Rozdział 2

19 0 0
                                    

Siedzę właśnie przy stole w gronie dwóch rodzin, mojej i Lorenza. Jest mi strasznie nieswojo, czując oceniające spojrzenie jego ojca w moją stronę. Ale czego można było się spodziewać po Marcello Costa? Dla niego liczy się tylko status oraz majątek. Moim jedynym pocieszeniem jest to, że matka Lorenza mnie akceptuje i traktuje na równi, a nie z wyższością. Już teraz mogę śmiało przyznać, że pani Greta Costa jest zupełnym przeciwieństwem swego męża.

– Valentino, ta kolacja jest genialna – pochwaliła matka Lorenza.

– Bardzo miło mi to słyszeć. Ogromnie się starałam – odpowiedziała ze szczerym uśmiechem. – Ale gdyby nie pomoc Chiary, nie dałabym sobie sama rady – prawie oplułam się winem, gdy do moich uszu dotarły jej słowa. – Prawda, córeczko? – zapytała i pogłaskała mnie po dłoni.

– Tak, oczywiście. Staram się pomagać, jak najwięcej, lecz teraz będzie to ciężkie, ponieważ będę zajmować się organizacją wesela – oznajmiłam.

– Przecież możesz wynająć jakąś organizatorkę. Po co masz się tym zajmować sama? To tylko strata czasu – powiedział z wyrzutem pan Marcello.

– Nie całkowicie sama. Sądzę, że Lorenzo mi pomoże? – pytam retorycznie – To nasz „ślub", więc wypadało by organizować to razem – patrzę się prosto w oczy ojcu mojego przyszłego „męża".

– Mój syn nie ma na coś takiego czasu – podnosi głos. – Poza tym, te wasze całe wesele jest tylko po to, by zniszczyć mafie rodu De rosa.

– Zdaję sobie z tego sprawę, lecz wstydem było by pokazać Lorenza z tej złej strony – udaję przejętą. – Co ludzie, by sobie o nim pomyśleli? – pytam – Że nie ma za grosz szacunku do swojej przyszłej „żony"? – mówiąc ostatnie słowo pokazałam cudzysłów

– Marcello, moja córka ma rację – mówi donośnie mój ojciec.

– Ja również zgadzam się z Chiarą, ojcze – włącza się Lorenzo. – Nie chcę, żeby ludzie pomyśleli, że nie nauczono mnie zasad moralności. Pomyśl, jaką opinie będą mieli o tobie – mówi niewiarygodnie spokojnie i mądrze.

– Już, dobrze, przekonałeś mnie. Ale pamiętaj, mamy też sprawy służbowe, na które musisz mieć czas.

Oczywiście te służbowe sprawy, to przemyt heroiny oraz zabijanie ludzi. Klasyk.

– Oczywiście, tato – uniósł kącik ust do góry.

– Ja również postaram się wybrać takie dni, aby nie naruszać należącego do was grafiku pracy.

Nienawidzę udawać kogoś kimś nie jestem. Na co dzień się tak miło nie zachowuję. Potrafiłabym zabić człowieka gołymi rękami bez mrugnięcia okiem. Taka jestem. Bez serca.

– Więc, może gdy wszystko jest, już jak narazie wyjaśnione, zostawimy Lorenza i Chiarę samych, aby lepiej się poznali – zaproponowała moja mama.

– Świetny pomysł – powiedzieli wszyscy chórem, oprócz mnie i mojego rodzeństwa.

– Może następnym razem – próbowałam zmienić nastawienie innych z nadzieją w głosie

– Zgadzam się z Chiarą – podszedł do mnie i powiedział mój brat.

– Lucio, proszę, abyś się nie wypowiadał – warknął mój tata i pociągnął go do siebie, po czym wyszedł z nim, Elvirą oraz mamą.

– To my pójdziemy to twoich rodziców, Chiaro – oznajmiła pani Greta i wyszła razem z mężem.

Z bezsilności opadłam na kanapę, która stała przy barku z alkoholami. O czym mam z nim rozmawiać? O tym, jak bardzo go nienawidzę i najchętniej torturowałabym go przez dobre kilkanaście godzin dopóki by się nie wykończył i umarł. To wszystko jest totalnie bez sensu. Jak całe moje dorosłe życie. Już lepszym wyjściem było by oddać się w ręce rodziny De rosa.

