𝐇𝐎𝐓 𝐂𝐇𝐎𝐂𝐎𝐋𝐀𝐓𝐄

188 9 39
                                    

taki sredni luzny shot, ale chcialam wrzucic, nie bedzie gnic kolejnego miesiaca w draftach

kinda plasma i think??


━━━ holy shit, aren't you those new crazy freaks? you live like on ninjago roofs, yeah?

Dzwoneczek umieszczony nad przeszklonymi drzwiami zabrzęczał cicho, ściągając na wysokiego szatyna wzrok co po niektórych pracowników i klientów kawiarni.

Kiedyś lubił tu przychodzić, zwłaszcza z Nyą. Zawsze zamawiali dwie gorące czekolady z piankami ─ na twarzy czarnowłosej automatycznie pojawiał się wtedy uśmiech, którego już nic do końca dnia nie dawało rady ściągnąć.

Dużo zmieniło się, gdy zaczęły się problemy finansowe, Kai skończył dwadzieścia jeden lat, a sąsiedzi, którzy od początku zaginięcia rodziców się nimi opiekowali... no cóż, odeszli z tego świata. Kai wiedział, że to ze starości, ale wciąż był zły na cały świat. Ile jeszcze ludzi los miał mu odebrać?

Jednak jakiś czas później pojawił się Wu. Miły, choć zagadkowy staruszek z długą brodą i przyjemnym dla ucha głosem. Starszy ze Smithów naprawdę wiele mu zawdzięczał; bo choć uświadomił go w niektórych sprawach, o których do tej pory nie miał pojęcia, tym samym wprowadzając do jego życia sporo chaosu, to wskazał mu drogę, którą powinien podążać.

A wtedy wchodził do kawiarni w centrum Ninjago City, co wiązało się z całą masą wspomnień, które wyparł wraz z zamieszkaniem w klasztorze.

Wraz z Zane'm, Nyą, Cole'm i Lloyd'em tworzyli naprawdę dobrą drużynę ─ nie mógł temu zaprzeczyć.

Czegoś jednak zawsze brakowało i w ostatnich dniach Wu powiedział im ─ mu ─ o chłopaku, który miał być tym brakującym dopełnieniem całości.

Wziął płytki wdech, obserwując zmiany, które podczas kilku lat zaszły w tym miejscu. Kawiarnia "Wave" (nigdy nie rozumiał tej nazwy; do wybrzeża było stąd kawał drogi) przeszła dość sporą metamorfozę. Na lepsze.

Niegdyś nieliczne stoliki ułożone w mało funkcjonalny sposób teraz logicznie zostały porozstawiane po całym lokalu. Gdzieniegdzie stały wielkie donice z różnymi kwiatami i roślinami, a na świeżo pomalowanych brązowych ścianach pojawiły się obrazki i lustra w różnych rozmiarach, sprawiając, że wnętrze nie było nudne. Świeczki i nieduże światełka w kolorach wszelkiej maści wraz ze zwisającymi z sufitu czarnymi lampami, zamocowanymi na drewanianych belkach, oświetlały środek. Pośrodku kawiarni stała wyspa, na blacie której stały różnego rodzaju herbaty i kawy, czekolady i inne łakocie. W powietrzu unosił się przyjemny, jakby domowy zapach, przez który żołądek zaciskał się, domagając się czegoś słodkiego.

Kąciki ust brązowookiego uniosły się delikatnie. Poczuł się znowu jak beztroski nastolatek, na barkach którego wcale nie spoczywało całe miasto.

Bez mocy, bez odpowiedzialności.

Westchnął cicho, kierując się do stolika w rogu lokalu. Stał tuż przy oknie, dzięki czemu miał widok na ruchliwą ulicę i ludzi, śpieszących się do domów. A, co było wtedy najważniejsze ─ był o kilka kroków od łazienki.

Usiadł na miękkiej kanapie, opierając się o przeszkloną ścianę.

Niemal niewidocznie poprawił wypadającą mu z ucha słuchawkę, przykrytą kosmykami brązowych włosów.

─ Słyszymy się? ─ zapytał szeptem.

Głośno i wyraźnie.

─ Świetnie. Zaraz ktoś powinien podejść odebrać zamówienie, potem wbijasz ty. Masz tę strzykawkę od Seliel?

NIE MAMY KIESZENI; ninjago oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz