Opowiedziano mi kiedyś bajkę o śmierci i miłości. Kobieta zakochała się w mężczyźnie i chciała zrobić wszystko by mieć go tylko dla siebie. Prosiła by z nią został, ale On odmówił jej, mówiąc że kocha inną. Kobieta z żalu i złości wbiła mu sztylet w serce. Tak bardzo chciała Go mieć, że wolała zabić niż pozwolić mu odejść do tej którą kocha. Wyobraź Sobie że jakby tego wszystkiego było mało, wrzuciła jego ciało do studni, śmiejąc się, że ta którą wybrał będzie czekała w nieskończoność aż jej ukochany wróci do domu. Będzie odchodziła od zmysłów i zastanawiała się bezradnie co mogło się stać, że tak długo nie wraca.
Są dwie wersję tej historii, pierwsza jest taka że dziewczyna rzeczywiście czekała na Niego przez wiele lat, umierając z tęsknoty. Druga zaś, że trzy dni po Jego śmierci, usiadł na jej parapecie mały ptaszek w kolorze białym jak śnieg. Przyniósł jej w dziobie włos który od razu rozpoznała. Wtedy już wiedziała, że On nigdy nie wróci. Biały ptak odleciał, a Ona naostrzyła największy nóż jaki miała, siekierę schowała do torby a strzelbę ojca zarzuciła na plecy. Zabrała ze stajni gniadego ogiera i wyruszyła w podróż szlakiem swojego ukochanego, zabijając z żalu każdą napotkaną osobę. W końcu po wielu dniach dotarła do studni. Chcąc napoić konia i obmyć ręce z krwi, zatrzymała się przy niej. Zdziwiło ją że nad studnią lata stado wron. Stała przez chwilę patrząc na to dziwne zjawisko, do chwili gdy na brzegu studni usiadł mały ptaszek w kolorze białym jak śnieg. Podeszła do niego, chcąc dać mu okruchy chleba który miała ze sobą. Zbliżyła się i spojrzała w głąb ciemnego zbiornika. Biały ptak odleciał. Jej źrenice powiększyły się do nienaturalnych rozmiarów. Na kilka sekund jej serce przestało bić. Twarz zbladła a następnie zrobiła się cała czerwona, jej dłonie wcześniej bezwładne zacisnęły się w pięści. Na jej szyi pojawiły się fioletowe żyły. Wszystko w niej pulsowało. Zmrużyła oczy i jedynym szybkim, mocnym ruchem chwyciła strzelbę którą miała na plecach. Odstrzeliwała jedną wronę za drugą, krzycząc przy tym jakby ją przed chwilą obdarto ze skóry. Wrony spadały na ziemię z hukiem, tworząc krąg w którym dziewczyna uklękła załamując ręce z bezsilności. Niebo zakryły burzowe chmury a wokół zaczęła roztaczać się gęsta mgła. W końcu wyczerpane dziewczę otarło łzy i spojrzało zmęczonym wzrokiem w dal aby przywołać wspomnienie radosnej kwitnącej krainy, która od teraz będzie dla niej zupełnie pusta. W gęstej mgle, pod lasem zobaczyła niewyraźną postać kobiety, która stała nieruchomo a jej suknię lekko kołysał wiatr. O tej porze, na pustkowiu nie mógłby kręcić się nikt, a jednak ktoś patrzy. Załamana dziewczyna wytężyła wzrok w stronę dziwnej zjawy. Nie odrywała od niej spojrzenia, w między czasie szukając obok siebie strzelby, którą w amoku rzuciła gdzieś obok siebie. Natrafiła na spróchniałą gałąź i mimowolnie rzuciła okiem, czy to przypadkiem nie broń której szuka. Rozejrzała się i zatrzymała wzrok na jednej z martwych wron. Zastrzelone ptaszysko wpatrywało się w nią jak żywe. Po chwili uświadomiła sobie że wszystkie wrony które leżą wokół, patrzą prosto na nią. Są martwe ale nie spuszczają jej z oczu. Przeszedł ją zimny dreszcz. Dziwna postać kobiety stała teraz tyłem, nadal się nie ruszała.
- HEJ ! - krzyknęła dziewczyna stając na równe nogi. Postać szybko odwróciła głowę. Patrzyły teraz na siebie z oddali. Dzieliła je trudna do określenia odległość. Strzelba z niewyjaśnionych powodów znalazła się, stojąc oparta o kamienną studnię.
- KIM JESTEŚ?! - krzyknęła w stronę zjawy jeszcze raz ,biorąc do ręki strzelbę i przerzucając ją przez ramię. Postać zaczęła uciekać w głąb lasu śmiejąc się, a jej śmiech dotarł echem do uszu dziewczyny stojącej przy studni. Odbił się od jej ścian schodząc na samo dno. Woda się poruszyła tworząc małe kręgi wokół ciała spoczywającego w niej chłopca. Zapominając o koniu który pasł się nieopodal, rzuciła się w pogoń za tajemniczą kobietą. Przedzierała się przez wysoką trawę aż w końcu znalazła się u progu lasu, w który wbiegła nie oglądając się za siebie. Biegła najszybciej jak potrafiła, byle by nie stracić kobiety z oczu.