– Nie chcę tego – mówię prosto z mostu.

– A ja wręcz przeciwnie – no chyba zaraz nie wytrzymam i rozbiję mu tę butelkę od wina na głowie. – Jak byliśmy mali nasi rodzice się już znali. Raz tata pokazywał mi zdjęcia twojej rodziny i to ty od samego początku zwróciłaś moją uwagę. Od tamtego momentu na każdym bankiecie, na którym była twoja i moja rodzina, szukałem cię w tłumie, a gdy już znalazłem nie spuszczałem wzroku, ani na minutę.

W takim razie, dlaczego ja go nie widziałam?

– Zaczynam się ciebie bać – mówię sarkastycznie

– I słusznie, Chiara. Powinnaś się mnie bać, może wyglądam i zachowuję się niegroźnie, lecz prawda jest zupełnie inna – on sobie chyba ze mnie kpi.

– Wiesz, ty też powinieneś się mnie bać...

– Och, czyżby? – pyta z kpiną.

Tak nie będziemy rozmawiać. Wstaję i podchodzę do niego na tyle blisko, że nasze klatki piersiowe się stykają, a ja czuje ładną woń jego drogiej wody kolońskiej. Nienawidzę jak ktoś mnie lekceważy.

– Tak, powinieneś, i to cholera, nawet nie wiesz, jak bardzo. Jestem zdolna zabić cię nawet teraz i miałabym gdzieś konsekwencje z tym związane, ale tego nie zrobię, ponieważ za bardzo kocham swoją rodzinę, by wystawić ich na pewną śmierć – mówię i wbijam swojego paznokcia w jego tors, a on milczy. – No, powiedz coś – prowokuję go. – Zbrakło ci języka w gębie? – patrzę na niego z mordem w oczach.

– Nie, nie zabrakło. Po prostu mnie fascynujesz – mówi, patrząc mi w oczy.

– Nie, ja to pierdolę, na trzeźwo tego nie zniosę! – krzyczę i podchodzę do barku, z którego wyciągam butelkę whisky – Chcesz? – pytam go, na co przytakuje, więc wyjmuję również dwie szklanki, do których wlewam bursztynową ciecz. Podaję jedną szklankę Lorenzo, a drugą biorę dla siebie. Przystawiam do ust i wypijam całą zawartość na raz.

– Wow – mówi zaskoczony.

– Co? – pytam nie rozumiejąc o co mu chodzi.

– Dziwi mnie to, że cię nie skrzywiło – śmieje się.

– A ciebie by skrzywiło? – pytam z kpiną, akcentując ostatnie słowo

– Oczywiście, że nie. Po prostu jesteś kobietą i... – nie mogę tego słuchać.

– I co? Co z tego, że jestem kobietą? Nie mogę tak pić? Nie mogę być samowystarczalna i liczyć tylko na mężczyznę, bo sama nic nie osiągnę? Odpowiedź brzmi nie. Jeżeli sądzisz, że kobiety są tylko od sprzątania oraz gotowania, to tylko i wyłącznie w tym świecie, należącym do ciebie oraz innych kretyńskich facetów. Ja taka nie jestem i nie będę. To ja tu rządzę, nie mężczyzna, pamiętaj o tym, Lorenzo, bo nie zamierzam się powtarzać.

Powiedziałam to, co chciałam, więc to koniec naszej, jakże „miłej" pogawędki. Odkładam  pustą szklankę na stół, odwracam się w stronę drzwi i ponętnym krokiem wychodzę z jadalni, nie czekając na jego odpowiedź.

Będąc już w swoich czterech ścianach zdejmuję z siebie suknie, i odwieszam ją do szafy. Wędruję do małej łazienki, która znajduje się w moim pokoju. Biorę kąpiel, podczas której zmywam makijaż, myję włosy i ciało. Po wyjściu z wanny wycieram się dokładnie miękkim ręcznikiem i ubieram w czarną, satynową piżamę.

Po tym, jak opuściłam łazienkę skierowałam się od razu do mojego ukochanego łóżka i bez większych problemów odpłynęłam w krainę Morfeusza.

TikTok: j3nk44
Do następnego ❤️

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 07, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Rok Bez DobyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz