Rozdział 1

38 1 0
                                    

Cassie*

Aww, jak fajnie się spało. Trzeba to powtórzyć, najlepiej od razu. Niee, trzeba iść do szkoły, w planach na dzisiaj jest rozpoczęcie roku. W Londynie mieszka się cudownie tata kupił ten wyrąbisty dom niedawno i jeszcze się nie przyzwyczaiłam do mojego nowego pokoju.


Szkoda, że nie ma w nim łazienki, no ale tata twierdzi, że jest oszczędny i powiedział, że i tak mam dobrze, bo nie mieszkam z bachorami. No, w sumie racja, dzięki tato. No, ale dość tych czułości. Tata dał mi osobny pokój, żebym mu nie truła, że nie chcę mieszkać z bachorami, nie dlatego, że mnie kocha. Ale coś za coś, albo miłość, albo własny pokój. Tym razem nie miałam wyboru. Tata wybrał sam, on chyba nie wie, co to miłość, albo zapomniał. Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Ehh, przeciągnęłam się i potrząsnęłam głową. Trzeba się napić kawy, bo nie chcę wyglądać, jak żul. Odplątałam się z wygodnej pościeli i stanęłam przed dużym lustrem ściennym. Miałam na sobie ciemną koszulkę do połowy uda i białe skarpetki, zciągnięte w dół. Oczywiście standardowo rozmazany makijaż, co tam, potem się umyję. Na głowie królował tak zwany artystyczny nieład, przynajmniej Charlie tak to nazywała, ehh artystka. Poprawiłam niesforny koczek i spróbowałam poskromić wystające z niego jasne kosmyki. Ale w sumie po co? I tak nikt mnie nie zobaczy, ewentualnie tata, albo bachory.

Zeszłam powoli na dół, gdzie była kuchnia oddzielona od salonu ogromną półką z podrobionego drewna made in china i  szkła, na której projektanci ułożyli jakieś badziewie. Hmm, przy salonie tatuś już nie był taki oszczędny, w końcu tutaj przychodzili czasem jago znajomi na mecz. Aktualnie siedział na kremowej sofie z jakimś baranem, a nie przepraszam to był chłopak z baranem na głowie. Sięgnęłam na półkę na której powinna znajdować się moja komórka, chwilę zajęło mi szukanie jej, w międzyczasie pomyślałam o mamie. Strasznie dużo piła, ćpała no i takie tam, więc tata stwierdził nagle, że jej już nie kocha i się rozwiedli a mamie sąd kazał grzecznie wypierdalać. Przynajmiej ja to tak odebrałam. Mama wpadła do naszego jeszcze starego mieszkania w Holmes Chapel, zabrała resztę rzeczy i wsadziła swój zacny tyłek do BWM jakiegoś jej starego kochanka, którego zamierzała obrobić z forsy. Nie ma co, cudowna mamuśka. Zaraz, właściwie po co o niej myślę? Sama nie wiem, po prostu jestem dziwna... bardzo dziwna. Zaraz, chwila... chłopak?! Może mnie nie zauważyli, nagłym ruchem złapałam dół koszulki i obciągnęłam ją jak najbardziej w dół. Oczywiście jestem sierotą, więc musiałam strącić jakiś cholernie drogi wazon, który wcale nie musiał tu stać, ale pasował i był drogi no więc to przeważyło. Wazon musiał spaść na podłogę, szczęście, że się nie rozbił, za to narobił potwornego hałasu, więc pewnie nawet Charlie, na drugim końcu miasta mnie słyszała. Chłopak z lokami na czaszce odwrócił głowę i spojrzał na mnie zdziwiony.

- To nic takiego – usłyszałam pogardliwy głos taty – to tylko moja córka, która nie potrafi nawet przejść przez pokój nie potrącając czegoś cholernie drogiego – nie zdziwiłam się na te słowa, tata bardzo lubił mi mówić jaka jestem żałosna i nieudana. Hehe, raz nawet powiedział, że nie może uwierzyć, że to właśnie ten plemnik wygrał. Nigdy nie płakałam, kiedy tak mówił, przywykłam. Na początku myślałam, że żartuje, no a potem już byłam za stara, żeby beczeć o takie głupoty.

- Jestem Harry – wyrwał mnie z zamyślenia ten lokowaty.

- Widzisz, jaką mam nieudaną pierworodną? – skomentował tata – nawet nie umie się przedstawić.

- Jestem Cass – powiedziałam, nie przejmując się komentarzem taty.

- Cassandra – poprawił tata. Prychnęłam i nadal obciągając bluzkę poszłam do kuchni, zupełnie zapomniałam o telefonie, potem go poszukam, jest jeszcze czas. Spojrzałam na stertę brudnych naczyń w zlewie, a to jest artystyczny nieład według mojego taty. On nie ma gustu, ale nie chce mu się nikogo zatrudnić do sprzątania, a ja tego robić nie będę. Na szczęście mnie nie zmusza. Wyjęłam jogurt naturalny i przyjrzałam się stercie. Wydobyłam najczystszą łyżeczkę, puściłam zimną wodę i czekałam, aż łyżeczka w jakiś magiczny sposób stanie się czysta. Usłyszałam, że tata żegna się z Harrym. Westchnęłam z ulgą i zakręciłam kran. Wytarłam łyżeczkę do czystej ściereczki i przejrzałam się w niej – jest ok – pomyślałam i poszłam do pokoju. Po drodze zerknęłam na elegancki i oczywiście cholernie drogi zegar ścienny, 8.20. Ja mam rozpoczęcie na 9.30 a bachory na 9.00. Czemu one jeszcze nie wstały? Wdrapałam się po schodach i przechodząc obok ich pokoju, wparowałam do środka.

All you need is LOVEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz