[teraźniejszość]
4 lipca ─poniedziałek
Marinette, odkąd tylko pamiętała, miała problemy ze wstawaniem o poranku. Żeby się dobudzić musiała wziąć zimny prysznic i wypić wiadro kawy, która uruchomiłaby wszystkie zwoje w jej zaspanym mózgu. Powinna za to winić samą siebie – jak mogła oczekiwać bycia wyspaną o świcie, gdy chodziła spać późną nocą?
Dziewczyna przeciągnęła się i zamlaskała ustami, uniosła ciężkie, zaspane powieki, a pierwszym, co zobaczyła był sufit w jej salonie. Zmarszczyła brwi zdezorientowana, bo dopiero po chwili dotarło do niej, dlaczego nie spała w swoim pokoju. Marinette uniosła się i siadła na kanapie. Przetarła twarz, z obrzydzeniem odkrywając, że nadal miała na sobie makijaż. Brawo, popełniła najbardziej kardynalny błąd. Juleka, choć zawsze mało się odzywała, to gdyby dowiedziała się o tym wykroczeniu, od razu zrobiłaby jej wykład o umyślnym przyspieszaniu procesu starzenia się.
Marinette zdjęła z siebie koc i opuściła nogi. Nie myślała jeszcze jasno, a plecy bolały ją od niewygodnej pozycji podczas snu. Sięgnęła po telefon, by sprawdzić godzinę. Dochodziła szósta rano, co było nadzwyczaj wczesną porą na pobudkę dla Marinette. Tapeta na ekranie jej komórki uświadomiła jej o jednej sprawie, którą musiała przeoczyć – Adrien. Gdzie był Adrien?
Wyprostowała się nagle, dusząc w sobie pisk.
O Boże, zasnęła, gdy jeszcze tutaj był. Zostawiła go samego w jej domu. Musiał czuć się okropnie – urażony, odrzucony, może zawstydzony. Czy zasnęła na jego ramieniu? Tylko tyle pamiętała. Owszem, była zmęczona, a bycie blisko niego sprawiało, że naprawdę miała ochotę się przy nim skulić i zasnąć, ale to nadal jej nie usprawiedliwiało. Był jej gościem, a ona po prostu odpłynęła.
Spanikowana wstała i złożyła koc.
Chwila.
Nie pamiętała, by ten koc był rozłożony nim zasnęła. Czyżby Adrien to dla niej zrobił? Zaopiekował się nią? Boże, czemu musiała zasnąć i to przegapić! Miała tyle pytań.
– Marinette – cichy głosik Tikki dochodził zza jej pleców. – Wcześnie wstałaś.
Dziewczyna odwróciła się do swojej Kwami, która spoglądała na nią sennym wzrokiem. W salonie było jasno, dzięki ciepłym promieniom słońca, które radośnie witały nowy dzień. Marinette nasłuchiwała dźwięków budzącego się Paryża, a także charakterystycznych stukotów dochodzących z dołu, z piekarni, która musiała zostać przed chwilą otwarta.
– Widziałaś go? – wyszeptała, biorąc Tikki w swoje dłonie. Podeszła do lodówki, wyjmując z niej mleko i kilka makaroników.
Tikki pokręciła główką.
– Tak. Miałam na niego oko. Adrien jest taki słodki! Szkoda, że tego nie widziałaś! – rzekła podekscytowana, po czym wgryzła się w malinowy makaronik. Jej ulubiony.
Marinette przygryzła dolną wargę, by powstrzymać głupkowaty uśmiech, który wkradał się na jej usta.
– Co zrobił? – spytała, nieśmiało zerkając na Tikki. Położyła ją za miską z owocami, by w razie czego mogła się skryć, i zaczęła robić sobie kawę.
– Hmmm – zamyśliła się przez chwilkę. – Nie wiem, czy pamiętasz, ale bawił się twoimi włosami. Oczy ci się już wtedy zamykały, a on wyglądał, jakby robił to automatycznie. Był taki oderwany od rzeczywistości.
Marinette zmarszczyła brwi, uświadamiając sobie, że faktycznie tak było. Wtedy myślała, że to wyobraźnia płata jej figle, ale skoro Tikki potwierdzała jej przeczucia, to musiało wydarzyć się to naprawdę.
CZYTASZ
𝘁𝗼 𝗳𝗮𝗹𝗹 𝗶𝗻 𝗹𝗼𝘃𝗲 𝘄𝗶𝘁𝗵 𝗵𝗲𝗿 𝗮𝗴𝗮𝗶𝗻 |𝗮𝗱𝗿𝗶𝗲𝗻𝗲𝘁𝘁𝗲|
FanfictionOdkąd zobaczył jej twarz, którą ukrywała za maską super-bohaterki, Adrien Agreste zrozumiał, jak cenny był czas. Czas, którego powoli zaczynało mu brakować. Miał tylko kilka dni, by zdobyć serce Marinette Dupain-Cheng oraz wyznać jej prawdę. Los sa...