- STÓJ!!! - krzyczała za nią, ale postać ani myślała się zatrzymać. Drzew już nie było tak gęsto, z każdą chwilą robiło się przejrzyściej. Las się kończył. Teraz było dużo łatwiej dostrzec nieznaną istotę. Szczęście chciało, że potknęła się o kamień wystający z ziemi. Kobieta upadła raniąc się w rękę krzewem głogu. Obróciła się na plecy wydając z siebie skowyt bólu. Zdyszana dziewczyna podbiegła do niej z wyciągniętą strzelbą. Stanęła nad nią, celując prosto w jej głowę.
- Kim jesteś, dlaczego mnie obserwowałaś i po jake licho uciekałaś. - mówiła do kobiety leżącej na ziemi, która trzymała się za krwawiącą rękę.
- Był naprawdę piękny, nietuzinkowy. Zazdroszczę Ci że jesteś pod Jego powiekami i już zawsze będziesz.
- O czym Ty mówisz do diabła, odpowiadaj, bo naprawdę Cię zastrzelę.
- Wrony były głodne i zakochane. On rozkochiwal w Sobie każde stworzenie.
- Ty go zabiłaś prawda ? To ty wrzuciłaś Jego ciało do studni ! - dziewczyna załadowała broń przystawiając ją mocno do czoła tej, która zabiła jej ukochanego.
- Powiedział przed śmiercią że zawsze będzie przy Tobie.
W tej chwili padł głośny strzał. Wszystkie leśne stworzenia poukrywane w norach i dziuplach rozbiegły się w popłochu. Ptaki porozlatywaly się nad drzewami a niektóre liście opadły na ziemię. Panowała teraz grobowa cisza. Pewna dziewczyna z bronią w ręku wyszła z ponurego lasu. Powolnym krokiem dotarła do miejsca gdzie cały czas pasł się gniady ogier. Przejechała czule dłonią po brzegu studni. Zdjęła z szyi złoty łańcuszek który kiedyś zawsze haczył się o Jego koszulę, gdy tylko się do Niego zbliżyła. Wrzuciła go do studni.
- Kiedyś mi go oddasz - wyszeptała gdy wisiorek spadał w ciemność. Nie szukała słów. Nie dlatego, że nie chciała. Nie musiała. Kiedy cichy szept płynący z Jego ust gdzieś nad jej głową kołysał Ją do snu. Pozwalała w takich chwilach swojemu ciału osunąć się w pustkę, w którą wpadała coraz głębiej jak kamień idący na dno. Dotyk rozmywał się jak sen, chociaż wciąż tam był. Opuszki Jego palców znaczące ścieżkę na Jej szyi, sprawiały że liczyła się wówczas tylko zieleń. Otaczała ją nieznana melodia posiadająca w sobie wdzięk i harmonię. Otulała ją jak ramiona płaczącej wierzby. Otwierała wtedy oczy będąc jedną z tych, która nie uwierzy dopóki nie zobaczy, chodź niektóre obrazy ciężko później wymazać z pamięci. Znała ten głos. Przez chwilę nie potrafiła sobie przypomnieć do kogo należy. Gdyby świat był sprawiedliwy pozwolił by jej rozpłynąć się w tym głosie. Jego dotyk balansujący na granicy niewinności, a tak wabiący przesuwał się po jej ramionach. Wydobywał z Jej ust westchnienie, na które w sile fizycznej nie pozwoliła by sobie nigdy. Poczuła lekki wiatr który wiał w miejscu gdzie myślami żegnała Tego, który zginął przez miłość. Wicher z południa szeptał jej do ucha, że jest szczęściarą, skoro jej oczy nie zamknęły się na wieki.
Chodź, złap Go za Jego liliowo białe dłonie.
Chodź, złap go za Jego nogi.
I wrzuć Go w tę przegłęboką studnię.
Krew płynęła powoli. Czuł migotanie pulsu w gardle. Świat pochłaniał mrok. Ciemność chwytała się jego obojczyków zmierzając wprost w otchłań jamy, której chłodu jedynie się domyślał, której kontury były płynne i unosiły jego ciało jak przybrzeżne fale. Kiedy umierał widział tylko zieleń. Zieleń jest pięknem jezior, towarzyszy jej zapach traw i sosnowych igieł. To pasmo łąk leżących w dolinach. Co za ironia losu sprawiła, że zieleń jest także kolorem śmierci.
A wicher wiał.
A wicher wył.
Ptaszyna usiadła na Henrym Lee.
Wisiorek opadł na dno bezdźwięcznie. Można by pomyśleć że wciąż spada i będzie spadał w nieskończoność. Powoli odeszła od brzegu studni zaciskając popękane usta.
Wsiadając na konia wspomniała kobietę z lasu, która miała suknię czarną jak skrzydła wron. Jej ostatnie słowa - Powiedział przed śmiercią, że zawsze będzie przy Tobie.
Dziewczyna ruszyła w drogę.
Mgła opuszczała teren.
Na Jej ramieniu usiadł mały ptaszek w kolorze białym jak śnieg.