Rozdział 8

20.2K 1.3K 846
                                    

Audrey nie była pewna, co wyrwało ją z płytkiego snu – duszące przeczucie, że ktoś ją obserwuje, czy może głos, jaki rozbrzmiał w jej myślach. Ten uporczywy, cichy szept, który od lat był jej wiernym towarzyszem.

Kiedy jednak zaczerpnęła pierwszy świadomy wdech, przeraźliwy ból zacisnął się dookoła jej gardła, wyrywając z jej ust zduszony krzyk. Połknęła go, gdy tylko przypomniała sobie, że nie miała pojęcia, jaka tak właściwie była godzina i czy jest w domu sama.

Leżała przez moment bez ruchu, powoli łapiąc oddech i w ciszy drżąc z bólu. Minęła chwila, pełna jej łapczywych prób normalnego oddychania, zanim uniosła powieki i odczytała widniejącą na nim godzinę. Było sporo po dziewiątej rano, co oznaczało, że była sama.

Gdy podniosła się do pozycji siedzącej, długie, rude włosy osunęły się na jej nagie ramiona.

Napotkała swoje odbicie w lustrze, które wisiało na zamkniętych drzwiach. I zamarła, przełykając z trudem. Jej drżące palce powędrowały w górę, opuszki powoli przesunęły się po całej długości szyi, teraz pokrytej ciemniejącymi siniakami.

Audrey zacisnęła powieki, a przez jej skulone ciało przetoczyła się fala otumaniającego upokorzenia. Poczuła mdłości w obolałym gardle, gdy w końcu zdołała się podnieść. Zachwiała się na nogach, w ostatniej chwili łapiąc się ramy łóżka. Ściągnęła z niej satynową narzutkę i okryła nią nagie ramiona.

Satyna zdawała się drażnić jej skórę, choć przecież była miękka w dotyku.

Ostrożnie pokonała schody i zeszła na parter. W domu panowała nieprzenikniona cisza. Światła były zgaszone, a promienie słońca przedzierały się do środka przez spuszczone zasłony.

Płaszcz i buty Alexandra zniknęły. Na podjeździe nie stało auto. Ten poranek nie różnił się więc niczym od wszystkich poprzednich. Tylko siniaki na szyi Audrey były czymś nowym. Bo to nigdy wcześniej się nie wydarzyło. Alexander nigdy nie zostawiał śladów. Nigdy nawet nie wracał do tych wszystkich chwil, kiedy zamieniał się w potwora. Nigdy o nich nie wspominał. Jakby to wszystko było tylko jednym z jej koszmarów.

Gdy upewniła się, że przebywała wśród ścian posiadłości zupełnie sama, wróciła na piętro. Weszła do łazienki, stanęła przed lustrem i zaciskając drżące wargi, zsunęła narzutkę ze swoich ramion. Odwracając się, dostrzegła kolejne siniaki. Zdobiły prawą łopatkę i część biodra.

Wsunęła się do pustej wanny, odkręciła wodę, nie zważając na to, jak zimna była i kuląc się w kącie, sięgnęła po gąbkę. Jej chropowatą stroną zaczęła pocierać swoją skórę w miejscach, gdzie widniały siniaki. Chciała je z siebie zmyć, zetrzeć, zrobić wszystko, aby zniknęły i przestały przypominać jej o tym, jak bardzo się sobą brzydziła.

Łzy ciekły po jej policzkach, mieszając się z zimnymi kroplami wody. Włosy lepiły się do skóry, ale Audrey nie przestawała trzeć własnej skóry. Ból był niczym w porównaniu z tym duszącym uczuciem upokorzenia.

Głos w jej głowie zaśmiał się szyderczo: Mała, głupiutka Audrey. Pamiętasz, co mawiał twój tatuś? ''Grzeczne dziewczynki nie mogą być brudne.''

Z jej gardła wyrywał się głośny krzyk. Gąbka wysunęła się z jej dłoni i wpadła do wanny, razem z krwią, która spływała do odpływu. Dopiero wtedy spostrzegła, że zrobiła sobie krzywdę.

Oddychając spazmatycznie, przez kilka długich minut po prostu tkwiła w takiej pozycji, niczym małe dziecko, które próbuje ukryć się przed gniewem dorosłych. Kiedy w końcu zakręciła wodę i wydostała się z wanny, od ścian rezydencji odbił się dźwięk dzwonka. Audrey zadrżała, niczym zwierzę, które nagle usłyszało drapieżnika.

Love Me Harder [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz