawicielem — zauważyłam nawet nie kryjąc się z niezadowoleniem. 

— Ja jestem przedstawicielem. W zasadzie każdy pracownik firmy jest jej przedstawicielem. 

— W porządku, więc co mam podpisać? — powstrzymałam westchnięcie i szybko zerknęłam na drzwi wyjściowe, aby dać mu do zrozumienia, że nie chcę spędzić tu wiele czasu.

— Nie tak prędko, panno Bain. Chyba chce pani wiedzieć co pani podpisuje, prawda? Nigdy nie wiadomo co może znaleźć się w takich dokumentach.— zasłonił sobą widok na drzwi i kiwnął głową na jeden z wolnych stolików  — Może usiądziemy? Kawa i ciasto są na koszt firmy, a przyznam, że mają tu najlepszą tarte cytrynową — zaprosił mnie i choć nie dotknął dłonią moich pleców to jego ręka była wystarczająco blisko, abym czuła jej ciepło gdy maszerowaliśmy żeby zająć miejsca. Vince usiadł na krześle, a ja usadowiłam się w wiklinowym fotelu pełnym poduszek. Było to jedno z najwygodniejszych miejsc do siedzenia na świecie. 

— Co będzie dla państwa? — podszedł do nas młody kelner w czarnym fartuchu, a Vince spojrzał na mnie i skinął na znak, abym odpowiedziała jako pierwsza.

— Poproszę małą kawę z odrobiną mleka. Bez ciasta — podkreśliłam, czując na sobie spojrzenie czarnowłosego. 

— Dla mnie będzie podwójne espresso i kawałek tarty cytrynowej. 

Your name hurtsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz