Jesienne poranki na terenie wschodniej Szkocji charakteryzowały się niską temperaturą. Poranny deszcz moczył pokryte już wcześniej rosą pomarańczowo czerwone liście drzew i krzewów rosnących przed budynkiem. Pogoda była szara i ponura. Na niebie od północy nadchodziły niskie granatowe chmury zwiastujące nadejście jeszcze większego deszczu. W sąsiednim budynku w ogrodzie wyszła matka z gromadką dzieci aby zabrać pranie ze sznurka. Były to jedyne osoby jakie można było zauważyć w pobliżu. Crail. Miasteczko nigdy nie tętniło życiem. Ludzie tu zatracili swoją werwę i chęć do działania. Większość oddała się lenistwu, a ci którzy byli w stanie jeszcze coś osiągnąć zwyczajnie pracowali w sklepach, przy pasaniu owiec lub dawno już wyjechali.
Chłopak o skórze białej jak papier oraz kruczoczarnych włosach zeskoczył z parapetu. Miał dość oglądania tak przygnębiających widoków, wolał się pobawić. Popędził prędko do pokoju obok, gdzie urzędowali chłopcy i dziewczęta przeważnie w podobnym do niego wieku. Przemknął przez korytarz spotykając po drodze Panią Kurt.
-Gdzie ci tak spieszno?- zapytała go z typowo niemieckim akcentem. Ale nie dostała odpowiedzi. Pokręciła głową i poszła dalej.
Jeszcze parę kroków i młodzieniec mocno popchną duże dębowe drzwi przed sobą aby po chwili znaleźć się w bawialni. Pokój był typowy dla lat osiemdziesiątych. Stare zabawki o nierzadko wyblakłych kolorach i w niemodnym już stylu walały się po podłodze utrudniając przejście. W pomieszczeniu panował zaduch a dzieci na około wrzeszczały w niebogłosy. Jedni obrzucali się wzajemnie zabawkami a jeszcze inni bawili się w berka kompletnie pogrążając pokój w chaosie. Ciemnowłosy był raczej wycofany i nie miał ochoty na bliższe kontakty z rówieśnikami, był tu jedynie po Tomiego. On jako jedyny podszedł do niego z propozycją zaprzyjaźnienia się gdy tu przyjechał. Byli ze sobą mocno zżyci i szczerze siebie wzajemnie lubili.
Tomy siedział w kącie układając klocki z niejaką Elizą. Co chwila zerkał na instrukcje w sowim telefonie aby to co tworzy było jak najbardziej wierne oryginałowi.
-Pssst! Tomy- nawoływał go blado skóry stojąc w do połowy otwartych drzwiach.
Przyjaciel zapewne go nie usłyszał, dlatego Stephen postanowił pójść do niego. Ostrożnie przeszedł między dziećmi oraz zabawkami aby po chwili znaleźć się obok rudowłosego. Dotkną lekko jego ramienia, na co Tomy odwrócił się w jego kierunku zdezorientowany.
-Hej-,powitał go młodszy nadal trzymając rękę na ramieniu rudowłosego. Uśmiechał się lekko.
-Cześć. Wybacz pewnie mnie wołałeś, nic nie da się usłyszeć- odparł.
Ciemnowłosy odpowiedzi pokiwał głową i zsunąwszy dłoń z ramienia Tomiego począł się rozglądać. Stał na dywanie tuż obok Elizy, od razu zauważył, że dziewczyna wpatruje się w niego z niesmakiem. Stephen znał ją jedynie z widzenia i jego zdaniem dziewczyna wyglądała na optymistkę, która łatwo nawiązywała nowe znajomości, ten typ zawsze jest rozpieszczany- pomyślał. Nie miał jednak złych odczuć co do niej przynajmniej wcześniej. Teraz natomiast gdy Elizabeth patrzyła na niego wzrokiem pełnym nienawiści nie mógł zaprzeczyć, że jest straszna i przez chwile nawet zląkł się, że może mu coś zrobić. Wrócił szybko wzrokiem do Tomiego, który stał teraz obok niego. Był znacznie wyższy od Stephena, i patrząc na różnice wiekową było to naturalne.
-Eli- odezwał się rudowłosy z rozpromienioną twarzą pokrytą licznymi piegami. -Dokończymy jutro, muszę coś zrobić.
Eliza popatrzyła na niego na początku z rozczarowaniem później widać było starała się uśmiechnąć, ale na jej twarzy zagościł jedynie żałosny grymas.
-Nie ma sprawy- wymruczała.
Dwójka chłopców pośpiesznie opuściła pomieszczenie.
-Nie boisz się?- odezwał się Tomy gdy już znaleźli się na korytarzu.-Wiesz ostatnim razem. Przepraszam cię. To było nie w porządku- powiedział spuszczając posępnie głowę.
CZYTASZ
【W Wiedzy】-Stephen Vincent
Mystery / Thriller"-On tam jest- krzyczał zrozpaczony, gdy reszta przyglądała mu się z zgorszeniem wymalowanym na twarzy. Nie. To zdecydowanie nie była chwila na tego typu kłótnie. Co więcej, nie w danym miejscu. Większość dzieci zniecierpliwione utkwiły wzrok w okna...